bubabar
niedziela, 29 października 2017
Suwalskie wędrówki cz.1 (Sejny- Hołny Mejera)
Pod koniec maja znow ruszylismy dreptać wschodnimi, przygranicznymi rubiezami. Tak jak to mamy w zwyczaju co roku, wedle tradycji pielęgnowanej juz od 6 lat. Plecak, namiot, ogniska, autostop i piwo pod kazdym sklepem - to nasz niezmienny plan.
W tym roku jedziemy do Sejn i ruszamy na polnoc. Z resztą ekipy umawiam sie we wrocławskich knajpkach. Chłopakow jednak nie widac i zaczynają przychodzic dosc nieciekawe smsy: “pociag sie zepsuł”, “z kazdej stacji ruszamy 15 minut”, “mam nadzieje, ze zdazymy dotrzec do 23”. Znowu ich to skubane licho dorwalo! Pociag chyba ostatecznie dogorywa całkowicie bo wszyscy jego pasazerowie muszą sie przesiąść na jakis inny. Ze sporym opoznieniem ale na szczescie udaje sie pozbierac do kupy.
Podroz nie nalezy do najfajniejszych - noc + autobus to ogolnie zestaw, ktorego buby za bardzo nie lubią. No ale czasem sie trzeba dostosowac do woli wiekszosci. Wyjscia nie ma.
Mało brakowało a obudziłabym sie w Warszawie sama. Prawie a chłopaki by wysiedli w Łodzi. Jakos sie zakrecili i juz nawet zaczeli wyciagac plecaki!
W stolicy jestesmy jakims bladym switem, na tyle bladym, ze miasto jest jeszcze puste. Ulicami przemykają głownie taksowki i ludzie, ktorym dzien wczorajszy sie jakos niespodziewanie wydłuzyl. Czuc jeszcze chłod nocy ale widac, ze dzien bedzie upalny. Pysk sie drze z niewyspania, ale radosc z wiosny wokolo i z całego wyjazdu przed soba niweluje wszelakie niedogodnosci.
Do kolejnego autobusu mamy troche czasu, wiec idziemy go spedzic w bardzo nietypowym jak na stolice miejscu. Plątaniny autostrad, ślimaki drog na słupach, osiedla, galerie i inne fragmenty swiata z betonu zostają gdzies poza zasiegiem oczu. My nurkujemy w niewielki menelski lasek. Oprocz nas ulubiły go sobie okoliczne żule, wiec jest nieco zasmiecony. Chrzęszczące pod nogami papierzyska i puszki na szczescie nie mają wpływu na zapach kwitnacych drzew i poranny spiew ptactwa. Jakis wygodnicki przyniosl sobie tu nawet krzeslo! Zatem i my robimy z niego uzytek. Zgodnie z klimatem miejsca rowniez otwieramy browary.
Oczekujac na autobus widzimy takie maszyny. Niestety. Zadna z nich nie jedzie do Suwałk.
W Suwałkach wita nas sympatyczny dworzec, z ławkami na tyle szerokimi, ze moze na nich wygodnie usiasc czlowiek z plecakiem.
Mając nieco czasu do przesiadki na Sejny udajemy sie do knajpy. Spotykamy tam Darka, czystego i pracowitego bezdomnego, ktory raz po raz łapie sie roznych dorywczych prac i najczesciej zostaje przez pracodowacow wystawiony do wiatru. Opowiada rozne, nieraz mrozace krew w zyłach historie, o noclegowniach czy odpadających palcach swoich pobratymców.
W Sejnach zabudowa miejska miesza sie z klimatem małej wioski. Zza solidnych murowanych budynków synagogi z przyległosciami przezierają drewniane chatki.
Z wysokiego cokołu przygląda sie nam obywatelka - matka sejneńska ochoczo wysyłajaca swe dzieci na front. Ciekawe czy pomnikowi uda sie przetrwac obecne klimaty - czy "XXV PRL" oraz "braterstwo broni" okaze sie dyskwalifikujące?
Mozna sie tez zadumac nad zmiennoscia nazewnictwa. Czy Mickiewicz jest pewny? Czy tez kiedys nadejdzie dzien, ze okaze sie on niewygodny, niepolityczny a jego miejsce zajmie kolejna tabliczka?
Wkroczylismy wlasnie na tereny zamieszkałe przez mniejszosc litewska, co ma odzwierciedlenie w miejscowej kuchni. W knajpach bez problemu zakupimy bliny, soczewiaki, kartacze, kakory itp. Przewaznie jest to danie z ciasta, na bazie pieroga lub kluski a w srodku siedzi mielone mięsko. Wszystkie sa smaczne acz bardzo do siebie podobne.
Na obrzezach miasta zaglądamy na cmentarz porośniety sosnowym lasem, przywodzącym na myśl nadmorskie wydmy...
Nie tylko w knajpie- tu rowniez litewskie klimaty sa wyraznie i dobrze widoczne.
Nie dotyczy to tylko języka na napisach- wiele grobow jest dodatkowo opasanych szarfami, udekorowanych chorągiewkami, coby nie bylo wątpliwosci.
Tego goscia chyba lokalsi nie lubią - skoro Sejny w wyniku ustalen granic przypadły jednak Polsce ;)
Pusty grob - jeszcze niezasiedlony.
Wyjątkowo przypadł mi do gustu ten krzyz.
I ta kapliczka.
Grob o kudłatych literach…
Kolejna biała tablica do kolekcji..
Zmierzamy dzis w strone jeziora Sztabinki i gdzies tam planujemy szukac miejsca na pierwszy suwalski biwak. Godzina jest juz dosc pozna, ale to zaleta wczesnego lata - dni sa długie i mozna wedrowac i wedrowac w ciepłych promieniach slonca!
Wsrod kwiatów i zieleni stoją rozsiane zabudowania. Zwykle nie kojarzyłam Suwalszczyzny z drewnianymi domami - a tu prosze!
Jedna ze stodół jest ulepiona chyba z gliny.
Dosc długo idziemy asfaltem ale w koncu skrecamy w dobrą strone. Nawierzchnia zaczyna byc przyjemna dla oka i buta!
A wokół falistość wzgorz! Suwalszczyzna nieraz potrafi zaskoczyc! Pierwszy raz jak tu przyjechalam to spodziewałam sie rownin - a tu raz po raz myk! i góra, na ktorej mozna sie zadyszec ;) Dzis porastają je łany dmuchawców!
“Jesli chcesz z gardła kurz wypłukac…”
Suwalskie ma jedna sporą wade. Przewaznie nie ma tu zwartej zabudowy wsi, pojedyncze chutory sa rozrzucone po pagorkach. Tym samym nie ma czegos takiego jak “wyjsc z wioski” i moc rozbic namiot wsrod pustki. Gdzie pojdziesz tam widac domy! Dzis szukajac noclegu własnie ten problem mamy. Domy, domy, domy. Trafiamy w koncu nad jezioro.
Ze sporą iloscia tutejszych jezior tez jest nieciekawie- całe dookoła są otoczone prywatnymi działkami, a za tym idąc płotami, bramami, zasiekami. Juz jezdzac 9 lat temu w tych rejonach z rodzicami czesto mielismy problem, ze ciezko w ogole bylo podejsc do jeziora i na nie popatrzec. Nie mowiac juz o dogodnej kapieli czy biwaku. Wszystko trzeba “na zająca” i na pół-legalnie. No ale co robic jak sie nie da inaczej?
Krecimy sie wiec tu i tam, zaczyna sie robic ciemnawo a miejsca na spanie ni ma.. zaglądamy prawie za kazdy krzak. Idziemy jakąś aleja dacz, gdzie predzej cie poszczuja psem niz zaproszą do swojego ogrodka czy pozwolą przejsc przez posesje… Zewszad słychac dudniącą muzyke i pokrzykiwania. W koncu trafiamy na malenki zagajniczek, ktorego na szczescie jeszcze nikt nie zdązyl kupic. W widłach pylistych dróg. Bardzo blisko tych wszystkich zabudowan ale gesta sciana krzakow zasłania wnetrze zagajnika calkowicie! Nic wiecej nam dzisiaj nie trzeba! :)
Poranne zdjecie naszego zagajnika (zdjecie Pudla - moje wieczorne wyszlo nieostre)
Udaje sie jakos wklinowac namiot miedzy drzewa!
Wieczorem jeszcze wbijamy nad jezioro, przez jakąs działke oczywiscie - bo normalnego dostepu do brzegu nie ma. Prawo wodne nigdzie u nas nie jest respektowane i jakos sie w ogole o tym nie mowi..
Chlopaki sie kąpia, dla mnie jest troche za zimno. Komary żrą jak wsciekle.
Wieczorem zapodajemy malutkie ognisko. Sa grzanki z serem, pieczarki, domowe nalewki. Mimo zmeczenia i zarzekania sie, ze zaraz ide spac- dosc dlugo siedze i wgapiam sie w ogien. Gdzies za zasłona drzew czasem przejedzie jakies auto ale jestesmy dobrze schowani! Poczatek wyjazdu zawsze niesie w sobie jakas niewypowiedzianą radosc! Swiat zdaje sie do nas usmiechac na kazdym kroku - bo wszystko jest jeszcze przed nami! :)
A rano kolejne ognisko! To bedzie piekne na tym wyjezdzie, ze kazdy dzien konczymy i zaczynamy ogniskiem!
Domowe winko eco czy browarek? Co wybrac? Ja bez zastanowienia wybieram wino! Acz niektorzy mają problem z decyzją wiec pija na dwie rece! :)
Przydrozny krzyz- ośmiokanciasty wiec chyba staroobrzedowcow. Nieopodal naszego zagajnika noclegowego byl ich cmentarzyk.
Dzis kierujemy sie w strone Litwy. Pierwszy raz na naszych “podlaskich” wedrowkach zajrzymy tez do osciennego kraju. Walimy głowna drogą na Ogrodniki. Nikt nas nie chce zabrac na stopa. A drogami dwucyfrowymi wedruje sie oglednie mowiac srednio...
Po drodze bagienka.
I jezioro Hołny. O niesamowicie ciepłej jak na maj wodzie! W takich okolicznosciach i ja daje nura w fale!
Potencjalne utopce atakują!
W Hołnach Mejera czeka na nas Grześ. W knajpie - bo gdzie Grzes moglby czekac :) Zatem tegoroczna ekipa w pelnym składzie!
Tu dodatkowo mają czynaki - potrawke zapiekaną w garnuszku. Dobre - ale ukrainskie czanahy jednak lepsze!
Nie moze tez zabraknac akcentow futbolnych - to tez juz tradycja, ze chlopaki zawsze musza sie dorwac do piłki!
Jeden z niewielu plusow tego całego eurosajuza to sympatyczny wyglad terenow przy dawnych przejsciach granicznych. Tam gdzie jeszcze niedawno kłębiły sie auta, było pełno sklepow, parkingow, knajp, kantorow- teraz hula wiatr. Tu np. parking…
A przed nami Litwa!!!!!!!
cdn
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oki...
OdpowiedzUsuńMiło było poczytać, felieton z jajem szacun
OdpowiedzUsuń