Jadąc gdzieś pociągiem, lubię wyjść wcześniej i potem posiedzieć sobie na stacji lub połazić w jej pobliżu. Mając zapas czasu zawsze jest tak jakoś spokojniej. Lubię ten sam moment oczekiwania na swój środek transportu, moment kiedy można totalnie wyrzec się pośpiechu, zagapić gdzieś w dal i totalnie zawiesić. Bo czekasz, nic nie przyspieszysz i już nic nie zależy od ciebie. Gdzie indziej zawsze coś cię gna, zawsze jest coś do zrobienia, do załatwienia, do poprawienia. A tu masz ławkę lub kawałek betonu pod dworcową ścianą. Moment dogodny aby być sam na sam ze swoimi myślami albo żeby poobserwować świat wokół.
Tym razem, włócząc się po Dolnym Śląsku, mamy okazję spędzić trochę czasu na stacji w Gryfowie Śląskim i Lubaniu.
W Gryfowie, za torami, namierzamy jakiś stary i chyba nieczynny ceglany budynek, o przeszłości zapewne związanej w koleją. Sympatycznie prezentuje się w ciepłym blasku popołudniowego słońca i w towarzystwie nadgryzionych zębem czasu słupów i innej kolejowej infrastruktury.
Wprawne oko może odczyta jeszcze zatarty napis?
Malownicze kładki i rozjazdy donikąd…
Budynek chyba kiedyś służył jako magazyn.
Rozsiadamy się na rampie. Tu będzie się fajniej czekać na pociąg niż na peronie. Z rampy jest widok na pobliską stację…
… gdzie czasem coś przejedzie.
Ale przeważnie towarzyszy nam tylko szum pożółkłych traw..
U podnóża naszego siedziska przebiega nieczynny tor...
...a i coś na kształt szyny jest wmurowane w brzeg rampy.
Na tej szynie zachowały się fajne, stare napisy.
Czas płynie powoli i sielsko.
Delektujemy się napojami…
A ja odkrywam nowe piwo, które od tej chwili będzie chyba moim ulubionym. Jego smak jest jakiś nietypowy, jakby ziołowy? Przeciekawy! :)
W Lubaniu czasu mamy nieco mniej. Pozwala on jednak rzucić okiem na opuszczony budynek, wieżę ciśnień i szkielet wagonu.
W tym mieście zabudowa przykolejowa i jej stan opuszczenia wygląda dość rokująco, więc zapewne tu jeszcze wrócimy.
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz