Pierwsze co nas tu uderza to cisza… Wieś, która nie wita nas wyciem kosiarek i ujadaniem psów. Jest tak cicho, że słychać szum opadających liści i nasze kroki na brukowanej drodze. Domy utopione są w łanach nawłoci a zewsząd zawiewa zapachem jesiennego sadu. Tak… W ten sposób może obecnie wyglądać jedynie wieś, skąd zniknęli ludzie. Cisza i bujna roślinność jakoś nie idą w parze z tym gatunkiem…
Dotarliśmy do Brzeźnicy, wioski gdzie z żadnej strony nie podchodzi asfalt. Nie była to duża wieś. Domów jest kilka i są już raczej tylko skorupkami dawnej świetności. We wnętrzach nie za bardzo jest co oglądać, bo wszystko zostało dość skutecznie wypatroszone. A może po prostu cały czas porównujemy to miejsce z Raduchowem, gdzie byliśmy w kwietniu, a tam stan zachowania był naprawdę rewelacyjny?
Główna droga przez wieś. W “centrum” jest brukowana.
Potem w jedną i drugą stronę bruk zanika, przyjmując nawierzchnię ziemną.
Jeden z domów otoczony był ceglanymi murkami.
Kiedyś ktoś tu zamurował okna, więc mimo słonecznego dnia wnętrza są ciemne i czasem trzeba użyć latarki, żeby se pyska nie rozbić.
Tu jakby cegły i inne budulce przygotowane do wywiezienia? Równo ułożone w stosiki…
W wielu wnętrzach już zupełnie nie ma co oglądać…
Ale zawsze atrakcją pozostają schody. Mają różne kształty i co najważniejsze - są drewniane i skrzypią. Tego nie mamy na codzień żyjąc w domach z betonu.
Nie wiem co mieściło się w tym budynku. Trochę kojarzy mi się ze sklepem. Tak jakby nad drzwiami był kiedyś jakiś szyld?
I nawłoć! Wszędzie nawłoć!
To był chyba najlepiej zachowany budynek. W środku zostały nawet jeszcze meble, takie w miarę w całości. Ale dachy już fest dziurawe…
Przydrożne artefakty…
Dom z luksferami.
Do tego budynku jakby bomba wpadła. Wszystkie sprzęty wywalone na zewnątrz i rozwłóczone.
W środku można się poczuć obserwowanym! Na 150% ;)
A przepraszam! Są jednak mieszkańcy!
Gdzieś na boki odchodzą wijące się drogi…
Najciekawszym miejscem wioski jest kościół.
Położony na pagórku, w otoczeniu starych drzew - tak jak zazwyczaj wyglądało otoczenie wiejskich kościółków, zanim w ostatnich latach również księża dostali amoku wycinania i obsesyjnej nienawiści do zieleni…
W środku można jeszcze zasiąść w ławce i zadumać się nad tym, kto ostatnio w niej siedział użytkując to miejsce zgodnie z przeznaczeniem.
Można wypatrzeć resztki niemieckich napisów…
…albo i inne ciekawe detale.
Wieża od spodu. Drabina niestety zbyt zdekompletowana, abyśmy próbowali z niej skorzystać.
Ostatni mieszkaniec zniknął z tej wsi w 2015 roku. Potwierdza to dokument znaleziony w jednym z domów i spotkany w pobliskim lesie drwal, z którym oczywiście wdajemy się w pogawędkę.
Idziemy jeszcze do równie opuszczonego przysiółka zwanego Łobzów. Prowadzi tam pylista droga wijąca się wzdłuż linii kolejowej.
Mój ulubiony rodzaj słupa!
Przy części słupów wiszą jeszcze kable.
Z tej strony też widać kościół, acz można go łatwo przeoczyć ;)
Między Brzeźnicą a Łobzowem przepływa sobie niewielka rzeczka o nazwie Brzeźnicka Węgorza.
W przysiółku zachowały się resztki dwóch budynków z pustaków. Sprawiają one wrażenie jakby nigdy niedokończonych? Albo zabudowań gospodarczych?
Cały teren jest zarośnięty nawłocią, taką po szyję! Nie… dużo wyżej! A owe łany całe trzęsą się od bzyku pszczół. Kabak każdej z nich się przygląda czy to przypadkiem nie jest to Maja, Gucio albo pani Klementyna.
Napotykamy tu też dziwną skarpę. Częściowo jakby wzmacnianą kamieniami? A może to też są resztki jakiegoś budynku? Być może jesienią, gdy busz podwiędnie, można tu odnaleźć coś więcej?
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz