bubabar

wtorek, 21 marca 2017

Stopem przez boczne drogi wschodu- najciekawsze pojazdy

W Polsce rzadko jezdzimy stopem. Glownie dlatego, ze nie dziala, ze nikt nie chce nas zabierac i ciezko w ten sposob dojechac gdziekolwiek. W Bieszczadach na trasie Łopienka- Terka- Łopienka, przy sznurze samochodow, skonczylo sie na tym, ze cala trase przeszlismy pieszo. Chcac dojechac nad morzem do sasiedniego miasteczka musielismy zmienic plany i zawrocic. Z Koszarawy do Zywca łapalismy 3 godziny i w koncu przyjechal PKS. Kiedys probowalam tez dojechac z Jelcza do Oławy- 10 km. Po godzinie machania na przystanku autobusowym poddalam sie, poszlam usiasc do wiaty. Wtedy wyszedl łapac stopa koleś o wygladzie typowego żula- zatrzymalo mu sie trzecie auto ;) Zwykle wszystkie takie proby koncza sie niedotarciem nigdzie albo dlugimi kilometrami drałowania po asfalcie. Moze placaki mamy za duze? A moze nasz wyglad jest wyjątkowo niebezpieczny lub odpychajacy?

Jedno jest pewne- sytuacja zmienia sie diametralnie po przekroczeniu wschodnich granic. Tam stop nam bierze rewelacyjnie. Tam nagle nasze gęby przestaja byc odrażające a toboły zbyt duze! Niezaleznie od glownosci drog, wielkosci miejscowosci czy stanu finansowego zabierajacych nas miejscowych. Najciekawsze jednak podwózki mozna znalezc na zadupiach- tam gdzie sie konczy asfalt a zaczyna błoto i bezdroze, tam gdzie przejezdza pare aut na dzien. Tam gdzie wozi sie ludzi na pace, w przyczepce, na łapie dzwigu a pomysły np. zapinania pasow brzmia jak dowcip lub jakas historia z innej rzeczywistosci. I wlasnie tym klimatom chcialam poswiecic tą relacje :D

Spora czesc podwożacych nas aut to cuda radzieckiej techniki- gruzawiki, ciezkie ciezarowki- krazy, urale, ziły. Juz nie pamietam w jakim to bylo miejscu i towarzystwie ale wyniknela kiedys rozmowa, ze jest teraz moda na uzywanie angielsko brzmiacych slow na nazywanie roznych sportow i aktywnosc- jest "trekking", czy "jogging"... A zatem to co my lubimy najbardziej to by sie nazywalo "gruzawing" :D

Dosc popularny na Ukrainie, a glownie w Karpatach i na Polesiu, okazal sie "koniostop" i "furostop". Zwykle nie trzeba bylo na nich machac, sami sie zatrzymywali i oferowali podwiezienie, a nie mając miejsca dla wszystkich, zabierali chociaz plecaki lub czesc ekipy.

Ukraina, Gorgany- z Osmołody do Mszany. Jest rano wiec dosyć szybko zatrzymuje sie nam gruzawik do zwózki drewna, taki z dzwigiem. Poki co dopiero jedzie na zrywke, wiec jest pusty. Nie bardzo jest się gdzie dogodnie trzymac, w podlodze jest dziura, w której widac pracujace ogromne turbiny silnika. Najbardziej jednak mam obawe, zeby nieruchoma łapa dzwigu się nie obluzowala na jakims wertepie i nie zaczela tańczyc na wszystkie strony. Wokoł jak okiem sięgnąć lasy, gory, potoki.. i inne gruzawiki :) Czasem tylko przemknie jakas ublocona po dach niwa.



Ukraina, z Czarciego Mostu do Hołoszyny (dolina Bialego Czeremoszu). Do trzymania sie byly tylko dwa sterczace do gory pręty. A osob szesc... i wyboje na drodze spore :)



Ukraina, z Hołoszyny do Niznego Jalowca (dolina Bialego Czeremoszu). Kolejny mijajacy nas gruzawik sam proponuje podwiezienie. Tym razem ma normalna pake i nie ma strachu, ze pospadaja plecaki.
W pewnym momencie droga się konczy a gruzawik wjezdza do rzeki. Poczatkowo myslelismy, ze to po prostu brod, jednak po drugiej strony drogi również nie ma.. Jakiś czas jedziemy korytem. Naprawdę jestem z pelnym podziwem dla radzieckiej mysli technicznej patrzac jak to cudo pokonuje wielkie kamienie, nierownosci czy prad rzeki. Ponoc normalna droga kiedys tu byla ale zeszloroczna powodz zerwala. Dzis wiec droga i rzeka to jedno...



Ukraina, Niznij Jałowec- jezioro "Górskie Oko". Nocny przejazd na pace gruzawika z wesoła ekipa drwali, niezbyt trzezwym kierowca i dudniacym z radia szoferki przebojem "Bielyje rozy". Trasa krotka bo tylko znad jeziora do baraku drwali.



Ukraina, w Gorganach. Gruzawik podwiozl cala ekipe dolinami wgłab gor, az do utopionej w błotach lesniczowki.



Gruzja, Góry Samsarskie, z Bakuriani do Tabaskuri. Stop niby zwyczajny- ot bus. Ale dzieki niemu koncze m.in. z rybami w czapce- co nie zdarza sie codziennie ;)



Z Tabaskuri na przełecz Zhratskaro podjezdzamy juz prawdziwym gruzawikiem. Jedziemy na pace razem z workiem ziemniakow. Kierowca przed odjazdem wychyla sie z szoferki i prosi nas o niesiadanie na ziemniakach. Gruzawik pokonuje wysokosc rzężąc i dławiąc się na niskich biegach oraz sprawnie sie przedziera przez potoki owiec.



Dalej na trasie z owej przeleczy do Ahalakalaki. Tym razem trafiamy do szoferki. Na pace auta jada materace, opony, żeliwny piecyk i owieczka. Mamy spore podejrzenia, ze godziny owieczki sa policzone. Zapewne nie wiozą jej do weterynarza ani na wystawe.. Dzis jest piatek.. zapewne juz dzis skonczy na talerzu, suto zapita czaczą..



Gruzja. W Edikilisie łapiemy stopa w strone jeziora Paravani. Zatrzymuje sie busik w ktorym jedzie Ilja z Achalcyche, Samsun z Poki i jeszcze jeden małomowny facet ktorego imienia niestety zapomnialam. Jest to chyba najbardziej komfortowy stop jakim jechalam- na pace jada dwie skorzane kanapy, na ktorych sie rozsiadamy. Jak udaje sie nam wywnioskowac nasz kierowca wykonuje rozne meble w domu a potem jezdzi z nimi po wioskach aby je sprzedac. Dlatego tez nie jedziemy prosto do Paravani tylko skrecamy do wioski Tambovka znajdujacej sie z drugiej strony jeziora. Ostatecznie dojezdzamy tam gdzie chcielismy ale duzo, duzo pozniej ;)
Zajezdzamy tez do krewnej Samsuna gdzie zostajemy uraczeni kawa, herbata i czekoladkami.



Gruzja. Na trasie z Wardzi do Afni, serpentyniasta droga wyryta w uskoku płaskowyzu. Mało tam jezdzi. Przez caly dzien moze ze trzy auta. Po dwoch godzinach czekania na poboczu pojawia sie terenowka, nalezaca do jakiejs organizacji ochrony przyrody, jakis sluzb mundurowych, straznikow czegos tam.. Na dachu maja takie swiatla niebieskie jak policaje.. Wnetrze kabiny jest dosc zapchane, wiec sadowimy sie na pace.



Armenia. Na trasie miedzy Martuni a przelecza Selim. Jechanie nie jest tam proste bo prawie nic nie jezdzi. Wyprobowujemy wiec wszystkie mozliwe metody zwrocenia na siebie uwagi ;)
Po jakiejs polgodzinie czekania zatrzymuje sie uaz z przyczepka. Jedzie nim Sirop z kolega. Sa troche zdziwieni, ze wszyscy ładujemy sie na przyczepke.
A wieczorem na przelecz- na tej samej przyczepce przyjezdza cielak! :D Ponoc na szaszlyki ;)



Armenia, okolice Khndzoresk. Pylistą droga wspinamy sie w strone wioski. Łapiemy tu na stopa ziła. Najchetniej bysmy wszyscy jechali na pace ale widac ze kierowcy bedzie przykro jak nikt nie wsiadzie do szoferki. Musimy sie wiec jakos podzielic.



Armenia, okolice Szatin. Napotkane auto wiezie duzo chleba. Nasze placaki ukladamy na grubych dechach nad pieczywem. My pakujemy sie do szoferki. Jest malo miejsca, toperz ledwo domyka drzwi. Ja jestem wduszona miedzy toperza a drazek skrzyni biegow. Przez ten fakt kierowca nie wszystkie biegi jest w stanie wrzucac. Chwile mocuje sie chyba z trojka ale ostatecznie odpuszcza, w koncu nie mamy daleko!



Armenia. Gorska droga do klasztorku Tsahats Kar. Mija nas pierwsze auto od godziny. Nie musimy machac, zatrzymuje sie samo. Jedzie w nim 6 facetow i dwie babki. Mnie i plecaki udaje sie upchac do srodka ale nie jest latwo. Toperz sie nie miesci. Poczatkowo kierowca oswiadcza, ze toperz musi pojsc pieszo a bez plecakow i dziewuszki pojdzie mu napewno latwiej i szybciej. Ale chyba widzą nasze zatroskane geby. Moją- bo nie usmiecha mi sie jechac gdzies samej w nieznane z obcymi ludzmi i toperza ktorego nie cieszy zapychanie gdzies kawal pod gore pieszo. Ostatecznie miejscowi wpadaja na super pomysl- zeby toperz kucnal na zewnetrznym schodku kolo kierowcy i uwiesil sie na lusterku. Tak pokonujemy kolejne kilka kilometrow kamienistej trasy. Droga wije sie stromo pod gore. Mam ciagle wrazenie, ze auto wyraznie przechyla sie na lewa strone - tzn tam gdzie wisi toperz. Widac, ze sto kilo na lewej burcie nie wplynelo dobrze na rownowage pojazdu. Z punktu widzenia toperza wygladalo to jeszcze ciekawiej- zwlaszcza jak widzial pod soba kolejne przepascie albo zastanawial sie czy nim nie przetra o mijana skale. Toperzowi totalnie dretwieja łapy-ponoc mial duza motywacje zeby sie mocno trzymac ;)



Armenia. Droga na przelecz miedzy Goghtanik a Karmraszen. Przed wsia łapiemy łade- taksowke odwożącą do wioski jednego z mieszkancow. Kierowca proponuje, ze za drobna oplata wywiezie nas polowe drogi na przelecz. Zgadzamy sie. Jest dla mnie szokiem jak osobowa łada swietnie sobie radzi z ta droga. Mimo sporego nachylenia silnik wogole nie wyje. Mimo glebokich kolein i solidnych kamulcow przytarla podwoziem tylko dwa razy. Skodusia to by sie tu na samym poczatku rozpadla na srubki, pomijajac fakt, ze wogole by nie pokonala podjazdu pierwszej serpentyny. Ostatecznie koles nie chce wziac od nas pieniedzy. Cala droge gadalismy, bylo milo. Mowi, ze teraz jestesmy juz przyjaciolmi a od przyjaciol nie bierze sie pieniedzy...



Armenia. Caly dzien irańską cysterna wypelniona betonem na trasie Vardanadzor- Sisian, z kierowca, z ktorym mozemy porozumiewac sie jedynie na migi. O tej trasie wiecej



Motorostop

Krym, ze Szcziołkina na polwysep Kazantyp, połączone z wycieczka krajoznawcza po samym Szciołkinie, okolicach, imprezą wieczorna i noclegiem. Motor z przyczepką marki Ural. Po drodze zepsuł sie tylko trzy razy- i co najwazniejsze w takich pojazdach- udalo sie szybko naprawic za pomoca młotka, sznurka i silniejszego kopniaka :) Z braku kasków dostajemy od kierowcy czapki czołgistow :) Ponoc gdy pasazerowie maja takowe na glowie policja sie juz nie czepia.



Koniostopy i furostopy

Ukraina, Polesie. W wiosce Sudcze zatrzymuje się furmanka. Miejscowi mowia, ze nie mogą patrzec jak „biedne turusty” męcza się idac po upale i niosac plecaki. Nie mogą nas zawiesc daleko, ale kawalek przez wies- zawsze cos! Babka opowiada nam o pobliskim jeziorze oraz zacheca abysmy kiedys przyjechali do niej latem na wypoczynek. Zapisuje nam adres i rysuje mapke jak trafic do jej chałupy.



Ukraina, Karpaty, Libuchora. Mija nas babcia z dziadkiem i wnuczkiem na wozie. Koniecznie chca nam pomoc. Mowia, ze na sam Pikuj to ich konik nie wciagnie ale zebysmy ladowali plecaki to nam chociaz je zawioza na koniec wsi.
Kawalek idziemy przy wozie milo sobie gawedzac.



Ukraina, Karpaty, na przeleczy miedzy Wyznym a Niznym Turowem. Poczatkowo probujemy odmawiac, droga jest bardzo stroma i troche nam zal konika, ale facet jest nieugiety. Woz jest wyjatkowo niski. To nawet chyba nie jest woz ale wąska decha rzucona miedzy kołami. Droga jest wyboista i pełna głebokich kałuz. Nogi staramy sie podniesc wysoko, ledwo trzymamy sie aby nie spasc a facet robi nam pokaz jak to jego konik wspaniale galopuje ;) Ostatecznie mamy na koniec trasy jedna szczesliwa bube i dwa okropnie ubłocone plecaki, ktore toperz caly czas dzielnie trzymal ryzykujac upadkiem z wozu.



Ukraina, Karpaty, za wsia Bereżek. Kawalek za wsia zabiera nas wóz z koniem, ktorym podrozuje cala rodzinka. Miejsca mało, ale sie jakos upychamy. Ja siedze na samym brzeżku i strasznie sie boje ze spadne. Droga prowadzi ostro w dól. Jedziemy bardzo szybko, co chwile podskakujemy na jakiejs muldzie albo wpadamy w głęboka koleine. Nie pamietam kiedy sie tak mocno czegos trzymalam, usciskiem wręcz stapiajacym ręke z faktura drewna, uchwytem jakby nie zwiazanym z wola i swiadomoscia ale powstajacym jakby samoistnie.. Wozem pokonujemy pierwszy brod na Dniestrze. Bród jest pełen krów. Pluszczaca woda, kamienie, krowie łby i ogony, i miedzy tym wszystkim przepychajacy sie nasz wóz. Chce zrobic zdjecie, bardzo chce zrobic zdjecie.. Ale kurczowo zacisniete na żerdziach ręce za cholere nie chcialy powedrowac w czasie jazdy w strone aparatu...



Ukraina, Karpaty, z Probijniwki w kierunku połonin. Ruszamy stromą ścieżką na połonine. Przed nami idzie dziewczyna z koniem (tym samym, który przed chwilą zwiózł w dól baryłki jagód). Uśmiechamy się do siebie. Nagle słyszę: „Wy na połoninę? Może wam zabrać plecaki?”. Nie trzeba mi tego dwa razy powtarzac!!! :-) W ten sposób poznajemy dwie siostry z pobliskiej wioski Hryniawa- Hanne i Ninę z półtoraroczna córeczka Antoninką. Idą właśnie do chaty swojego ojca, który, od kiedy jest na emeryturze, mieszka wraz z chudobą na połoninie Ryża. Dziewczyny przychodzą do niego w odwiedziny, „otdychac na daczy”, zbierac jagody albo robic przetwory. Nina zarzuca na plecy mój plecak, wskakuje na konia, bierze na kolana dzieciaczka i ruszamy.

Jeszcze godzine temu marzyło mi się ,ze mój plecak ma nózki i sam chodzi! No i myk! I ma- nie dość, ze cztery nóżki to jeszcze dorodny ogon!! :-)
No tak.. Moje swieżo wyprane ubranko suszyło się na plecaku- więc teraz leży na końskim zadzie.. i od dziś będzie walić końskim potem... ;) Po drodze parę razy przystajemy by konik Zirka złapał oddech, Nina wypaliła kolejne bezfiltrowe wynalazki, a mała Antoninka pobawiła się patykami, błotkiem czy co innego akurat wpadnie jej w łapki. Aby umilić nam czas Nina puszcza z komórki rózne przeboje- zarówno takie co są modne u nich czy typowo huculskie grane przez chłopaków z Hryniawy na weselach.



W Polsce czasem (acz rzadko) tez sie trafi ciekawy stop! Raz na Podlasiu łapiemy wywrotke jadącą po piasek do Dublan.



Z Dublan do Mostowlan jedziemy za traktorem na furmance wypelnionej świeżą trawa.



Kawałek dalej na szutrowej drodze pojawia sie wielka cysterna. Na wyglad nie bardzo tu pasuje, jesli chodzi o klimat to juz i owszem! W szoferce bez problemu mieszcza sie 4 osoby i trzy duze placaki.



I dla odmiany zachodnia Polska- Sudety. Z Jugowa prawie do samego schroniska Zygmuntowka podwozi nas pług. Sam to zaproponowal. Jezdzenie na pace zdecydowanie przyjemniejsze jest latem! :P


Mam nadzieje, ze lista klimatycznych pojazdow, pomocnych w przemierzaniu drog i bezdrozy bedzie sie w przyszlosci rozrastac :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz