Od strony głównego wejścia wszystko prezentuje się jeszcze całkiem kompletnie.
Gabinet z kolumnami ;)
Acz jak się przyjrzeć dokładniej i tu już widać nieco "wygryzione" miejsca.
Budynek biurowy wygląda jakby wciąż działał.
Cztery charakterystyczne kominy. Niby takie same, ale jednak każdy zupełnie inny. Zewsząd w okolicy je widać. I z Brandki, i ze stawu Trójkąt, i nawet z naszego balkonu - zawsze majaczyły na horyzoncie.
Kominy prezentują się za betonowo - metalowym płotem.
Smutno będzie jak znikną z krajobrazu. Będzie mi ich brakować - tak jak brakuje mi kładki prowadzącej niegdyś z dworca autobusowego na Dworcową. Cały czas ją widzę jak tam jestem, jakby się nie całkiem wymazała z czasoprzestrzeni. A to już przecież tyle lat...
Idąc wzdłuż ogrodzenia elektrociepłowni coraz dokładniej słychać dźwięki ciężkich maszyn i podnoszące się obłoki kurzu. Ekipy rozbiórkowe nie próżnują dzisiaj... Zapach mielonego kamienia i starego metalu rozchodzi się po okolicy. Chciałabym mieć moc psucia maszyn na odległość. Że każdy spychacz, dźwig czy inne świństwo, które dotknie elektrowni zamiera w bezruchu już na zawsze...
Co chwilę upadają jakieś ogromne fragmenty metalowych konstrukcji, a nad wszystkim wznosi się chmura. Niby jestem daleko, a zaczyna trochę chrzęścić w zębach.
Od tej strony widać już w pełni rozmiar destrukcji...
Cała paleta różnistych detali i mniej lub bardziej wewnętrznych bebechów, które kiedyś były w środku, a teraz ujrzały światło dzienne.
Wracam w te okolice jakieś półtora miesiąca później. Jak widać rozbiórka postępuje, bo zupełnie inne wnętrzności ukazały się mym oczom.
Te fragmenty jeszcze takie w miarę nienaruszone. Widać, że opuszczone, bo już nawet drzewka zaczynają porastać. Acz można by pomyśleć, że kruszy je jedynie czas...
Ułożone w stosiki fragmenty powyginanego złomu.
Urosły pryzmy przez miesiąc...
Budynek rozdzielni. Tu chyba jeszcze wściekłe buldożery nie dojechały. Tu mi chyba nic na łeb nie powinno zlecieć.
Wszędzie walają się całe stosy roztłuczonych izolatorów. Czemu w ludziach jest mania bezsensownego niszczenia? I oficjalnie (rozbiórki) i nieoficjalnie (wandale) - byle rozwalić. I nawet nie, że ukradnie dla zysku, zabierze na pamiątkę - tylko rozbije dla samej radości destrukcji :( Czemu nie można zostawić w spokoju, żeby sobie leżało??
Włażę do środka rozdzielni.
Po rozświetlonym słońcem, upalnym letnim dniu - tutaj ma się wrażenie mroku i chłodu.
Wychodzi na to, że była tu kiedyś ochrona i nie wszyscy byli tym faktem zachwyceni ;)
W środku też pełno tłuczonej porcelany. A można było z tego np. oryginalny płot zrobić...
Jakieś niedobitki się jeszcze zachowały, wiszące u powały.
Nie wiem czy to właściwie zrozumiałam, że każde takie "pole" zaopatrywało w energię inną dzielnicę, rejon czy miejscowość. Nie tylko bytomskie dzielnice, ale i Krupski Młyn?? A teraz to wszystko stało się niepotrzebne...
Powoli oddalam się od elektrowni. Nie słychać już hurgotu maszyn. Zastąpił je wiatr i szum drzew. Tylko chrzęszczą na żwirze koła mojego roweru. Mam nadzieję, że znowu ich nie poprzebijam... Już dwa razy w tym tygodniu wyciągali mi w serwisie z opony jakąś metaliczną szlakę...
Kominy majaczą pośród młodego lasu porastającego tereny dawnej kopalni. Ją zmielono już dawno, a pozostałości skryły zarośla. Pewnie została tylko na nielicznych zdjęciach i w pamięci byłych pracowników i bywalców tych miejsc.
Ciekawe czy jak przyjadę tu kolejny raz, to te kominy nadal będą się tak niespodziewanie wyłaniać z zieloności i górować swoją monumentalną bryłą nad piachem polnej drogi? Czy tylko ja będę widzieć ich niewidzialny kontur - tak jak zarys kładki na Dworcowej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz