bubabar

piątek, 20 stycznia 2017

Czas nie goni nas cz.56 - Ukraina, Lipniażka

O Lipniażce dowiedzialam sie gdzies w odmętach internetu. Ze osiedle, ze robotnicze blokowisko i prawie calkiem opuszczone. Przez miejscowosc o tej nazwie przechodzi glowna szosa relacji Pomiczna- Nowoarchangielsk. Na pierwszy rzut oka jest tu normalna wies o niskiej zabudowie i calkowicie nieopuszczona. Dobrze, ze wzrok przyciaga rzezba ogromnego bociana, stojacego przy miejscu biesiadkowym. Za bocianem dokladnie widac miejsce, ktorego szukamy.
Dosc dlugo kluczymy aby z wioski dotrzec do blokowiska, ktore widac dokladnie przez pola. Wybieramy rozne drogi, ale raz po raz konczymy w burzanach i skodusionieprzejezdnym blocie.
Problem w tym, ze blokowisko lezy jakby za wąwozem z młakowata rzeczką a mostki nie sa przewidziane. Jest tuz tuz, ale znow musimy zawrocic bo cos co wzielismy za droge konczy sie stosem kapusty w obejscu jakiejs babuszki...
Dziwnie wyglada ta normalna, zywa wies na tle ogromnych, betonowych wydmuszek... Polozenie osiedla na pagorku wzmaga poczucie monumentalnosci.
Wracamy do wsi. Znajdujemy malusią cerkiewke wsrod kablowisk
Z zestawem dzwonkow roznych rozmiarow, do wyboru do koloru!
Nieopodal przyszkolny ogrodek udekorowany rzezbami z odpadow- z butelek, starych opon, dziurawych miednic i butow. Powstala piekna dzdzownica, slimaki, lew, zyrafa, mis, kwiatki, sloneczko. Jak super mozna zrobic cos z niczego! Strasznie podoba mi sie ten ogrodek. Bo widac w nim nie kase i zadęcie, ale wlozona czyjas mysl, prace i serce.
Pytajac o droge trafiamy do sklepu i do knajpki. W knajpie jest dosc malomowny facet odpowiadajacy na pytania zdawkowo acz dokladnie, zupelnie jak robot. Zreszta rusza sie tak samo jak mowi. W sklepie sprawa ma sie zgoła inaczej. Babcia Ania nalezy do tych, ktore upajaja sie swoim glosem a kazdy wspolrozmowca jest skarbem, zwlaszcza jak nie przerywa monologu na wiecej niz "yyhy". Mysle, ze maz tej pani napewno lubi chodzic na ryby. Ale akurat mnie ta sytuacja bardzo pasuje i chetnie wysluchuje dlugiej opowiesci niemlodej juz niewiasty. Babka niegdys mieszkala na osiedlu, ktorego szukamy. Pracowala w tutejszych zakladach- byla "nakręcaczką". Dlugo nie moge zrozumiec o co chodzi ale babcia nie daje za wygrana i dokladnie mi tlumaczy uzywajac wielu rekwizytow przyniesionych z zaplecza. Chyba wiec pracowala przy tasmie i cos zakrecala. Od kiedy osiedle mocno podupadlo a bloki przestaly byc wygodne- przeniosla sie do corki, ktora ma domek we wsi.

Kiedys byla tu zwykla wies ale w latach 80 tych na stepowych łakach na wzgorzu powstala ogromna cukrownia a obok niej osiedle robotnicze z dwudziestoma kilkoma blokami i cala osiedlowa infrastruktura. Mieszkalo tu w najlepsze lata 4 tys ludzi. Po upadku sajuza zaklad przemyslowy i osiedle spotkal klasyczny los. Zaklad dzialal coraz marniej az w koncu zdechł smiercia naturalna okolo przelomu tysiacleci. Zabily go przeksztalcenia i gospodarka rynkowa. Podzielil losy setek i tysiecy innych obiektow przemyslowych, od Odry po Władywostok, ktore byly potrzebne a potem nagle przestały.. Obecnie po pobliskich zakladach nie zostalo juz prawie nic. Tylko pokruszone kawalki betonu, z ktorego najwytrwalsi nadal wyrywaja wszelakie pręty zbrojeniowe i wszystko co nadaje sie na zlom. Osiedle z szarych plyt wciaz stoi, moze tylko nieco bardziej krzywo niz niegdys. Pogoda robi swoje, deszcze wygryzaja nieimpregnowane dachy a wiatr i sniegi mieszkaja w pokojach zamiast ludzi. Miasteczko jest w 3/4 opuszczone. Obecnie okolo 50 mieszkan jest zamieszkalych a kilkaset pustych. Kto mogl wyjezdzal do rodziny, innej pracy, gdziekolwiek. Pozostali nieliczni. Osiedle za czasow swej swietnosci nazywalo sie Cukrowaja. Wladze stwierdzily, ze nie ma sensu aby prawie calkiem opuszczone osiedle mialo swoja osobna nazwe wiec zniknela z map Cukrowaja, podupadle blokowisko wlaczono administacyjnie do pobliskiej Lipniazki jako jedną z ulic (ul. Sacharnyj Zawod)

Chyba po poltorej godzinie objezdzania wszystkich wiejskich zakamarkow trafiamy na wlasciwa droge- szeroka asfaltowa arterie odbijajaca z glownej szosy. Nie wiem czemu wczesniej na nia nie zwrocilismy uwagi..
Gdy docieramy na miejsce okazuje sie, ze osiedle wcale nie jest takie opuszczone jak sie spodziewalismy. W kazdej klatce schodowej praktycznie ktos mieszka, wisi pranie, anteny, wyglada z okna pies lub kot. Sa sklepiki, zaparkowane auta, kreci sie sporo ludzi, jestesmy pod czujnym okiem wslipiajacych sie w nas kilkunastu osob. Moze to zabrzmi dziwnie, ale czasem czuc ciezar wzroku na plecach. Jakos w tych okolicznosciach nie mam smialosci zagladac do mieszkan, troche sie obawiajac, ze obca twarz moze tu byc tozsama z szabrownikiem, a takowych zazwyczaj mieszkancy nie darza specjalna sympatia. Ogladamy wiec osiedle jedynie z zewnatrz. Zastanawiam sie jakby ewentualnie zagadac do miejscowych ale jakos nic sensownego mi nie przychodzi do glowy. Zeby tu bylo cokolwiek co by moglo byc przyczyna naszego przybycia, ktora bedzie dla wszystkich zrozumiala i niepodpadajaca.. Coz wedrujac z plecakiem byloby latwiej, kupujesz piwo, siadasz pod sklepem i czekasz na rozwoj wypadkow. Samochod czasem bardzo nie pomaga.
Pomiedzy blokami działaja sklepiki. Tu tez kreci sie najwiecej osob.
Mieszkancy dawnej Sacharnej to glownie osoby starsze oraz rodziny wielodzietne. Sporo dzieciarni biega z kwikiem po opuszczonych budynkach, balkonach, dachach. Malo kto w tym wieku ma az tak rozlegly i urozmaicony plac zabaw! Z opowiesci pani sklepowej wynika, ze od czasu upadku zakladow praktycznie nikt z pozostalych tu mieszkancow nie trudni sie normalna praca. Zyja glownie z emerytur, rent i zasilkow na dzieci. Czesc osob dorabia nadal "na cukrowni". Acz juz nie przy tasmie czy w słodowni ale wykuwajac ostatnie kawałki złomu. Na ile jeszcze starczy zbrojonego zelastwa? Tego nie wie nikt, ale tez nikt o tym nie mysli. W takim miejscach zyje sie z dnia na dzien, a nie planuje jakas daleka, nierealną przyszlosc.

Nie maja tu teraz prostego zycia bo blokowisko nigdy nie bylo przystosowane do samodzielnego istnienia bez centralnej cieplowni czy wodociagow, ktore po upadku cukrowni szlag trafil szybko. Mieszkancy wode musza nosic w butelkach lub wiadrach z wiejskich studni, mieszkania ogrzewaja wmontowanymi samodzielnie piecykami. Najgorzej sprawa wyglada z kanalizacja. Wiekszosci nie chcialo sie postawic slawojek i schodzic do nich z 4 pietra. Kible w mieszkaniach sa, czesc rur jest. Jak sie zrobi dziure w odpowiednim miejscu rury to muszla przestaje sie zatykac, droznosc jest utrzymana a... fekalia leca do piwnic. To byl ponoc ostateczny powod, dla ktorego babcia Ania postanowila opuscic swoje mieszkanko i udac sie gdziekolwiek. Przez kilka lat nie bylo tez pradu, ale ostatnio udalo sie go ponownie tu dociagnac. Czy oficjalnie czy na lewo ciezko powiedziec. Ale wieczorami nie burcza juz masowo agregaty. Gazu nie ma. Interenet tylko przez sieci komorkowe ;)

Mieszkanie mozna tu kupic za okolo 5 tys hrywien. Kilka lat temu znalazlo sie kilku pomyslowych ludzi, ktorzy pokupowali kilka opuszczonych mieszkan i probowali pod ich zastaw wziac kredyty. Komus ponoc sie to udalo, kredytu nie splacal a gdy wyslannicy firmy pozyczkowej zobaczyli "mieszkanie" to ich zatkalo. Z bankami juz nie poszlo tak latwo- kredytow dac nie chcieli- bo miejsce figuruje w rejestrach jako nieistniejace. Miala ponoc wyniknac z tego spora awantura o ogolnopanstwowym zasiegu i pozostali sprytni nabywcy lokalnych mieszkan zostali juz z przyslowiową reka w nocniku.

Bardzo jestem ciekawa ile jest na Ukrainie jeszcze takich wyludnionych Lipniażek (i nie mam tu na mysli czarnobylskiej zony). Bo jakos mi sie nie chce wierzyc aby byla ta jedna jedyna. Gdzies kiedys slyszalam, i to z dwoch niezaleznych zrodel, ze jakies takie miasto-widmo czai sie tez w rejonach Sokala (Czerwonograd, Czerwonobrod? Czerwono-coś tam?) Jakby ktos cos kojarzyl to bede wdzieczna za informacje.

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz