Na kolejną “starorzeczową” wycieczkę ruszamy po długiej przerwie - dopiero w październiku. Lato nie jest zbyt dobrym terminem na tego typu szlajanie, tak samo jak na zwiedzanie opuszczonych pałacyków. Zresztą - z tych samych względów. Zbyt gęsty chaszcz mocno utrudnia przemieszczanie się w terenach często pozbawionych ścieżek (innych niż sarnie), a kłębowisko zieloności uniemożliwia dostrzeżenie różnych widziwiastych kształtów drzew czy nacieszenie się bobrowiskami. Poza tym - latem jest tysiąc innych pomysłów na udane spędzenie czasu w terenie. No więc gdy noce stają się chłodne, liście żółkną, a chwasty więdną - znów nasze oczy zwracają się w stronę nadodrzańskich bajorek. Okolice między Oławą, Wrocławiem a Jelczem mamy pod tym względem wstępnie obczajone, więc jesień upłynie pod hasłem starorzeczy koło Brzegu. Pierwszym, które zamierzamy zaszczycić swoją obecnością, jest staw Kamiennik położony na południe od Kościerzyc.
Ruszamy z wioski z planem dotarcia tam nieco naokoło. Nie przypuszczamy, że na takim niewielkim obszarze uda nam się tak skutecznie zgubić, a co najlepsze - kilkukrotnie wrócimy w to samo miejsce, mimo podejmowania prób udania się w kierunku przeciwnym ;) Po raz pierwszy doświadczamy tak dobitnie, że na bagnach wodzi naprawde! I to niekoniecznie w mgliste noce, a w sam w środek słonecznego dnia! Nie pamiętam, żebyśmy kiedyś zrobili tyle kilometrów kręcąc się dosłownie w kółko!
Wioskę Kościerzyce opuszczamy przez pola kukurydzy.
Trochę wędrujemy wałami wyłożonymi perforowaną, betonową płytą.
Pola i drogi są nieco podmokłe. Odrzańskie klimaty zaczynają być powodziowe, a ziemia wypluwa wodę w różnych, nieraz nieprzewidzianych miejscach.
Tuptamy polami wzdłuż kanału, który ostatecznie okazuje się nie być tym kanałem, za który go mieliśmy. Stąd idąc jego tropem, jak można się domyśleć, docieramy w miejsce totalnie niezgodne z planowanym ;) Ale czy właśnie to na wycieczkach nie jest najfajniejsze? :)
Cały czas towarzyszą nam odgłosy strzałów. Początkowo czujemy się z tym niezbyt komfortowo, obawiając się czy gdzieś obok nie odbywa się przypadkiem polowanie i czy my zbytnio nie przypominamy dzików? Strzały jednak nie są pojedyncze - jest to cała kanonada! Wychodzi na to, że odgłosy dobiegają zza Odry, gdzie mieści się teren wojskowy, strzelnice i chyba właśnie mają jakieś ćwiczenia. To nas nieco uspokaja, acz ciągły odgłos pobliskiej strzelanki tworzy jednak jakiś taki podświadomy niepokój.
Kilkakrotnie trafiamy na fajną drogę z betonowych płyt, malowniczo zasypaną zeschłymi liśćmi. Ta droga ściąga nas jak magnes - gdzie bysmy nie poszli i tak w końcu na nią wyjdziemy.
Ogon z patyka najlepiej się ciągnie po płytach! Bo w zaroślach czy na błocie on się z lekka blokował. A tutaj to on równoczesnie robi "tutu tutu" - zupełnie jak pociąg!
Na środku owej drogi robimy sobie mini popas! Dzień jest wręcz upalny i miło się siedzi na ciepłych płytach, które grzeją w kuper!
Kabak chyba zobaczył, że my coś sobie dziś nie radzimy z mapami - i postanowiła wziąć sprawę we własne ręce...
Szło całkiem dobrze, aż drogę przegrodziła z lekka wezbrana rzeka... ;)
Cóż… Nie było wyjścia.. Zrobiliśmy tam ognisko!
Jak od kilku godzin targam w plecaku ten opiekacz - to niech się przyda!
Jakiś wędkarz nam nawet krzesełka zostawił! I żar w ognisku! Zastanawialiśmy się nawet czy ten ktoś może za chwilę nie wróci? Może poszedł tylko do kibelka? Kabak jednak kiwał głową.. “A może ten ktoś tu wciąż jest, tylko my go nie widzimy? Może to my wbiliśmy bez zaproszenia na jakieś ognisko - widmo?“
“A może właściciel krzesełek zamienił się w motyla? O tego!” :P
Klimaty tam mamy jak w jakiejś dżungli.
Ulubione zajęcie kabaka na biwakach - gaszenie ogniska! Bo ono robi wtedy psssssssss…. I duży kłąb pary bucha w pyszczek!
Przyszło wracać spory kawałek, jako że zarówno nasze początkowe wędrowanie po bagnach i kukurydzach, jak i trasa zaplanowana przez kabaka - do wybranego starorzecza nas nie zbliżyły ;)
Ale w końcu i do niego dotarliśmy! Kamiennik okazał się średni...
Ot bajorko jak bajorko. Rozpaskudziliśmy się na innych starorzeczach, których nieraz mroczny i dziki klimat wysoko postawił poprzeczkę.
Acz odpowiednia dawka chaszcza musiała być! :)
Wycieczka więc potwierdziła wyznawaną od dawna teorie, że droga jest często ważniejsza od samego celu.
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz