Jak się można zapewne domyślać - ów szkieletor jest główną atrakcją, która nas sprowadza akurat w ten zakątek wybrzeża.
Początkowo myśleliśmy, że to przerwana budowa, na dość wczesnym etapie. Jak później udało się dowiedzieć - fragment owej konstrukcji kiedyś działał! Lewa część budynku, (ta niższa) zbudowana była jeszcze za jugosławiańskich czasów, w latach 70-80 tych. Hotel zwał się "As". Po rozpadzie Jugosławii i w czasie wojen na Bałkanach turystyka w rejonie nieco podupadła i takie molochy przestały być rentowne. "Asa" spotkał więc los podobny jak np. różniste hotele w Chorwacji, które mieliśmy już okazję odwiedzać. W 2002 roku ów hotel kupiła rosyjska spółka, a w 2006 ponoć odkupił inny irlandzki biznesmen. Jedni i drudzy mieli bardzo ambitne plany rozbudowy, ale coś poszło nie tak. Ostatecznie projekty nie zostały nigdy dokończone. Jak można się domyślać były w to wmieszane różne sprawy sądowe, defraudacje pieniędzy, kredyty, mafijne porachunki - no klasyka gatunku.
Prawa część (ta z dźwigami) jest faktycznie niedokończonym szkieletem - była dobudowywana znacznie później. Niektórzy twierdzą, że to samowola budowlana i powinna zostać rozebrana (aby ją zbudować wysadzono sporą część skały, bo inaczej tak gigantyczny gabaryt by się tutaj nie zmieścił). Faktycznie jest to tak wielkie, że stojąc u podnóża ciężko toto objąć obiektywem, a nie cofniesz się, bo by trzeba wleźć do morza z aparatem.
Dźwigi też tu zostały i na dobre wrosły w krajobraz. Ciekawe, że ich nikt nie zabrał - by się wydawało, że dźwig to dość drogie ustrojstwo i w odróżnieniu od hotelu łatwo można je przenieść w inne miejsce. Teraz to już zapewne totalny złom, ale przed laty?
Okolice hotelu wbrew pozorom puste nie są. Nie jest to odizolowany zakątek zapomniany przez Boga i ludzi. Na parkingu pod szkieletorem stoi kupa aut, a plaże są dosyć zatłoczone - bardzo dużo plażowiczów przychodzi tu z Petrovaca. Może wbrew pozorom ludzie lubią wypoczywać w cieniu ruin i w takie miejsca ściąga ich jakaś magiczna siła?
Woda jest przyjemna, przejrzysta, jak to praktycznie wszędzie w Czarnogórze bywa. Ja się nie mogę nazachwycać kolorem tej wody i błyskotkami słońca, którymi jest przesiana.
Kabak wyczaił, że śliska skałka jest świetną zjeżdżalnią!
Korzystamy więc ochoczo z możliwości przekąpki, jednocześnie ciesząc się, że za chwilę będziemy wędrować - o TAM!
U wejścia. Jak widać ktoś próbuje przestrzegać turystów przed niebezpiecznymi rybami! :D
Potem musimy przejść przez oranżerię.
Kiedyś mieli tu windy. My chyba jednak będziemy musieli skorzystać ze schodów.
Sam hotel to inny świat. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znika plażowy zgiełk i kociokwik. Wszystko tamto zostaje w dole i wraz ze wspinaczką na kolejne piętra - hałasy zmieniają się w cichy pogłos jakby z zaświatów i ostatecznie giną, zlewając się z szumem morza i skrzypieniem dźwigów na wietrze.
Można rozsiąść się na krzesełkach ze starego kina i zagapić w siną dal.
Na największy z dźwigów można też bez problemu wejść, choćby korzystając z kładeczki na wyższych piętrach. Ale mi jakoś zabrakło odwagi. Lęku wysokości nie mam kompletnie, ale również nie mam zbyt dużo wiary w swoje ręce i nogi. No ale jak ktoś się czuje na siłach to technicznie się da bez problemu.
Duży dźwig w pełnej krasie. Widziany z dachu.
Dach, pozostałe dźwigi i duuuuużo pięknych gór wokoło!
Widok ze skraju dachu na dwukolorowe morze też jest całkiem przyjemny. A w dole ludzie jak mróweczki, podążają w stronę tunelu.
Kwitnące krzewy można tu napotkać. W pęknięciach betonu różne roślinki się zahaczyły korzeniami. I bardzo to tutaj pasuje - na balkonach powinny być kwiaty!
Są też resztki różnych maszyn.
Obiekt ma chyba z 15 pięter. Na niższych kondygnacjach są pokoje hotelowe (dosyć niewielkie, widać, że plany były takie, aby upchać tu jak najwiecej ludzi, jak śledzi w puszce).
To chyba była (lub miała być) knajpa? Albo zaplecza kuchenne?
![]() |
![]() |
---|
Jeszcze wyżej są ogromne hale, wewnętrzne dziedzińce - nie wiem czy koncerty mieli dawać czy urządzać kryte boiska piłkarskie.
Nawet jakiś amfiteatr tu zapodali?
Gdzieś w tych rejonach zaczynamy słyszeć dziwne świsty i obecność czegoś nietypowego.
![]() |
![]() |
---|
Coś nam towarzyszy w korytarzach i salach - i to coś się przemieszcza z dużymi prędkościami. Dron! I zachowuje się jakby nas gonił. Albo się zawiesza półtora metra nad naszymi głowami i wisi. I patrzy... Tak oględnie mówiąc, trochę niekomfortowo się robi... Jak się potem okazuje, gdy wychodzimy w okolicę wielkiej studni, że odnajduje się i operator drona - szalony Francuz, który ponoć trenuje "latanie w pomieszczeniach". Pokazuje nam różne akrobacje np. jak leci z zawrotną prędkością prosto w betonową ścianę, a potem nagle zawraca. Albo wlatuje w rurę, gdzie z każdej strony swojego wehikułu ma 5 cm zapasu. Ciekawa zajawka! I chyba rewelacyjna miejscówka na takie ćwiczenia!
Na ścianach jest sporo malunków i napisów, od zwykłych gryzmołów po naprawdę artystyczne wizje. Napisy sugerują, że są wykonywane głównie przez turystów, a nie miejscowych. Najwięcej jest chyba rosyjskojęzycznych, a na drugim miejscu plasuje się język angielski. No chyba że lokalsi tak dają upust swojej "światowości", że nie piszą po swojemu?
![]() |
![]() |
---|
Fajny pomysł z tymi filarami - na trzech kolejnych piętrach. Może było ich więcej, ale nie znaleźliśmy.
Najbardziej przypadło mi do gustu jedno "malowidło" - dużo okien, robiących z sali jakby świątynię.
Oprócz wielkich dźwigów przed hotelem stoją też inne maszyny budowlane. Jeden jakby mały dźwig na gąsienicach i takie wielkie szczypce.
![]() |
![]() |
---|
![]() |
---|
Zaraz za szkieletorem kończy się możliwość wędrowania ścieżką wzdłuż wybrzeża - dochodzimy do pionowej skały.
Dalej do miasta wiedzie tunel.
Główna nitka tunelu robi za lokalny deptak, więc jest wybetonowana, ma latarnie, no ale skalne ściany czy sufity zawsze jednak cieszą i dają nieco sztolniowy klimat.
Największy urok mają boczne odgałęzienia, które nie są oświetlone.
Tunel momentami się kończy i wychodzi na fragment chodnika wiodącego skalną półką.
W tym miejscu widać w dole fajną, pustą plażę, na którą trzeba by schodzić po linie albo dopłynąć morzem.
Po wyjściu z tunelu droga do Petrovaca dalej jest bardzo widokowa i wędruje się nią całkiem przyjemnie.
Teren przywodzi na myśl jakieś dawne kurortowe parki, gdzie przyroda zaczyna już powoli nadgryzać asfalty i ławeczki.
Na poniższych zdjęciach są widoczne dwie skaliste wysepki.
Jedna to Sveta Neđelja, gdzie znajduje sie mała, kamienna kaplica. Według legendy zbudował ją żeglarz - rozbitek.
Druga, pusta wysepka, zwie się Katiĉ.
Z Petrovaca można tam popłynąć wodnym taxi. Nie ma problemu go znaleźć - po głównym deptaku chodzi dużo naganiaczy. Myśmy rozważali, ale było już za późno. To jest zawsze problem w takich miejscach, że czas nie jest z gumy i nie da się obskoczyć wszystkiego. I potem żal tych atrakcji, które trzeba było odpuscić :(
Te same wyspy widziane kolejnego dnia od drugiej strony.
Sam Petrovac to klasyczny kurort, więc ogólnie masakra, jak to zwykle bywa w takich okolicznościach. Jest jednak kilka pozytywnych rzeczy, jakie mogę powiedzieć o tym miejscu np. widoki są całkiem ładne.
Udaje się znaleźć knajpę, gdzie zjadamy ryby i inne robaki wyjęte z morza.
Dla spotęgowania apetytu ryby wystawiono w gablotce przy deptaku :)
W całej okolicy występuje sporo kotów.
Godzina czy półtorej spędzone w kurorcie, ryby zjedzone, pocztówek nie udało się znaleźć - czas spierdzielać, bo głowa zaczyna boleć od hałasu i tumultu. Do tunelu! Szybko!!! Nasz szkieletor jawi się bezpieczną, spokojną przystanią. Myślę, że gdyby nie spacer do Petrovaca - nie docenilibyśmy go aż tak bardzo! :)
Po drodze jeszcze znajdujemy z lekka zapomniane i dość strome schody prowadzące do skał. Łatwo można przeoczyć mini przerwę w żywopłocie, gdzie się odgałęzia ścieżka.
![]() |
![]() |
---|
Ciekawa, ukośna struktura skał.
Nocujemy na drugim piętrze pokojów hotelowych. Długo nie mogliśmy się zdecydować. Początkowo był plan spania na samym szczycie dachu - widoki byłyby przednie, ale znów by nas słońce obudziło. Rozważaliśmy którąś z ogromnych hal, ale tam zazwyczaj fragmenty konstrukcji mocno świszczały na wietrze, co w godzinach nocnych mogłoby nas straszyć ;) Poza tym wyższe piętra wymagałyby więcej trudu z noszeniem wszystkich potrzebnych pakunków, jako że jesteśmy spakowani tak jak na wycieczkę objazdową, więc nie jest wszystko w jednym wygodnym plecaku (bo trzy rosochate plecaki w żaden sposób by do takiego Babfa nie wlazły). Śpiąc więc na 12 piętrze trzeba by latać po schodach z torbami, a to nam się jakoś nie uśmiecha. Zwłaszcza że dotarcie w rejon, który nam się najbardziej podobał, nie jest też oczywiste logistycznie (nie wszędzie są schody, część klatek jest zerwana lub niedokończona). Można by się pogubić, zwłaszcza w ciemności - bo jest szansa, że wieczorem się komuś przypomni, że jednak coś niezwykle ważnego zostało w aucie.
Pomieszczenie, które wybraliśmy na biwak, było zapewne juz używane do celów sypialnych. Jest bardzo ładnie pozamiatane, nie ma w ogóle gruzu, pyłu, itp.
Jako że mamy ze soba mazaki do malowania wędrujących kamieni - postanawiamy też nieco udekorować ściany. Nie mamy wprawdzie ani takich zdolności, ani takiego sprzętu jak graficiarze z wyższych pięter, ale przynajmniej jest zapał :) Od razu robi się bardziej swojsko i przytulnie.
![]() |
![]() |
![]() |
---|
Łazimy też z kabakiem po sąsiednich pomieszczeniach zbierając cegły, deski i resztki dawnych mebli. Budujemy stół i ławki! No co - pokój hotelowy powinien być komfortowo urządzony! :)
Mamy widok na morze z szumem fal, które w nocy się wzmagają. A do tego piski jaskółek, które wieczorem stają się jakoś bardziej aktywne. Są też nietoperze, ale one mieszkają na wyższych kondygnacjach, widzimy jedynie jak wlatują do budynku. Miejsce bardzo dobrze komponuje się z domowym winem z jeżyn, które jest pyszne, ale nie wiem czemu bardziej zapodaje czereśnią. Może producent pomylił naklejki? ;)
O zachodzie słońca:
Wieczorem okolica pustoszeje. Znikają ostatni plażowicze, a z parkingu stada samochodów. Zostają jakieś dwa kampery i jeszcze jedna osobówka, co do której mamy wątpliwości czy jeżdżący nią turyści śpią gdzieś w terenie czy została porzucona już dawno temu ;)
Schodząc na dół w celu poszukiwania kibelka, tak sobie myślę, że dziś to wyszedł bardzo fajny, taki nasycony atrakcjami dzień. Niby nie jest późno, ale czuję się bardzo zmęczona. Trzeba iść spać - na dziś wrażeń wystarczy! I tu włażę na taki napis! Ki diabeł? Akurat w tym momencie? Dziwne są czasem zbiegi okoliczności. Ktoś chyba musiał mieć bardzo podobne przemyślenia ;)
Koło 23, gdy już mamy układać się spać, słyszymy jakieś głosy i tupoty w korytarzach. Najpierw pod nami, potem w naszym korytarzu, co łączy się również z wyraźnie widocznymi błyskami latarek. Ze strzępków rozmowy (prowadzonej po angielsku) wynika, że to dwóch turystów. Jeden chce zwiedzać i wejść na dach, a drugi się boi i chce tu wrócić, ale w dzień. Ostatecznie szczęśliwie nie trafiają do naszego pokoju (im mniej ludzi wie gdzie nocujemy tym lepiej) i chyba ten przestraszony przekonał towarzysza, bo po chwili widać dwie smugi światła wychodzące na zewnątrz i nurkujące w kamperze. Po chwili kamper odjeżdża, więc porannego zwiedzania też chyba nie będzie. Do rana już nikt nas nie niepokoi i nie włóczy się po naszych apartamentach. Albo przespaliśmy.
Śpimy chyba do 10. Zjadamy śniadanie na balkonie z widokiem na morze.
Długo nam to śniadanie zajmuje. Jakoś nie chce się stąd odchodzić. Chce się posiedzieć dłużej, pogapić w niebieską dal, jak najwięcej wciągnąć w siebie tej wyjątkowej atmosfery, która nas otacza. Można np. przyglądać się rybackim łódkom. Ci chyba wyciagają jakieś ośmiornice?
Jeszcze na tym etapie tego nie wiemy, ale nie jest to najbardziej klimatyczna miejscówka w ruinach na brzegu morza na tym wyjeździe! Urocza, wyjątkowa, ale udało się ją przebić. No ale nie uprzedzajmy faktów ;)
Potem toperz z kabakiem idą się kąpać, a ja pozwiedzać część hotelowego kompleksu, która jest położona dalej od brzegu. Głównie mnie zainteresował fragment z żebrowanym dachem z metalowych rur.
Trafiam tam na 2 dziewczyny i chłopaka, którzy akurat dokarmiają stado kotów. Wyraźnie widać, że pomieszkują tu już od jakiegoś czasu. Chłopak jest z Odessy. Wyjechał 3 lata temu, dwa miesiące przed swoimi osiemnastymi urodzinami. Bo wtedy jeszcze mógł - bez ogromnych łapówek czy wielodniowych zabaw w kotka i myszkę na zielonych granicach. Dziewczyny, siostry, pochodzą z dalekiej północy Rosji, z miasteczka Nowy Urengoj. One uciekły przed śniegiem i komarami. Tolik, Oreszka i Nana. Tworzą wspólny trójkącik, bo Tolik uważa, że obie siostry są równie fajne i nie chce wybierać jednej. One również są zadowolone, że nie muszą się pokłócić o chłopaka. Tolik twierdzi, że jest taki nowoczesny termin co się nazywa "poliamoria", że chłopak ma 2 lub więcej dziewczyn i wszystkie kocha, a jednej wybrać nie potrafi i nie chce. Ot takie odrzucenie konwenansów i stereotypów starych dziadków. Mówię mu, że wiem, słyszałam, ale to chyba nazywa się harem i wcale nie jest tak nowoczesnym odkryciem jakby się wydawało. Bo sprawa stara jak świat, że koleś ma tyle kobiet ile jest w stanie utrzymać. Dziewczyny zaczynają się kulać ze śmiechu. Nana twierdzi, że teraz Tolik musi je utrzymywać, a w ogóle to ona jest najstarsza i teraz to ona (a nie Tolik) będzie wybierać kolejną "żonę" do ich ekipy. Jak się można domyślać Tolikowi bardzo nie w smak kierunek, w który potoczyła się rozmowa. Coś długo burczy niezrozumiałego pod nosem (tzn. dla mnie, bo dziewczyny chichrają się coraz bardziej). W końcu stwierdza, że się rozczarował, bo myślał, że "my tam w tej Europie jesteśmy bardziej otwarci na niekonwencjonalne formy miłosne". Ja mówię, że oczywiście tak jest, że my to nawet żaby do haremów przyjmujemy - i tu niespodzianka! To nie miało prawa się wydarzyć! Akurat w tym momencie przez podłogę zaczyna kicać zielona żaba, robiąc donośne kła kła kła. Wszyscy jesteśmy w szoku! No i atmosfera nieco się rozładowuje i wszyscy się śmiejemy.
Nie wiem czemu osiedlili się akurat w tej części budynku. Wydaje się, że nasz apartament z widokiem na morze jest dużo fajniejszy, bardziej przytulny - no ale każdy ma swoje gusta.
Dalej przy wąskiej, płytowej drodze stoją kolejne budynki hotelowego molocha. Tu znów chyba jacyś Niemcy zeskłotowali teren. Musi ich być całkiem sporo, słychać śpiewy, pokrzykiwania i dudniącą muzykę.
Ile osób i jak się tam urządzili - nie wiem. Muzyka dochodzi zza zamkniętych okiennic, a jak wejść do budynku - też na pierwszy rzut oka nie wiem. Trzeba by się chyba mocno czochrać po krzakach. Poza tym dość długo mi zeszło z poprzednią ekipą, więc toperz i kabak pewnie się już niepokoją co mnie zeżarło. Muszę wracać.
Zatem przekąpka i w dalszą drogę!
cdn
Jak jedzie się w południe, czy wieczorem to korki są masakryczne - my tak mieliśmy na dojeździe - odcinek Sutomore - Bar. Ale wracając jadąc do Kotoru było super (ok 8-9 rano) i przejazd przez Sveti Stefan i Budve poszła dość sprawnie (no w Budvie w centrum korek był, ale to pikuś w porównaniu tego z dojazdu czy tego Herceg Novi).
OdpowiedzUsuńPetrovac nad M. to był pierwotnie nasz wybór na wakacje - rok temu, kiedy wyjazd na Czarnogórę się wykoleił w przeddzień wyjazdu. Finalnie zmieniliśmy wtedy wybór na Ulcnij, a dojechaliśmy w końcu do Donji Stoj. Myślałem, że coś więcej napiszesz o tej mieścinie.
Spanie w takim hotelu, no nieźle. Fajna sprawa! Szczególnie wieczór jak tam wszystko ucichło...
O 8-9 to mysmy jeszcze zazwyczaj spali - no chyba ze słonce nas zbudzilo o 7 to wtedy jedlismy sniadanie. Wyjezdzalismy kolo 11. No wiec w sam raz prosto w korek. Acz okolice Budvy to nie tyle zwykly korek, ale tam byl jakis jebutny remont, jezdzilo kupa wywrotek wożących jakis miał, wiec w obłoku dymu - a ze my jestesmy milosnikami otwartych okien - to nam sie to wszystko sypało do srodka jak takowa przejechala ;) Jeszcze jakis wypadek byl bo wywrotka chyba najechala na rowerzyste, wiec dodatkowe cyrki z policją czy karetkami, ktore nie mogą sie przepchac miedzy wywrotkami.. Ogolnie to byl jeden taki odcinek, gdzie 20 km jechalismy chyba 2 godziny. Nawet w stolicy nie bylo duzo lepiej. A na odcinku Sutomore - Bar o dziwo mielismy bardzo spokojnie. Jedna ta Budva zostanie mi w pamieci jako horror!
UsuńA sam Petrovac nie urzekł nas na tyle, abysmy mieli ochote zwiedzac go jakos dokładniej. Moze jakby to byl kwiecien?
A spanie w takim hotelu ma rozliczne zalety! I widok, i swoboda, i brak tłoku, i bardzo akceptowalna cena! :)
Usuń