Za PRLu ponoć dosyć popularnym sposobem spędzania wakacji były tzw. “wczasy wagonowe”. Była to usługa przede wszystkim skierowana do pracowników PKP i ich rodzin. Tak jak kopalnie, huty czy inne zakłady miały swoje ośrodki wypoczynkowe gdzieś w sosnowych lasach nad jeziorami, to dbano aby kolejarze również w czasie urlopu nie zapomnieli jak wygląda pociąg. Kwaterowano ich w ustawionych na bocznicach wagonach mieszkalnych. Przeważnie takie domki na torach mieściły się w nadmorskich miejscowościach wypoczynkowych, ale były też chyba takowe na Mazurach czy u podnóża Tatr. Po tym jak komunistyczne czasy odeszły w przeszłość, wiele ugruntowanych latami zwyczajów zaczęło tracić swoją rację bytu. Pozbawione dofinansowania ośrodki wagonowe stopniowo przerabiano na żyletki lub sprzedawano na prywatne dacze, najczęściej np. kolejowym emerytom, którzy często z sentymentu chcieli kontynuować wagonowy wypoczynek już we własnym zakresie.
Pierwszy raz z pojęciem “wczasów wagonowych” spotkałam się dopiero w 2012 roku w Drawnie, podczas wycieczki w okolicach opuszczonej już stacji.
Tam spotykamy właśnie taki dawny ośrodek, ale już od lat całkowicie sprywatyzowany i przerobiony na letnie domki. Rozmawiamy tam z jednym panem, dawnym maszynistą, który opowiadał nam o minionych czasach i wczasach z gwizdem pociągu w tle.
Dla wybranych była też forma wczasów wagonowych wędrownych. Opis takowych wspomnień np. TUTAJ
Kilka lat później trafiam na film “Bocznica”. Jeśli ktoś nie zna, ale lubi takowe klimaty naprawde polecam obrzejrzeć. Jest np. TUTAJ
Film opowiada o helskiej bocznicy, wagonach na skraju wydmy i wybranych losowo uczestnikach takowej formy wakacji. Film niezwykle klimatyczny i przesiąknięty atmosferą tamtych dni. Ale niestety bardzo smutny, bo się źle kończy. Na filmie helskie wagony przestają istnieć. Ośrodek zostaje zamknięty, wagony są rozwalane, a na miejscu dawnych zdarzeń pozostaje NIC. A mnie jest cholernie żal, że nie zdążyłam. Że miejsce, które ogromnie bym chciała zobaczyć, poczuć jego atmosferę, zapach i koloryt - tego miejsca już nie ma… Że w kolejne fajne miejsce nie udało się trafić na czas. Wprawdzie w wagonach przerobionych na baraki czy chałupki już nieraz spałam, jak również mieliśmy okazję wiele razy nocować z turkotem pociągów w tle, np. w ukraińskich “komnatach” dworcowych, gdzie z okna roztaczał się widok na perony, a co godzine budził cię gwizd lokomotywy (czy co gorsza ciągnietej po kostce walizki na kółkach ;) Ale jednak ten żal braku możliwości uczestniczenia w prawdziwych “wczasach wagonowych” gdzieś na dnie serca pozostał…
I jakoś w tym roku, nagle dowiaduję się, że to wszystko nieprawda! Że helskie wagony wciąż istnieją! Że tylko ich niewielka część uległa zagładzie, a pozostałe mają się dobrze - i co najważniejsze - nadal można się w nich zakwaterować!
Gdy wkraczamy na teren - mam wrażenie, że to sen. Że zaraz się obudzę i wagonów już nie będzie. Albo że znaleźliśmy się na planie filmu “Bocznica 2.0” ;) Bardzo dziwne odczucie. Gdy coś już się odżałowało, odpuściło, pogodziło z brakiem i niemożnością. I nagle to, czego masz pewność, że już nie ma - się pojawia w pełnej okazałości, możesz pomacać i nie znika! Szczęście, które wylewa się uszami jest potęgowane przez fakt, że poprawiła się pogoda. Po tygodniu zimna i prawie ciągłej zlewy - zaczyna błyskać słońce. A i prognozy są dość optymistyczne! (ech.... acz nie tak dobre jak dla Odessy.... ;) )
Hel jak wiadomo jest miejscowością turystyczną, zatłoczonym kurortem, pełnym tego wszelakiego paskudztwa, które się z takimi miejscami wiążą. Ale wagony stoją na uboczu, za torami. Niby blisko centrum, ale jakby za jakąś szczelną zaporą. Przekraczając kłębowisko szyn pokonuje się granice - nie miejsca a czasu. Sosnowy las, malowniczo powykręcane drzewa. I piach, wszechobecny piach podchodzący aż pod same wagony. Kiedyś to był jeden wielki ośrodek. Teraz teren jest pofragmentowany, kupiony przez różne osoby czy spółki, podzielony na kilka sektorów, częsciowo od siebie poogradzanych płotami...
Wagony widziane od strony lasu i wydm.
I od strony czynnych torów.
Międzywagonowy labirynt nas wciąga. Zasysa z niesamowitą siłą. Betonowe chodniczki zasypane igliwiem prowadzą w ciekawe miejsca. Zawsze bardzo lubiłam te wszelakie stoły zespolone z krzesełkami. Pamiętam, że jakaś nauczycielka w mojej podstawówce mówiła, że to celowo zrobione, aby się nie huśtać na krześle ;)
A tu uchowały się stare ławki. Nie dość że klimatyczne, to też wygodne. Pomalowane tak, aby się dobrze maskowały na tle wagonu.
Czasem chodnik stanowi jeszcze sympatyczniejsza dziurkowana płyta.
Chyba wsiadają z drugiej strony? Bo okna półotwarte, sączy się dźwięk radia - a krzaczyny przy drzwiach nienaruszone.
Całkiem dogodne miejsce grillowe! :)
Świat widziany spod wagonu! Po raz pierwszy mogę przepełznąć pod takowym i się nie bać, że mnie rozjedzie ;)
Tak kończy się jeden z torów. Bardzo nagle, jak ucięty nożem.
Wagony przerobione na dacze można rozpoznać po dużej ilości kwiatków doniczkowych...
...oraz antenach na dachach, ścianach obitych dodatkową blachą czy innym “sajdingiem”, czy wstawionych nowych, całkowicie niewagonowych oknach.
A tu już nasz ośrodek. Wagon recepcja ma w oknach ciekawy rodzaj żaluzji. W naszym wagonie już niestety takich nie ma… Jakby ktoś był zainteresowany noclegiem w tym miejscu - to namiar ma TUTAJ Wagony są nieogrzewane i działają jedynie w ciepłe okresy roku.
Wagonami opiekuje się przesympatyczna babeczka, z którą kilkakrotnie ucinamy sobie pogawędki. Najbardziej zapada mi w pamięć rozmowa o dawych czasach, urokach rzucanych na małe dzieci i sposobach ich odczyniania. Ja jej opowiadam jak to robiła moja prababcia, a ona jakie były metody neutralizowania złej energii na Podlasiu. Wychodzi, że w Małopolsce a na Podlasiu były zupełnie inne obrzędy (np. na Podlasiu nie zlizywano oczu ;) ) Ale łaczyło je jedno - maksymalne skupienie uwagi i wiara w powodzenie akcji. I to, że zawsze były skuteczne!
Nasz wagon to ten po lewej! :) Busio niezbyt komponuje się tu kolorem, ale w klimacie zasłonek to bije na łeb na szyje wszystkie wagony razem wzięte! :)
Nasz ośrodek charakteryzuje się sporą ilością kładek/pomostów między wagonami, gdzie poustawiano w roli ławeczek dawne siedzenia z przedziałów.
Miejsce biesiadne. Czailismy się 4 dni, żeby tu jakąś impreze zrobić, ale tak wyszło, że codziennie wracaliśmy na tyle późno, że nam się już nie chciało.
Kolejny fajny krzesełko - stolik! :)
Ściany tu i ówdzie są udekorowane kwiatkami.
Ważny komponent urokliwego miejsca - suszące się pranie! :)
A tak się prezentują wnętrza naszego wagonu.
Częściową półściankę jednego z pokoików tworzy regał. Ale to nie jest zwykła szafa! ;)
Z opisu na pożółkłej przyklejce na odwrocie możemy się dowiedzieć, że to model "Puszcza 74" :) Chyba dość powszechny mebel z czasów, gdy i wczasy wagonowe cieszyły się popularnością.
Właściwe wyposażenie mini kuchni. Od razu człowiek nabiera apetytu.
A to kolejny ośrodek, w którym również można zanocować. Acz być naraz w dwóch miejscach jest ciężko wykonalne, więc już nie dzieliliśmy naszego i tak krótkiego pobytu, aby każdą noc spać w innym wagonie ;)
Zwraca uwagę brama, pamiętajace dobre czasy dla takich ośrodków! :)
Jeśli ktoś miałby namiary na inne miejsca oferujące "wypoczynek wagonowy" czy to stacjonarny czy obwoźny - to będe bardzo wdzięczna za polecenie i namiar. A jeśli ktoś zna ośrodek wczasowy nie w wagonach, ale w klimacie - gdzie śpi się w domkach zrobionych np. z beczek czy cystern, również nie pogardzę taką informacją :)
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W Varnsdorfie przy browarze: http://www.pivovar-kocour.cz/en/accommodation
OdpowiedzUsuńO! I to w wagonach sypialnych a nie mieszkalnych! Fajne!
Usuń