W tym roku wyszło tak, ze na majówke mozemy poświecic tylko 4.5 dnia. Jechac wiec gdzies dalej, za granice, jest troche bez sensu. Pozostaje wiec cos wymyslic do zwiedzania w Polsce. Tylko czy jest szansa w tym terminie nie zostac zadeptanym, nie patrzec całymi dniami na kłębiący sie tłum? Trzeba wybrac jakies miejsce gdzie nic nie ma. I co najwazniejsze - miejsce, ktore nie jest modne. Miejsce, pobytem w ktorym nie zabłysniesz wsrod znajomych.
Wybór pada na tereny miedzy Wołowem a Górą. Ostatnio nasze ulubione. Włóczylismy sie juz tam kilkukrotnie, ale zimowymi porami - w poszukiwaniu opuszczonych pałacyków, ktorych jest tu wielki dostatek. Teraz pałacyki zarosły a pogoda pozwala na cieszenie sie biwakami i brnięciem rowerem gdzies leśnym i polnym bezdrozem. Taki jest wiec plan. Na pierwszy biwak zatrzymujemy sie na lesnym parkingu polozonym na skraju malutkiego przysiółka - trzy domy posrod sosnowych lasow. Ostatecznie wychodzi tak, ze na reszte biwakow tez tu zostajemy. Bo stad zaczynają sie wszystkie trasy rowerowe, ktore zaplanowalismy zapodac w najblizszych dniach. No i miejscowosc nazywa sie adekwatnie do terminu wycieczki! :D
Wyjezdzamy piatkowym popoludniem. Samoloty mają dzis jakis wybitny okres aktywnosci. Troche jakby wsadził kij w mrowisko. Niedlugo chyba zaczną grac ze sobą w “kólko krzyżyk”. Na razie tylko “iksy” w modzie ;)
A oto i miejsce naszego obozowiska. Przez cały czas pobytu nie spotkalismy tu nikogo. Tzn. z przyjezdnych. Jeden miejscowy kilkukrotnie przychodził na pogawędki.
Jest i kibelek. Wymagajacy wyczyszczenia przed uzywaniem. Solidnie obsrany - ale o dziwo nie przez ludzi! Przez ptactwo! :)
Na pierwszą wycieczke wyruszamy na pólnocny wschod. Przez wygrzane sosnowe lasy pachnące igliwiem, żywicą i piaskiem. I potwornie suche. Ściólka pod butem zamienia sie w pył. Z nieba leje sie żar. Gdyby nie kalendarz nikt by nie uwierzyl, ze wciaz jest kwiecien!
Mijamy jedno podeschniete jeziorko. Zmigrowały tu chyba wszystkie żaby z okolicy - woda az sie rusza od ich łbów i kuprów!
Zaplanowana na dzis trasa wcale nie miała byc długa. Jak sie jednak okazuje bedzie dłuzsza niz sie wydawało. Wiekszosc leśnych dróg to piach po kostki. Jedzie sie… różnie. A czasem pcha wsrod spiewu wiosennego ptactwa i szumu drzew.
Tylko jedna sosna sie wyłamała innokształtnością!
Czasem pojawia sie drugi z moich ulubionych elementow udrzewienia leśnego - brzoza!
Docieramy do duzego lesnego rozdroza, na mapach opisywanego jako Gąsior. Wyglada jakby kiedys była tu jakas osada. Jest kilka owocowych drzew, jak gdzies w Bieszczadach czy Niskim.
Suniemy do Wierzowic Małych, przez koleiny, zakręty, wsrod zapachu krzewów, ktore kwitną na potęge i wszystkie naraz.
Wierzowice witają nas bzem gigantem, brukiem i calkiem sympatyczną starą zabudową.
Barycz sobie płynie i zachęca aby zacząc myslec o jakims pontonie!
Po drodze mijamy tez inne cieki wodne, rzeczki, kanały, stawki, starorzecza i wszelakie bajora.
Wierzowice Wielkie zwiedzamy dokladnie z racji na poszukiwanie sklepu.
Takowy odnajdujemy ale niestety jest zamkniety - przerwa obiadowa.
Na szczescie wlascicielka nie mieszka daleko i chetnie nam otwiera. Zaraz obok jest ogrodek dla spozywajacych zakupione dary. Znaczy - nie trzeba piwa w skarpecie trzymac!
A to chyba prowizoryczny kibelek? Wysypany żwirkiem jak kuweta dla kota? ;)
Miedzy Wierzowicami a Grabownem mam na mapie znaczoną leśną osade. Dwa domy w srodku lasu. Nieopisane zadna nazwą. Kusi wiec sprawdzic co tam sie kryje? Na dodatek prowadzi tam płytówka! A wzdłuz niej ciekawe, cieniste aleje…
Sam przysiółek okazuje sie byc normalny, zamieszkany, psy ujadają. Nie zabawiamy wiec tu zbyt długo. A juz oczyma wyobrazni widzialam opuszczony pałac w srodku lasu, z napisem "zapraszamy buby na biwak" ;)
Polami suniemy w strone Ryczenia.
Znów zaprzyjazniamy sie z piachami! :)
Skrzyzowanie pylistych drog.
Przez wioske przemykamy starymi brukami.
Pod jedną z komórek zalęgły sie krasnoludki!
A Barycz płynie sobie w zielonosci.
Jakby stary most... utopiony w lesnym chaszczu…
Budka dla ptaków z lękiem wysokosci ;)
Widac tylko sosny dobrze tu rosną ;)
Tajemniczy sródlesny grób.. Samotny.. I bez zadnej tabliczki… Pewnie kto ma wiedziec ten wie..
Wieczorem wracamy na nasza polanke. Wsrod kwiku ptactwa i zapachu czeremchy cieszymy sie pełgajacym ogniem i powoli zapadajacym zmierzchem...
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz