Kolejnego dnia idziemy na wycieczkę w drugą stronę - w kierunku Sozopola. Początkowo musimy pokonać kawałek gwarnej i rojnej plaży, gdzie zaciekawiła nas lokalna moda - zapasy w falach. Kilku dobrze zbudowanych kolesi kotłuje się w przybrzeżnej pianie. Ponętne dziewczęta kibicują i piszczą, gdy ich faworyt akurat zostanie mocniej przyduszony lub wpakowany gębą w wodę.
Z daleka widać skały opadające do morza, malutkie zatoczki, drabiny, różne nie pierwszej świeżości zejscią z klifu. Mamy więc przypuszczenia, że spacer będzie przyjemny, a miejsce na piknik czy przekąpkę znajdzie się bez problemu.
Na dużym zoomie ściagam też takie konstrukcje - półwysep, rzeźby, sieci?? Tam też pójdziemy!
W praktyce okazuje się to nie takie proste. Spora część wybrzeża to zwarta zabudowa i wspomniane wcześniej schodki czy drabinki znajdują się przeważnie na ogrodzonym, prywatnym terenie. Kluczymy więc uliczkami i szukamy, szukamy, łazimy jak durni wzdłuż tych wszystkich zasieków.
Kilkakrotnie udaje się przebić do ciekawych fragmentów wybrzeża - przeważnie tam, gdzie są jakieś ruiny czy raczej niedokończone i porzucone budowy. I jak tu nie lubić opuszczonych miejsc?? Gdzie indziej to sobie nawet na morze nie popatrzysz...
Całkiem sporo sieci tu wszędzie stoi.
Czasem zabudowa typowo kurortowa też jest ciekawa i przyciąga wzrok! Jak skrzyżowanie cygańskiego pałacu z Rumunii z lekko roztapiającym się lodem! No i jeszcze do tego te rozgwiazdy! :)
Jeden z domów okala też fajny mur - z takimi ceramicznymi zdobieniami:
Na nadmorskie skały początkowo schodzimy wygrzanymi łąkami...
... które chwilę potem przeistaczają się w kilkumetrowe trzciny i bagienka, wyłożone fragmentami starych płyt chodnikowych.
Już mamy wątpliwości czy w ogóle gdzieś tędy dojdziemy, ale nagle przed nami otwiera się mała zatoczka pełna glonów i meduz. I łódek rybackich.
Urzekł mnie ten napis :)
W trzcinach ukryty jest składzik. Napisy na nim mają chyba zniechęcać potencjalnych włamywaczy. Jeden napis mówi o monitoringu, drugi, że w środku "nie ma nic ciekawego" i nawet narysowali psa, który "kąsa". Skądinąd bardzo dziwna sprawa jest z tym językiem bułgarskim. Jak są jakieś napisy - to prawie wszystko jest dla mnie zrozumiałe. A jak ludzie mówią - to kompletnie nic...
Wspinamy się na skałki, mijając kolejne pochylnie do wodowania łódek.
Kawałek wędrujemy sobie nabrzeżem. Co chwilę inny, fajny widoczek, pusto, można się powspinać - cóż chcieć więcej :)
Dobre miejsce na piknik :)
Dłuższy czas przyglądamy się dziwnym bulgotom w różnych miejscach wody. Ni to wielka ryba? Ni to wiry? A może potwór z morskich głębin?? W końcu obiekt pojawia się bliżej powierzchni:
Wygląda, że ma kuszę i poluje z nią na ryby. Acz konkretnych zdobyczy nie widzieliśmy, mimo że obserwowaliśmy wodne widowisko z pół godziny.
A czy wspominałam, że tu są meduzy? Dużo meduz. Pięknych i dorodnych!
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz