Docieramy do miejscowości Aheloj. Byliśmy tu już 8 lat temu, gdy nieśpiesznie włóczyliśmy się po bułgarskim wybrzeżu czekając na prom do Gruzji. Ale ten czas leci - kiedy to minęło? Nocowaliśmy wtedy na kempingu Ahelojska Bitka. Już wtedy wyglądał na nieco zapomniany, ale działał, namiot można było postawić, wody nabrać. Teraz wszystko jest zabite dechami na głucho i bardzo szczelnie ogrodzone. Szkoda, tyle miłych wspomnień. Ale to był tylko plan B!
Główny plan zakłada osiedlenie się w pobliskich domkach typu UFO. Już wtedy nam się bardzo podobały, ale niestety wszystkie były zajęte. A teraz się udało! Hurra! Tak wyglada zatem nasza "kosmiczna kapsuła" - już zasiedlona!
Część domków należy do ośrodka i można je wynająć. Niektóre chyba są wykupione i służą jako letnie dacze prywatnym osobom. Zazwyczaj one różnią się nieco wyglądem (np. są obite papą dachówkowatą) czy mają dodatkowe wyposażenie (klimatyzatory, anteny, moskitiery w oknach)
Na szczęście te z ośrodka są najmniej przebudowane, więc zachowały najwięcej naturalnego wyglądu z dalekiej przeszłości, kiedy powstały. Konstrukcje mają ponoć około 50 lat, acz po drodze były w nich robione jakieś modyfikacje wnętrz, typu podział ściankami na więcej pomieszczeń. Początkowo występowały w kolorze żółtym, zielonym, niebieskim i białym. Teraz wszystkie są z lekka oblezione i cieniowane na szaro + te brązowe pokryte inną, nową wyściółką. Oryginalnie miały też chyba też inne drzwi i okna, bo te co są teraz to tak średnio do nich pasują. Jakie one były poczatkowo? Nie mam pojęcia, bo w żadnym domku się nie zachowały. Strasznie bym chciała móc zobaczyć zdjecia z czasów, gdy powstała ta baza.
Jedno jest pewne - ośrodek jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju! Acz jeśli się mylę i ktoś zna podobny - to będe mega wdzięczna za namiary!
Czy to normalne, że domek się na ciebie patrzy??? ;)
Domki są położone na samym brzegu morza, więc widok z okna jest kapitalny i do snu przygrywa szum fal.
Zejście na "plażę" jest wybitnie utrzymane w stylu bubowym :)
Brzeg morza akurat w tym miejscu jest betonowym obrywem, który wali prosto w fale. Wygląda na to, że podmywało go i już dawno temu istniało niebezpieczeństwo, że domki zabierze morze. Bo tylko tu, na krótkim odcinku, jest ten betonowy klif.
Mur zakręca i stanowi też barierę od strony bagnistej rzeczki, która tu wpada do morza. Może zatem i ona czasem wylewa?
Gdy wieje i fale są większe to w ogóle ciężko przejść dołem suchą stopą. Jak morze akurat jest spokojniejsze - to można myk myk po gzymsiku.
W najbliższej okolicy również nie brakuje starego betonu np. w postaci jednego czy drugiego molo, z lekka już nadszarpniętego przez morski żywioł. Nie jest to wprawdzie molo z Karosty ;) ale też fajnie połazić. Najchętniej bywają tam wędkarze.
Na kąpiele jest też bardziej klasyczna plaża, w sensie taka z piaskiem. Jest jakieś 100 metrów dalej. Toperz i kabak cieszą się falami, ja trochę mniej, bo nie lubię moczyć głowy. Wolę spokojniejsze, stojące wody. Moje bajora będą w kolejnych dniach!
Kiedy oni dokazują w morskich odmętach - ja sobie oglądam łódeczki i ściągam na zoomie różne budy na horyzoncie, do których od razu mam ochotę się wybrać! :)
Spędzimy tu kilka dni i często będziemy bywać w pobliskiej knajpie. Ma fajny wystrój - cały sufit pod wiatą jest obwieszony tablicami rejestracyjnymi.
Mają tu przegląd blach z kilkunastu krajów. Z Polski też znaleźliśmy, np. Szczecin, Polkowice. Ciekawe jaki był mechanizm powstawania tej ozdoby ? Czy turysci odkręcali blachy z auta, zostawiali, a potem na granicy mówili, że zgubili/ukradli? Czy przywozili swoje stare rejestracje?
Natomiast w środku knajpy trwa cygańska impreza! ;)
Głównie żywimy się rybami. Najlepszy jest chyba "safrid", co na polski tłumaczy się jako ostrobok. Dwa lata temu też je jedliśmy i też były takie pyszne!
Czasem dla odmiany zapoznajemy się z krewetkami, małżami i kalmarami.
Śniadania natomiast zjadamy sobie w wiacie stojącej już praktycznie przy samym gzymsie urwiska. Czasem zwiewa ze stołu kanapki, ale widać nadmorska kanapka tak ma i czasem lubi polatać.
Jest tu też taki fajny, cienisty domeczek o bardziej zwyczajnym kształcie, acz on niestety nie na wynajem - służy jako komórka na miotły. To jest jedyna rzecz, ktorej brakuje w tej bazie - drzew!
Jednego wieczora mamy niecodzienne przedstawienie. Odwiedza nas wąż. Zachowuje się nieco dziwnie, nie wiemy czy zrzuca skórę, czy właśnie zjadł coś dużego - czy może jego coś zjadło? Tak przedziwnie się kręci w kółko, wije, a ostatecznie prawie zawiązuje na supeł!! Obserwujemy skubańca z pewnej odległości, bo nie wiemy czy nie jest przypadkiem jadowity. Ostatecznie rano znaleźliśmy tego węża zdechłego, więc wychodzi na to, że jednak nadgryziony - chyba go jakaś mewa za mocno poturbowała.
Idziemy też wybrzeżem na północ, w kierunku Nesebyru. Obuwie dostosowane do pokonywania bagien i zapór wodnych ;)
Dużo tam się pobudowało hoteli, acz niektóre wyglądają na niedokończone, a może nawet porzucone w trakcie budowy? Zaraz obok rozciągają się pyliste drogi, zioła albo nabrzeża z betonu pamiętającego jeszcze inne czasy. I może jakąś zupełnie inną zabudowę?
Takie dziwne konstrukcje tu gdzieniegdzie występują. Rozważamy czy to ławeczki? Czy może bardzo niskie poręcze? Albo bardzo wysokie krawężniki? ;)
Znajdujemy też kolejny bunkier do kolekcji. Ot górka bluszczu wśród płowych traw!
Wracamy już po zmroku. I właśnie idzie burza. Chmura zajmuje pół nieba i jest taka przedziwnie równa.
Błyska się bardzo konkretnie. Mijane hotele molochy w większości są puste. Świecą tylko recepcje i baraczki gospodarcze, okna w pokojach czy na korytarzach są wygaszone. Może czerwiec to tutaj jeszcze nie sezon? Wieczór jest niesamowicie ciepły! Mimo że z przyzwyczajenia ciągnę wyładowany ciepłymi ciuchami plecak - mam ubrane krótkie spodnie, sandały i jest mi całkiem dobrze! Niesamowite! Buba nie marznie! Cóż za fenomen! ;)
Trzęsący się od grzmotów horyzont, ciepły wiatr przewalający pyłem na drodze i te wygaszone budynki. No i zupełnie pusto wokół. Fajny klimacik jest dzis w tym Aheloj!
Mijamy coś na kształt malutkiego portu dla kutrów rybackich. Koło łódek leżą pryzmy sieci, kotwic i chyba różnych bojek czy obciążników dla nich - zrobionych z przeróżnych materiałów, które tym sposobem dosłały nowe życie.
Chyba często walają się tu jakieś smakowitości. Towarzystwa dotrzymują nam stada puszystych, długoogoniastych futer!
Burza ostatecznie nie przyszła, pohuczała w tle i omineła. Kolejnego wieczoru jest podobnie. Dla odmiany burza idzie od morza. Cały horyzont jest granatowo-czarny i co kilka sekund rozświetlają go błyskawice. Taka jakaś wyjątkowo "elektryczna" burza. Morze jest wyjątkowo ciepłe - może te pioruny go podgrzewają? ;) Choć są jeszcze na tyle daleko, że praktycznie nie słychać grzmotów. W sumie to była jedna z najlepszych kąpieli w morzu - przy tych naturalnych stroboskopach :) I nie było fal, więc i ja mogłam rozkoszować się ciepłą morską tonią. Nie chciało się wychodzić. Może tylko po to, aby się napić wina wbitego w piasek ;)
A to dla odmiany miejscowy poranek. W dobrym momencie akurat wychodziłam do kibelka ;)
cdn
Wąż chyba jadowity...
OdpowiedzUsuńDomki fajne - ale ale. Brak zdjęcia z środka. I jak z temperaturą w nim w lato?
Wiesz, że nie mam zdjecia ze środka? Nie wiem jak to się stało, ale ani jednego! W środku były 3 pomieszczenia - jedno do spania z łozkami i stolikiem, drugie jakby mini kuchnia i trzecie lazienko-kibel. Na podlodze kafelki, ściany białe albo jakies szare. Od środka wyglądało to jak zwykly pokoj w bloku.
UsuńW nocy i rano temperatura była w porzadku, ale popołudniu się nagrzewał i robiła się duchota, że bez otwartych na oścież drzwi i okien mozna się było udusic. Myśmy zwykle wychodzili z domku rano i wracali wieczorem, wiec nie było to problemem. Ale jakby ktoś chciał całe dnie spędzać w środku to lepiej wybrac jakis brzydszy domek, który stoi jednak w cieniu drzew a nie na totalnej patelni.
A jakie tam we dnie i nocy były temperatury? Bo w Chorwacji powyżej 35ciu ciężko jest wytrzymać nawet nad wodą, spacery/wycieczki to męka. My wtedy przyjmowaliśmy model hiszpański - sjesta ok 14-16 i dopiero potem się ruszaliśmy - albo znów na plażę, albo na obiad (ten co co najmniej o 18tej). I przy takim modelu to ciężko widzę sjestę w tym domku.
UsuńOgromna szkoda, że nie masz zdjęcia...mnie ostatnio interesują takie małe domki.
Nie wiem jak to się mogło stać, że nie mam żadnego zdjęcia. Bo wydawało mi się ze robiłam dwa albo trzy. A nie ma. Nie wiem czy skasowałam przez przypadek czy co?
UsuńW dzień mysle, że koło 35-40 stopni, a w nocy koło 20-25. W Sofii faktycznie bylo ciężko wytrzymać jak połączyć to ze spalinami i ogólnym oddechem betonowego miasta, dosyć dawało w tyłek chodzenie po górach w pełnym słońcu (zwłaszcza jak było stromo ;)) ale w terenie nadmorskim te temperatury były bardzo przyjemne i nie odczuwało się tak gorąca (mówię o toperzu i kabaku, którzy są normalni) bo od morza wiał chłodny wiatr i było świeżo, nie było duchoty, było super wiec nie było potrzeby aby się chować. Tyle że można się było w takich warunkach fest spalić na słońcu wiec duzo sie nacieralismy kremami. Praktycznie całe dnie spedzalismy na spacerach i kapielach, wracalismy do domku jak się ściemniało, wiec była to gdzies 21:30. Koło 10-11 rano już sie robiło w środku domku duszno, wiec te akurat domki na sjesty to się absolutnie nie nadają.
Potem bylismy jeszcze w innych domkach, mniejszych, drewnianych i połozonych w cienistym zagajniku - więc jakbym miała tobie jakieś polecić - to zdecydowanie tamte drugie.