Stopniowo jednak nasza ścieżyna traci nieco na główności...
Jamy wyglądają na wymyte przez dużą wodę. Tu chyba rzadko pada, ale z tego wynika, że czasem potrafi przybrać konkretnie! Chyba że to nie woda wyrwała?
![]() |
![]() |
|---|
Kwiatki sobie rosną.
Ścieżka jednak coraz bardziej zanika. Tu jeszcze widać jej zarys.
A tu już nie ;)
Próbujemy być dzielni, toż nieraz się bez ścieżek chodzi, grunt żeby trzymać kierunek. Jasne... To co działa w Polsce, niekoniecznie działa w Czarnogórze... Chaszcz jest tak wielki, zbity i zjadliwy, że ten w drodze do fortu to była dziecinna igraszka. Musimy zawrócić, bo wydrapie nam oczy, oskalpuje i szlag wie co jeszcze. Te rośliny zachowują się tutaj jak żywe, oplatają swoimi kolczastymi pnączami jak jakieś ośmiornice i im bardziej się człowiek szarpie - tym więcej macek okręca się wokół. Toperz szedł pierwszy i w pewnym momencie chyba z kilkanaście łodyg jeżynopodobnych (ale takich grubych jak palec) trzymało go za włosy, koszulkę i skarpetki. Chyba z 10 minut żeśmy go wyplątywały. I to udało się dzięki temu, że zabrałam nożyczki. Nie wiem po kiego diabła w plecaku na jednodniową wycieczkę na plażę wzięłam nożyczki, ale się przydały :) Z innych głupich rzeczy miałam też wełnianą czapkę, no ale ona się nie przydała ;) Ledwo udało się uwolnić toperza - złapało kabaka! Nie no, tak to się nie da iść. Musimy zawrócić. Sądząc po śladach na ziemi - chodzą tędy jakieś dzikie konie. Ale widać one mają skórę grubszą niż my, a i łby im sterczą wyżej.
Kolejnym niezbyt pozytywnym aspektem owej trasy są pająki. Pajęczyny przegradzają co chwilę ścieżkę (tę, której juz nie ma), a gdy je zerwiemy - to gospodarze spadają losowo i świadomość, że mogą wpaść również za kołnierz jakoś nie bardzo nas cieszy ;)
Musimy kawałek podjechać. Widok z szosy. Gdzieś za tym pierwszym zielonym zboczem biegła ta ściezka, której nie było ;)
W Čanj szybka przekąpka na głównej plaży, żeby zmyć z siebie zaschniętą krew, kolce, pajęczyny i inne pamiątki z "dżungli". Klimat "Riviera" zaliczony na 300% - tłum, muzyka napier%$^$# aż kamienie podskakują. Aaaaaaa! 15 minut i dość!
Ścieżka z Čanj do zatoczki wśród skał jest całkiem dobrze widoczna. Nie wiem czy ktoś tędy chodzi, po drodze nie spotkalismy nikogo. Większość użytkowników zatoki dowożą na miejsce łódki. Widać jednak wyraźnie ślady, że ktoś w tym roku robił przecinkę na tym zboczu.
Z daleka (i wysoka) nawet kurort, który mijaliśmy, prezentuje się jakoś dużo przyjaźniej.
A tam już widać zatoczkę, do której zmierzamy.
Zatoczka jest niewielka. Jeśli ktos marzy o dalekich spacerach po piasku to raczej będzie zawiedziony. Od jednej skały omywanej przez fale, do drugiej (stanowiącej koniec terenu wędrówkowego), jest bardzo niedaleko. Ale miejsce miłe - zwłaszcza na początku naszego pobytu. Potem łódki dowożą jakąś wycieczkę, no i urokliwość terenu drastycznie spada ;)
Fajne ukośne warstwy skalne :)
Nie wiem czy już kiedyś wspominałam, że nienawidzę plaż, gdzie ustawiają parasole i leżaki. Aż mnie trzepie ze złości i obrzydzenia na ich widok. Tysiąc razy już wolę (co nie znaczy że lubię) modny w Polsce bałtycki parawaning. Przynajmniej parawany są różne, stoją nieregularnie, dzięki nim każdy ma jakiś wycinek prywatności. A takie leżako-parasole w rządkach pod linijkę - to jak jakiś chów klatkowy kur albo inne więzienie o zaostrzonym rygorze. Ale czemu o tym piszę? Bo na tej plaży też jest sporo parasoli, ale rozrzuconych dość chaotycznie i całkiem akceptowalnych :) "Zatoka Zardzewiałych Parasoli" - tak będziemy nazywać od teraz to miejsce :)
Przy plaży stoi zabita na głucho knajpa, do której przylega drewniany domek na palach.
On zainteresował nas jakoś najbardziej! Brakuje nam w Czarnogórze starych ośrodków wypoczynkowych, takich z malutkimi, skromnie urządzonymi domeczkami. Występowały one w różnych krajach, jako pamiątka po czasach komunistycznych. Trafialismy nieraz na takie w Polsce, Czechach, Bułgarii, Rosji, Armenii czy na Ukrainie. Czyżby w Jugosławii tej formy wypoczynku nie było? Albo wszystkie tego typu ośrodki już zrównano z ziemią? A może źle szukamy? A tu taki drewniany domeczek w przyjemnej zatoce! Trochę jakby myśliwska ambona z tarasikiem? Nawet rozważamy czy owego obiektu nie zeskłotować na jakąś nockę. Niestety jakaś parka już nas uprzedziła i się tam zalęgła na czas dłuższy. Ponoć jestem pierwszą osobą, jaka ich odwiedziła od 2 tygodni. Nikt wcześniej nie przedarł się przez zeribę ze szkieletów parasoli i kolczastych kłębów roślin. Ale po naszych dzisiejszych porannych dżunglach - czym była ta ich pseudo zapora :D Śmiech na sali a nie bariera!
cdn























Brak komentarzy:
Prześlij komentarz