bubabar

poniedziałek, 8 lutego 2021

Śladem poradzieckich baz - Bory Dolnośląskie, Karczmarka (2020)

Miejsce to intrygowało mnie już od bardzo dawna. Na mapach satelitarnych fragment lasu położony na wschód od Trzebienia wygląda zdecydowanie nie codziennie. Oddalona od wsi i innych osiedli ludzkich jakaś zagubiona osada - plątanina dróg i wyraźnie widoczne budynki.


Udało się dotrzeć do informacji, że w lasach pod Trzebieniem, na terenach nieistniejącej wsi Karczmarka, były duże radzieckie składy amunicji i paliw. Zyskały one sobie sławę niesamowicie wielkim wybuchem, do którego tu doszło pod koniec lat 80 tych. Do teraz krążą różne hipotezy - a to o katastrofie samolotu z okolicznych poligonów, a to, że nie spadł samolot, a tylko “upuścił bombę”. Inne wersje zakładają zwykłe zaprószenie ognia przez szeregowego żołnierza. Rzucony pet w tysiące ton paliwa może również wywołać dość spektakularne efekty... Jedno jest pewne - pierdyknęło bardzo solidnie. Niektórzy nawet twierdzą, że widzieli atomowy grzybek. W pobliskich miejscowościach powypadały szyby w oknach, gdzieś fala uderzeniowa zerwała dachówki, a jedna pani z Trzebienia zarzekała się, że tego dnia uległa zniszczeniu jej cała zastawa stołowa. Świadkowie opowiadali o fragmentach ludzkich ciał rozrzuconych po lasach i wiszących na drzewach wnętrznościach. Długo wyły po lasach sygnały karetek czy straży pożarnych. Strona radziecka wszystko utajniła, nikogo z polskiej strony nie wpuszczono na teren bazy. W czasie likwidacji i opuszczania bazy została zniszczona dokumentacja. Dokładna przyczyna katastrofy jak i liczba ofiar pozostanie więc chyba na zawsze tajemnicą...

Pierwszy raz w tamta stronę wybraliśmy się już 10 lat temu. Trafiliśmy jednak na teren zajęty przez jakieś firmy czy magazyny, kręciły się ciężarówki, łaziło dużo ludzi. Nie byliśmy również pewni czy jest to obiekt, którego szukamy. Ale było wiadomo, że dalsze zwiedzanie nie jest realne. Poszliśmy więc kawałek dalej w lasy, udało się znaleźć ruiny poradzieckich magazynów warzywnych i jeden mały bunkierek. Jako że lało niemiłosiernie to wycieczkę obwołaliśmy za zakończoną. Troche zdjęć z tego wypadu wrzuciłam tu RELACJA

Ale niedosyt pozostał… Plan powrotu w te tereny dojrzewał kolejne 10 lat… ;) Tym razem postanowiliśmy uderzyć do dziwnej osady od strony przeciwnej - i to okazało się chyba dobrym pomysłem!

Dominują tu sosny.



Ale nie kojarzę innych lasów, gdzie byłoby aż takie nagromadzenie “czarcich mioteł”. Coś im tutaj musi pasować, że tak bujnie rosną!






Takie okazy napotkaliśmy w czasie poprzedniej wizyty w tym rejonie!



Sosna o malowniczym kształcie - zupełnie jak przeniesiona gdzieś z nadmorskich terenów!


Za to brzozy nie są w tym lesie chyba mile widziane… ;)


Tu chyba zbierają jakieś robale! Wygląda jak rodzaj lepa na muchy!


A tu spod mchów wyłaniają się potwory! Czekają w półuśpieniu na swój dzień!



Sucho jest...


Sporo wędrujemy wśród wrzosów. Właśnie zaczynają kwitnąć. Gdzieś tu podejmujemy decyzję o jutrzejszej wycieczce na wrzosowiska przypustynne!




Wszyscy twierdzą, że opóźniam wycieczkę ;)


Powoli docieramy do granic dawnej leśnej bazy. Kiedyś cały jej teren był ogrodzony. Solidne słupy - i coś co wygląda jak resztki drutu kolczastego pod napięciem?








Pojawiają się pierwsze budynki. W większości przypadków już niezadaszone ruiny lub tylko resztki ścian.








Zagłębienia, murki z resztkami jakiś wyrytych napisów...



Albo taki mocno pokruszony głaz. Zupełnie niepasujący do otaczających go lasów o pachnącym żywicą igliwiu… Kabak zaraz został odłowiony i zabrany z tego miejsca, co spotkało się ze znacznym oraz głośnym sprzeciwem. Nie wiem, ale jakoś ten kamień mi się nie spodobał. Nie potrafię powiedzieć dlaczego… Jakiś był taki "nieziemski" ;)


Jeden z hangarów zachował się w dużo lepszym stanie.


Po wejściu do środka wygląda wręcz jakby świeżo został wyremontowany. Jakby ten beton był niedawno wylany. Kanty są równe, jakby wypolerowane. Podłoga jakby zamieciona.



Uświadamiamy sobie też, że nie ma tu żadnych śmieci ani wysprejowanych ścian… Więc może i nas nie powinno tu być?

Takie tylko napisy znajdujemy.



W miejscu gdzie powinny być kolejne skupiska budynków są już tylko dziury w ziemi i wyjeżdżone koleiny.



Na horyzoncie widać gruzowisko i jeździ jakiś spychacz. Postanawiamy się wycofać. Chyba nic więcej ciekawego tu nie znajdziemy, a robotnicy zazwyczaj się denerwują jak się im wlezie na plac budowy.

Kierując się w stronę leśnej drogi napotykamy taką tablicę. I zadajemy sobie pytanie - czy ona pochodzi z czasów świetności bazy czy raczej jest współczesna? Toperz zauważa, że gdyby ona była “bazowa” to raczej nie byłaby po polsku… Albo nie tylko...


Im bliżej głównego wjazdu do bazy, tym płoty stają się bardziej kompletne. Pojawia się zgromadzony złom. Budynki przy głównej drodze nadal, podobnie jak 10 lat temu, są zagospodarowane pod jakieś firmy czy magazyny. Słychać odgłosy psów i ludzkich rozmów. Ten fragment bazy zdecydowanie opuszczony nie jest.

W dalszej części lasu znów napotykamy ruiny. Ale już takie bardzo fragmentaryczne i mocno zjedzone przez przyrodę.




Wokół wala się sporo ciekawych kamulców. Przypomina to najbardziej pohutniczą szlakę. Kamienie są niebieskie, seledynowe, perforowane jak pumeks, o lśniącej zeszklonej powierzchni. Z tego co udało się dowiedzieć to chyba jakieś odpady żelaziste.





Dodatkowe informacje spływają na nas na samym końcu wycieczki - od napotkanych miejscowych. Teren dawnej bazy ponoć od czasów likwidacji i opuszczeniu przez radzieckie wojska - jest prywatny. Tablica więc nie kłamała. Nie przeszedł w ręce Lasów Państwowych ani nie został oficjalnie udostępniony dla turystów - bo nadal zalegają tam różne niewybuchy i miny. A przynajmniej taka jest oficjalna wersja. I ponoć rosną tam najpiękniejsze kanie w całych Borach Dolnośląskich, o ogromnych kapeluszach i niepowtarzalnym aromacie. Miejscowi na kanie oczywiście chodzą, ale odradzają włóczenia się po tym terenie, a zwłaszcza schodzenia ze ścieżek i nurkowanie w głębokie zarośla. Bo licho nie śpi. I teraz pytanie - czy chodzi o te miny czy żeby im nie wyżreć kań? I chyba ostatecznie dobrze, że spotkaliśmy ich wieczorem - bo pewnie byśmy się dali nastraszyć i zrezygnowali z eksploracji tego ciekawego terenu. A było fajnie! Czasem więc może lepiej nie wiedzieć?

Zawijamy też (już po raz trzeci!) do kina w Trzebieniu. I wreszcie udaje się znaleźć mural! Do trzech razy sztuka! Jak myśmy mogli to wcześniej przegapić?




Kino jest już w kompletnej ruinie, ale trochę napisów tu i ówdzie się jeszcze zachowało!



Scena z cytatem z Lenina.



Miejsce imprezowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz