bubabar

niedziela, 28 października 2018

Ljadowa - Ukraina 2018 cz.9








Do Ljadowej zajeżdżamy wieczorem. Miejscowy monastyr fajnie sie prezentuje przyklejony do skalistego zbocza.




Zwiedzaniem zajmiemy sie jutro - dzis szukamy miejsca na biwak. Planujemy spac za wsią, nad rzeką, niedaleko klasztoru. Zjezdzamy na nadbrzezne łąki.

Napotkany wędkarz odradza to miejsce. A my żesmy sobie zapomnieli, ze tutaj Dniestr jest rzeką graniczną… Wędkarz mówi, ze za dnia moze tu przebywac kazdy, ale w nocy sie nie wyśpimy. Bedziemy miec kilka odwiedzin pograniczników a najprawdopodobniej nas w ogole stad wyproszą. No tak.. Ciezko tez nam bedzie powiedziec, zesmy nie wiedzieli o ścisłym terenie przygranicznym - słupek stoi na samym środku łąki, a tam gdzie chcielismy postawic busia okazuje sie, ze jest lądowisko dla helikopterów… ;)


Na wszelki wypadek pytamy jeszcze w pobliskim domu. A nuż wędkarz mial nieaktualne informacje albo co. Niestety. Gospodarz potwierdza - w dzien tak, w nocy nie. Łąki to zona przygraniczna, bedą kłopoty.. Tam macie parking. Szkoda. A takie ładne miejsce…


Straznica z pogranicznikami jest 200 metrow stad. Mijalismy ją tu jadąc. Daleko nie mają ;)

Przed klasztorem jest ogromny wyasfaltowany parking. "Na parkingu mozna zostawic auto na noc a w pobliskich wiatach biesiadowac i palic ogniska. To miejsca dla turystow i pielgrzymów. Tu nikt sie was nie czepi. Tylko uwazajcie wracajac w nocy z kibla - zeby nie pomylic kierunków - bo za kiblem zaraz jest granica!”
Była tez sugestia, zeby nie wjezdzac miedzy wiaty. Busio zostaje wiec na betonie.




Palimy ognisko pozyskując drewno ze strefy przygranicznej na granicy legalnosci - bo juz sie zmierzcha ;) Czy szarówka to dzien czy noc? Nie wiemy jak interpretowac lokalne zwyczaje, ale wiemy ze drewno jest nam potrzebne ;)




Na wiatowisku buszuja trzy koty. Chyba mają tu niezłą wyżerke z tymi wszystkimi pielgrzymami. Koty są nieco natrętne, co chwile masz ktoregos na plecach albo na kolanach. Biały podrapał kabaczka jak ją karmiła. Od teraz kabak ciagle powtarza, ze czarne koty są dobre a białe złe. ;)

Wieczorem, juz po zmroku, zajezdzaja na parking dwie marszrutki i wysypują sie z nich babuszki. I suną w góre, ku skałom i kaplicom. Chwile pozniej w grotach pojawiaja sie pełgające światła świec a po okolicy roznoszą sie zawodzące śpiewy. W połączeniu z graniem cykad, trzaskiem ognia i szumem pogranicznej rzeki tworzy to niepowtarzalny klimat. Jest nieziemsko cudnie!

W nocy przejezdza obok nas auto. Trąbi, wywija bączki po parkingu. Chyba jacys gówniarze mają świetną zabawe. Potem jedzie nad rzeke i wyje tam silnikiem jakby sie zakopal lub tak po prostu dla popisu. Nie mija 5 minut jak pojawia sie motocykl ze światłem szperaczem o zasięgu chyba 5 km. Jedzie do nich i slychac podniesiony głos. Auto grzecznie odjezdza i juz nie wraca. Chyba pogranicznik przyjechał ich opierdzielic.

Dwa razy w nocy, jak ide do kibla, słysze stłumione głosy i szuranie po krzakach. Do wychodka boję sie iść (daleko) a robiąc siku pod krzakiem czuje sie nieco niekomfortowo słysząc jakies głosy jak spod ziemi.

W nocy wychodze zwykle bez latarki. Raz prawie wpadam na zaparkowany obok bus. Nie slyszelismy jak przyjechal. Rano juz go nie ma. Nie slyszelismy tez jak odjezdzal.. ;)

Poza tymi drobnymi incydentami noc mija spokojnie.

Rano po parkingu kręci sie troche wszelakich stworzeń.




Odkrywamy, ze jedna z wiatek jest studnią!




I ze za wychodkiem rosną orzechy!


A potem idziemy pozwiedzac monastyr. Spora jego część jest w remoncie. Przy jaskiniach spotykamy ekipe z taczkami przerzucającą kamienie. Są wsrod nich i mnisi, i robotnicy z wioski. Zagadują nas czy zostajemy do jutra. Bo jutro jest jakies wielkie świeto związane ze św. Janem i beda tu tysiace pielgrzymów. Własnie dlatego stawiają polowy ołtarz - namiot na nadrzecznym lądowisku dla helikopterów.


Ze skał fajnie widac jak noszą tam ikony, pozłacane kielichy i świeczniki oraz duzo dywanów. Dywany najpierw trzepią.







Dziś jestesmy chyba jedynymi zwiedzającymi. Co chwile przychodzą inni mnisi i opowiadaja nam o załozeniu klasztoru i o jakiejs wyjatkowo świetej ikonie, ktora przypłyneła tu z nurtami rzeki. Zanim jeszcze powstal obecny klasztor ponoc byla tu jakas dawna twierdza. Nazwa miejscowosci ma pochodzic od slowa “ledawa” co ma znaczyc “twierdza z białej skały”. Malowidła scienne w grotach mialy tez potwierdzac, ze zyli tu chrzescijanie w pierwszych wiekach naszej ery (bo są podobne do tych z rzymskich katakumb.)

Za zalozyciela obecnego monastyru uwaza sie Antoniego, mnicha znad Dniepru, ktory złozyl śluby na greckiej górze Afon a potem wrócil na tereny dzisiejszej Ukrainy i szukał sobie pustelni. I to miejsce, z grotami zawieszonymi wysoko nad wodami Dniestru, tak go urzekło, że sie tu osiedlił. I to bylo jakos w XI wieku. Nie zagrzał tu miejsca jednak zbyt długo. Czemu? To chyba nie do konca wiadomo. Zostala tu na pamiatke jego cela z kamiennym łózkiem, gdzie trzeba posiedziec na szczescie - co chetnie czynimy :)


Rowniez lokalne źrodełko nazwano jego imieniem. A sam Antoni po kilku latach w Ljadowej wyprowadzil sie nieco na wschód, tam znalazł sobie przytulniejszą pieczare i wraz z innym pustelnikami załozyl Ławre Kijowską.

Dzwonnicy, czyli najwyzej polozonego punktu klasztoru, niestety zwiedzac dziś nie mozemy. Odkryli tam niedawno gniazdo szerszeni i nie chcą ich dokarmiac ;)

Wspinamy sie wyboistą drogą w góre. Kabak kiwa głową "tu musimy iść bo tu by sie busio zakopał!"


Widoki z klasztornych murów.




Utopione w zieloności zabudowania wioski.




Cerkiew chyba juz po mołdawskiej stronie..



Wielka tama w Nahorianach - część nowodnistrowskiej elektrowni.


Mijane po drodze skalne kapliczki, rzeźby i nagrobki.




A tu ponoc w skałe wrośniety szkielet dinozaura! Czy to prawda czy tylko skała sie tak dziwnie ułożyła? Ale dokładnie widać łeb, kuper, nogi...


Przyklejone do skał budynki.




Kaplice w skalnych pieczarach.





Najwiecej łazimy po klasztorze z jednym mnichem. Opowiada nam historie i własciwosci kazdej tutejszej ikony - ktora jest szczegolnie cudowna, która jest kopią jakiejs znanej z inego miasta, ktora jest podarkiem od jakiegos artysty, oligarchy czy pielgrzyma.



Sporo ikon jest zrobionych z mozaiki. To dzieła byłego narkomana z Winnicy, ktory porzucił nałóg i sie nawrocił i dodatkowo odkrył w sobie taki talent twórczy.




A tu gablota z imionami na mnichów. Ktore imie jest juz “zajęte” to nie ma tam “guzika”. Czy ten “guzik” dany mnich nosi przy sobie? Czy sie go gdzies odkłada? Tego juz jakos nie dopytalismy..


W któryms momencie mnich oddala sie na “zaplecze” i przynosi małą, podłużną ikone w srebno-złotym pancerzyku. I postanawia nas nią pobłogosławic. Fajna sprawa! Mroczna komora skalnej cerkwi, cichy, monotonny śpiew na ustach mnicha, zapach świec i kadzidełek.. Promienie wpadają przez małe okienka, ikony łypią na nas melancholijnym wzrokiem. Mnich przyklada nam ikone do czoła. Powierzchnia obrazu jest gładka i dziwnie ciepła. Jakby leżała na słoncu a nie w ciemnej jaskini skąd była przyniesiona. Troche mamy momentami zagwozdke jak sie zachowac w takiej sytuacji - czy sie przeżegnać (i jak? ;) ), czy ucałowac obraz, czy przykleknąc, czy cos powiedziec? Klimat jest fajny ale bardzo nam tez zalezy, zeby nie zrobic jakiejs wiochy i nie zważyc miłej atmosfery. Sytuacje ratuje kabaczę, ktore ochoczo i z rozmachem całuje ikone, obejmuje ją łapkami a na koniec żegna sie w sposób adekwatny do miejsca, a nie tak jak uczyła ją babcia ;) Mnich jest totalnie rozczulony zachowaniem maleństwa, ktore natychmiast dostaje batonik!

Wszyscy wspominają tu coś o kąpieli i nas do niej zachęcają. Początkowo nie mozemy skumać o co w tym chodzi? Czy moze pachniemy jakos niewłasciwie? Czy moze jest jedno wyznaczone miejsce nad rzeką, gdzie wolno wejsc do wody, a gdzie indziej łowi pogranicznik i ma sie kłopoty? “Juz sie kąpaliście?”, “Ale pamietajcie, zeby wykąpac sie z głową!”, “Zebyscie nie zapomnieli o kąpieli!”. O co u licha chodzi? Początkowo robimy głupie miny albo zmieniamy temat. Ale w koncu zbieramy sie na odwage i pytamy głownego mnicha - jaka kąpiel? No i sie dowiadujemy. Jest tu cudowne źródełko. Jego wode sie pije, obmywa twarz i kąpie sie w calosci w specjalnym baseniku! Ponoc nalezy sie zanużyć z głową trzy razy - wtedy nastepuje pełne oczyszczenie organizmu. My oczyszczamy sie tylko częściowo - woda jest totalnie lodowata! Nawet zanużenie po szyje jest mega wyzwaniem. Zzzzzimne toto! Ale nie wykąpac sie w cudownej wodzie? Dającej zdrowie, siły i pomyślność? Z widokiem na pograniczny Dniestr i białe skały pełne mozajek świetych gęb? Nie ma bata! Chlup!!!! Wszyscy zapodajemy kąpiel! I nie jest bardzo źle! Jest calkiem miło! Na tym wyjezdzie mamy fajną faze na ciekawe kąpiele. Nie tam jakies zwykłe jeziora - albo wielki wodospad albo klasztorne prozdrowotne źródło! O dziwo nawet kabak nie płacze wsadzony do zimnej wody - zwykle po włożeniu do gorskiego potoku jest wrzask a tu rechot radosci! Moze wyczuwa, ze jest to wyjątkowo dobre miejsce?





A tu do picia!


Na koniec mnisi nas jeszcze zapraszają na poczęstunek, ale niestety musimy odmówic :( Tak sie obżarlismy na sniedanie, ze juz nic nie wejdzie.

Mnisi polecają nam jeszcze klasztor w Halicy, ze tez uwieszony naddniestrzanskich skał. O Buszy nic nie słyszeli. Dziwne... Tam tez cos podobnego miało byc... Ale tego sie juz nie dowiemy. Busza juz nie tym razem, tam nie zdążymy zajrzec. Ljadowa jest najdalej na wschod wysunietym miejscem tegorocznego wypadu. Od dzis wykręcamy spowrotem na zachod. Minela połowa wyjazdu - powolny powrót czas zacząć.

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz