bubabar

środa, 8 października 2025

Czarnogóra cz.3 (2025) - Veslo

Zajeżdżamy do wioski Veslo, na kemping położony na samym brzegu morza. Ten widok utwierdza nas w przekonaniu, że zostajemy tu na więcej niż jedną noc! :)


Takie wybraliśmy miejsce na namiot! Śledzie trochę słabo wchodzą, ale nie spodziewamy się jakiś wielkich wichur.


Mamy stół z wielkiej bryły skalnej, w krzakach znajdujemy deskę na ławeczkę.


Czy może być coś lepszego niż taki lasek? :) Pachnie, daje cień i jaki idealny dla hamaków!


Trzeba tylko uważać, żeby się nie zabić o kable, które wszędzie się wiją jak węże - wśród skał, piachu, liści. Gdyby nie te kable to by można nieraz zapomnieć, że to kemping - tak tu jest przyjemnie jak na zupełnie dzikim wybrzeżu. Kable jednak są oznaką cywilizacji i udogodnień dla turystów - możemy wsadzić łapę między zarośla i podłączyć bateryjki. Przed wsadzeniem wtyczki w kontakt trzeba zazwyczaj przepędzić jaszczurkę. Jaszczurki uwielbiają siedzieć na kontaktach - może one się w ten sposób ładują i dlatego potem tak szybko biegają???

Prawidziwej przytulności biwakowi zawsze dodaje powiewające na wietrze pranie! :D


Na większości naszych tegorocznych noclegów w Czarnogórze namiot stawiamy bez tropiku. W przykrytym robi się od razu upiornie duszno. Tutejsze noce są na tyle ciepłe, że ochrona przed chłodem nie jest konieczna. I wciąż mamy nadzieje, że przed deszczem również... ;) A rano po otwarciu oczu mamy taki widok z namiotu! Takie spanie daje dużo pełniejszy kontakt z otaczającym nas światem, bo i widok, i zapach, i dźwięki.


Morska woda ma nieziemsko piękny kolor! :)


Wybrzeże jest tu skaliste, a "półek" do typowego plażowania jest raczej niewiele. Mimo wszystko w najbliższej okolicy kempingu trochę ludzi się kręci. Nie mamy ochoty siedzieć w widocznej w oddali kolonii fok, więc postanawiamy odejść kawałek dalej.


Czy te skarpy nie wygladają jak dawne wyrobisko? Aż dziw, że to tak by samo powstało. Ludziki dobrze obrazują wielkość kamulców.


Na skałach jest sporo małych jeziorek czy raczej kałuż morskiej wody, gromadzącej się we wgłębieniach.


Te bardziej podeschnięte porastają solnymi kryształami przypominanającymi szron. Wygląda na to, że w tych miejscach kiedyś była woda, ale się cofnęła.


Między skałami co chwilę otwierają się błękitne zatoczki. Chyba ta spodobała nam się najbardziej :)


Dalej też były fajne groty, osypiska, bulgoczące potoki wcinające się w ląd. Niestety dostępne wyłącznie wpław, więc wycieczka odbywała się bez aparatu, więc wrażenia zostaną jedynie w naszej pamięci.

A wracając jeszcze do naszego kempingu. Oprócz zagajnika pogiętych drzewek, jest tu kilka kamiennych zabudowań. Jedno z nich to knajpa. Można coś zjeść, można coś wypić. My raczej nie korzystamy bo jest dosyć drogo. Ale stoły z beczek bardzo mi przypadły do gustu :)


Jest też budynek łazienkowy, który za każdą wizytą oferuje inne atrakcyjne spotkanie :)


Korzystając z prysznica czy posiadówki na kibelku zawsze mamy jakieś miłe i ciekawe towarzystwo. Bywa zielona żaba kaskader. A może to rzekotka? Łazi po ścianach jak mucha, wspina się po każdych powierzchniach. Potrafi się zwieszać z sufitu na przednich łapkach i majtać tylnymi. I nie spada - potem idzie dalej. Nieraz przeskakuje z jednej ściany na drugą (albo na głowę wskakuje, ale tylko po to, aby się odbić i śmigać dalej). Bardzo ją interesuje moje mydło. Nie ma opcji się umyć, aby choć raz nie mieć żaby w mydle :)


Przewija się również patyczak...


Wije?? Na to patrzę najmniej przychylnym okiem. Nie mam pojęcia czy toto nie jest jakieś jadowite?


Jedno jest pewne, znów sprawdza się zasada - do kibla zawsze należy chodzić z aparatem. Jak zapomnimy to potem bardzo żałujemy i buczymy z rozpaczy, że owe piękne kadry już się nie powtórzą.

Najwięcej zdjęć porobiliśmy skoczkom wszelakich - jakieś stworzenia podobne do pasikoników, świerszczy, cykad. Tu dalej okazy łazienkowe:


Te śliczności napotkaliśmy na przyknajpianych ławeczkach.


Polowanie również udało się na pobliskiej górce, wśród zarośli. Skubaniec ma ciekawy kolec na odwłoku!


Wieczorem idziemy zobaczyć pobliską wioskę. Mini przystań dla łódek.


Plaża dla uzależnionych od piasku.


Droga. Wygląda jakby dokądś prowadziła. Ale ostatecznie rozmywa się w niebycie. Wiemy, bo właśnie nią poszliśmy.


Słoneczko przyświeca już tak z lekka wieczornie. Cały czas nie możemy się jakoś do tego przyzwyczaić, że czerwcowe dni są tutaj jednak sporo krótsze niż w Polsce. Nie ma, że godzina 22 a ty nadal łazisz bez latarki...


Według mapy dalej tu jest droga ;) Krzaczki o grubych liściach porastają skały. Przypominają mi one rośliny hodowane w doniczkach. W mojej szkole pełno było takich podobnych.


Ktoś tu chyba czasem bywa? Tabliczka sama nie wyrosła.


Schodzimy na ogromne skalne półki i nimi próbujemy obejść półwysep. Jest ciepło, cicho, jedynie dźwięk cykad wypełnia powietrze.


Dziwna struktura powierzchni skał. Jakby odciśnięte na nich jakieś liście czy inne fragmnety roślin?


Na pobliskiej górce widać resztki muru.


Widoki na okolicę.


Wczesne lato to dobry czas na łażenie po chaszczach - wszystko kwitnie :)


Choć to wygląda raczej jak jesienne suszki ;)



Jak już wspominałam wcześniej - nocując w Czarnogórze zazwyczaj nie zakładamy tropiku na namiot. Drugiej nocy jednak musimy się z nim przeprosić... Budzimy się od prysznica, może nie bardzo intensywnego (bo rozbiliśmy się pod drzewami) ale mimo wszystko wodospad jest ciągły, trwa, nie ustaje i co gorsza przybiera na intensywności. Trzeba po ciemku szukać kamieni na odciągi, bo śledzie tu nie wchodzą w ogóle... Niech to szlag! Czy nam na pustyni Atakama też by dopizgało deszczem??? To jest jakieś fatum! Rano też popaduje. Chyba to jednak jakaś anomalia - skoro na ziemi, pod odkrytym niebem, leżą wszędzie w liściach kable przedłużaczy i kontakty... Koło południa pogoda się poprawia i w mig wszystko wysycha.

Idziemy więc na nadmorskie skały. Dziś jest zupełnie pusto. Osiedlamy się w grocie, którą wczoraj okupowały niemieckie nudystki. Mamy masę planów na dzisiejszy dzień, ale ta błękitna woda nas jakoś zassała. A zwłaszcza mnie... Jest to jedna z najpiękniejszych morskich kąpieli jakich miałam okazję zaznać. Może dlatego, że ten kawałek wybrzeża przypomina kamieniołom? Nie ma w ogóle fal, woda jest obłędnie przejrzysta i bardzo głęboka. Jak nie morze - jak jakaś zupełnie inna jakość. Kamieniołom - ale taki po horyzont :)


Jakieś kraby tu mieszkają w szczelinach.



Będąc w Veslo rozważaliśmy wybranie się do Błękitnej Groty - zalanej jaskini, dostępnej jedynie od strony morza. Jednak ostatecznie nie doszło to do skutku. Może i dobrze? Potem czytałam, że miejsce ostatnimi laty stało się bardzo popularne. Że wożą tu turystów z nawet odległych hoteli, że w jaskini nieraz jest po 10 motorówek, więc można zapomnieć o pływaniu. Może lepiej sobie nie psuć wspomnien?

Tak się prezentowała owa grota we wrześniu 2008:



cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz