Z bunkrowej imprezy, jak to zwykle bywa, zbieramy sie dosyc pozno. Na tyle pozno, ze dzisiejsze dokladniejsze zwiedzanie w okolicach musimy raczej przelozyc na blizej nieokreslona przyszlosc.
Rzut oka na zapłotowany palacyk w Debrznicy. Chyba niezamieszkany, ale rozne rozrzucone sprzety swiadcza, ze jednak czasem ktos tu bywa i zajmuje sie tym miejscem. Kłódka tez dosyc nowa na bramie…
Koło Trzebiechowa zaglądamy do opuszczonego PGRu, folwarku, nie wiem jak to nazwac. Jest budynek mieszkalny typu barakowatego, jest ogromna stajnio-stodoła z pozostalosciami siana i nawozu. Wszystko odbija sie w ogromnym błotnym jeziorze, ktore jest wszedzie wokol.
A potem juz sie spieszymy. Promy pływają zwykle do zmroku. A ciemnieje z kazdą minutą. Gnamy wiec do Połęcka krętymi wyboistymi drogami, mając swiadomość, ze jak sie nie uda to czeka nas trasa przez Krosno Odrzanskie i nadrabianie chyba 60 km. Gdy docieramy prom płynie na przeciwległy brzeg. Wyglada, ze jest to jego ostatni kurs. Czekamy jednak. Moze po nas wroca? Wracają. Zaintrygowały ich nasze zamiejscowe blachy.
W Gubinie nocujemy w jednej z wielu kwater pracowniczych. Miejsce sympatyczne, z knajpą w tym samym budynku gdzie podają normalne obiadowe jedzenie a nie pizze, kebaby czy inne hotdogi. Jego wadą sa jedynie cienkie sciany. Slychac dokladnie o czym gadają Ukraincy spod dwojki, co słucha w telewizorze pan z naprzeciwka. Najciekawszy jest jednak koncert z konca korytarza, gdzie lokator zaprosił sobie chyba panią z agencji. Tak przynajmniej wynika z ich krótkich i zdawkowych rozmow- “płace wymagam”. Oglednie mowiac nie jest dla niej zbyt miły…
Hotelik w mrozny poranek.
Za Lubskiem zjezdzamy w boczne drogi- Golin, Jaryszów, Pietrzykow… I wpadamy nagle w inny swiat! Wszedzie pojawia sie snieg w ilosci duzo! Pola białe, drzewa przycukrzone, drogi zasypane! W Gubinie byly klimaty jesienne, tu nagle jakbysmy sie znalezli na bożonarodzeniowej pocztówce!
Na skraju wsi Brzostowa odnajdujemy pałacyk. Jest zamieszkany przez kilka rodzin. Jakas babka dostrzega mnie z okna, woła zebym nie uciekła i pospiesznie biegnie sie ubrac. Kompletnie nie wiem o co chodzi, ale czekam. Okazuje sie, ze ucieszył ją widok turysty we wsi. Ponoc rzadko tu takowi zaglądają. Gdy sie dowiaduje, ze nie trafilam tu przypadkowo, tylko celowo w poszukiwaniu pałacyku, ktory wczesniej wyszperałam w internecie- to juz calkiem rozpływa sie z radosci. Opowiada nam rozne historie o pałacu, miedzy innymi co, kogo i kiedy tu straszyło. Opuszczam to miejsce z usmiechem na twarzy i takim sympatycznym ciepłem w srodku, ktore pojawia sie gdy czlowiek na swojej drodze spotka fajną istote.
Kolejnego pałacyku szukamy w Sieciejowie- i tu mamy kubeł zimnej wody na glowe. Widac suma dobra i zła musi sie rownowazyc ;) Pałac nie jest ogrodzony, ale tez wyglada na zamieszkany. Stoją przed nim jakies samochody, wisi kartka o złych psach. Nie jest tez jakis zbyt ciekawy. Nie podchodzimy wiec blizej, robie zdjecie z drogi, przez okno, nawet nie wysiadajac z samochodu..
Nie przypada to do gustu jakiemus kolesiowi, ktory nagle wyskoczyl zza drzewa albo wyrósł spod ziemi. Biegnie w naszą strone drąc jape, ze mamy sie wynosic, ze nie wolno robic zdjec. Wyzwiska, grozby itp… Ciekawe, ze chyba wlasnie wsrod wlascicieli i dozorcow pałacow wystepuje najwiekszy odsetek ludzi agresywnych i bezinteresownie niemiłych. Zwykle tez sa tak zaślepieni wsciekłoscią i nienawiścią do nieznajomego, ze jakakolwiek proba rozmowy jest niemozliwa i nie ma najmniejszego sensu. Zwykle powtarzają jak mantre jeden argument: “to prywatne, nikomu nie wolno w ta strone nawet patrzec” a zrobienie zdjecia z publicznej drogi, mimo ze w pełni zgodne z prawem, zdaje sie byc takim pogwałceniem ich pozycji i autorytetu, ze żółć strzyka uszami. Odjezdzamy z duzym niesmakiem...
Dwa miejsca odwiedzone w ciagu tej samej godziny.. Tak samo utopione w sniegu i błocie bocznych, wiejskich drog. Pozornie podobne do siebie, a tak naprawde krancowo inne bo zamieszkane przez dobrą i zła energie…
Kolejna wioska na naszej trasie to Lipinki Łużyckie. Od dawna chcialam tu przyjechac, ale poki co jakos sie nie złozyło. Co mogło kogos skłaniac aby zawitac wlasnie tutaj? Z czego Lipinki Łużyckie sa sławne? Ono z tego, ze tutaj dopala sie styrta!!!!! :D Jak ktos nie zna: STYRTA
Głowna bohaterka filmiku ponoc po calej historii dostała od policji odszkodowanie 40 tys, ze udostepnili tajne nagranie. Jesli to prawda to rozni internetowi celebryci, youtuberzy, mogli by sie uczyc od starowinki kunsztu i fachu- jak zdobyc sobie popularnosc, wyswietlenia i zarabiac krocie na internetowej sławie! :D
Styrty nie znalezlismy ale wpadamy za to na niewielki dworek.
Jest tez drugi pałacyk, opuszczony, zruinowany, ale bardzo szczelnie poogradzany.
Nawet w dzisiejsza bezlistną pore roku ciezko jest zrobic jakies zdjecie…
W poblizu pasie sie, tzn. ryje w sniegu, stadko tłustych byczków.
Drogi przypominają dzis rzeki, przydałby sie ponton z lodołamaczem!
Zmierzamy dalej ku Żarom, jako ze jadąc tedy w czwartek cos fajnego wypatrzylismy. Tu śnieg sie konczy jak uciecie noża. Zime w tym roku widac zamówili tylko miedzy Lubskiem a Żarami!
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz