Tak jak nie lubię leżącego śniegu - to uwielbiam jak sypie. Im mocniej tym lepiej, zwłaszcza jak towarzyszy temu wiatr… Droga przed nami w wielu miejscach jest idealnie białą powierzchnią, nietkniętą żadnym tropem. Trafiamy też na stado saren, które chyba grają w berka. Przebiegły nam drogę z siedem razy!
Sanki lepiej jadą jak ma się wiosło! Co widać na załączonym obrazku ;)
Skute lodem kałużaste drogi powoli prowadzą nas do celu.
Wody starorzecza częściowo pozamarzały. Fragmenty są zasypane śniegiem i ciężko się w ogóle domyśleć, że pod spodem jest woda. Kawałki jednak wciąż tworzą wielkie kałuże, w których odbijają się powalone konary. Acz wiosną było tu zdecydowanie ładniej!
Ognisko ze zlodowaciałych patyków nie pali się zbyt dobrze.
Duże płaty padającego śniegu niezbyt współgrają z rozgrzanym tłuszczem na patelni ;) Mimo to jajecznicopodobna potrawa wychodzi całkiem nieźle. A może w takich okolicznościach i żwir by smakował? :P Toperz się ze śmieje, że ja to nawet z jajecznicy zrobię pulpę (na patelnię wrzucamy kolejno smalec gęsi, cebulę, kiełbasę, paprykę, jajka i starty oscypek)
Wracamy nadodrzańskim wałem.
Jedna z większych atrakcji to przejazd pod szlabanem! ;)
No i byłoby chyba na tyle… No bo co jeszcze zimą robić jak wszędzie zimno i mokro?
Aaa, jaka super wyprawa. :)
OdpowiedzUsuńNo jak na zimowe warunki to udała się przefajnie!
Usuń