Tym razem poszukiwane przez nas starorzecze przytyka do wioski Stary Górnik. W celu jego odnalezienia trzeba przebrać się przez las. Druga połowa kwietnia to jeden wielki wybuch zieloności, kwiatów i zapachu! Czas, gdy po długiej i wrednej zimie człowiek zaczyna czuć, że żyje naprawdę! Nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy wolą mróz, śnieg i pizgawice!
Mijamy kilka powalonych, wielkich drzew. Acz tym razem to wygląda na robotę wichury, a nie bobrów.
Widać, że zmierzamy w dobrym kierunku. Teren robi się coraz bardziej bajorowaty. Raz po raz mijamy niewielkie i podeschłe oczka wodne. Być może przy wyższym stanie wody one wszystkie łączą się w jedną całość?
A to już nasze starorzecze! Wypełnione kumkotem i kotłowaniną żab! Element, który niezaprzeczalnie dodaje takim miejscom uroku!
Brzegami, pełnymi łanów zeschłych traw, suniemy w strone pobliskiej wioski.
Tu jeziorko, jak się można domyśleć, staje się coraz mniej dzikie. Wykoszone brzegi, pomosty, budynki schodzące nieraz prawie do samej wody.
Głównym celem jest odnalezienie ruin mostu. Jest! Ale nie zostało z niego zbyt wiele…
Wracamy na upatrzony wcześniej cypelek, aby tu sobie zapodać piknik. Nie my pierwsi na takowy pomysł wpadliśmy! Miejscowi chyba często tu palą ogniska. Ktoś nawet krzesło przytargał!
Czas płynie miło wśród plusku żabiej wody, śpiewu ptaków oraz oszałamiającym zapachu czeremchy i dzikiego bzu!
Bez pachnie i z krzaczka, i z butelki :)
Zaglądamy też pod mały mostek. Z racji suszy jest to możliwe i można się poczuć jak w bunkrze ;) Gdy wrócimy tu kiedyś zimą - miejsce będzie pełnoprawnym mostem, bez którego nie byłoby mowy o dotarciu na ogniskową wyspę!
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz