W okolice wioski Hvezda dojeżdżamy późnym popołudniem. Osiedlamy się w przyjemnej przydrożnej zatoczce. Pewnie z dwie noce tu spędzimy.
Idziemy połazić. Początkowo łąkami...
Wśród polnych kapliczek...
Kierujemy się w stronę pagóra zwanego Vilhost. Już tu kiedyś byliśmy, no ale nie wszędzie. A tu w każdy załom skalny warto zajrzeć. Skalne gęby zdają się nam bardzo bacznie przyglądać...
Droga u podnóża skał jest kręta i pełna rozpadlin. Czasem pojawia się znikąd jakaś zanikająca ścieżyna i tak samo szybko traci się w szczelinach czy między korzeniami.
Pumeksowate skały.
Różnej wielkości groty i tajne przejścia.
Widać wyraźnie, że to już wieczór. Tak, tak... taki czerwcowy, więc pewnie koło godziny 20. Koniec czerwca - najpiękniejszy czas w roku! :)
Na szczyt nie wchodzimy. Naszym celem jest pokręcić się po zboczach. A i z nich są całkiem fajne widoki.
W okolicy można też znaleźć skały przekształcone w kaplice/pomniki upamiętniające zmarłe osoby.
Na zakręcie, w przykurzonym lusterku.
Kolejnego dnia idziemy do wioski Hvezda, gdzie są praktycznie same stare domy. W większości zamieszkane - nie wiem czy na stałe czy sezonowo, ale wyraźnie ktoś się nimi zajmuje. Ogrody toną w zieloności. Jest tu bardzo cicho - nie ujadają psy, nie wyją kosiarki, nie łupie muzyka itp.
W ogóle cała miejscowość jest bardzo cienista i pełna starych drzew.
Za wioską droga się kończy. Ruch jest dość znikomy. Wszelakie pełzuny czują się więc swobodnie i na środku szosy.
Gdzie nie spojrzysz to coś się do ciebie uśmiecha.
Mają tu bardzo przyjemną kaplicę. Jej bardzo wielkim plusem są otwarte drzwi.
Stare odrzwia.
Wnętrze jest chłodne i mocno zapodaje aromatem bejcy do drewna i zgasłych świec.
Aniołki, święte obrazy, wyszywanki - wszystkiego po trochu.
Wewnątrz, oprócz wyposażenia typowego, możemy znaleźć list od wdzięcznych turystów, którzy się tu schronili.
Wisi też zdjęcie jakiegoś wesołego kolesia.
Za wioską skręcamy w lasy. Szukamy tu wydrążonych w skałach grot, nisz i innych zagłębień, wyraźnie nie będących naturalnego pochodzenia. Tu cały ten rejon to było kiedyś jedno, wielkie skalne miasto!
Dalej przy drodze też co rusz widzimy ułożone z kamieni wzmocnienia skarp, równo jak od linijki wycięte skały, napisy, wnęki.
Są też dziksze fragmenty wąwozów, o wyglądzie bardziej naturalnym, więc miłośnicy braku ingerencji ludzkiej ręki w krajobraz również znajdą coś dla siebie.
Kapliczka w środku lasu.
Stare, niemieckie napisy wyglądają jakby spłynęły z błotną lawiną (albo inną lawą ;)
Zmierzamy w stronę "zamku".
W miejscu znaczonym na mapach jako "Hrad u Hvezdy" nie znajdujemy żadnych ruin zamku. Jest tylko niewielka górka ze skałką na szczycie. Brak zamku jednak nie przekreśla tego miejsca jako wartego odwiedzenia. Bardzo nam się tu podoba. Pusto, cicho, wiaterek sobie wieje. Nawet jakieś widoczki tu czy ówdzie przezierają.
Jakieś miejsce pamięci. Ale o kim i dlaczego - nie wiemy. Były jakieś napisy, ale zostały wydrapane, inne dodane, też potem skute - cieżko rozkminić co i po co. No ale jak widać ktoś pamięta, kwiatki same nie przyszły.
Mijamy też takowy obiekt, który początkowo bierzemy za kapliczkę, ale chyba raczej był kiedyś przepompownią wody. A może cały czas jest? W środku coś jakby huczało.
Na samym skraju wsi stoi ciekawie wyglądający dom. Od przodu - normalna chałupa. Z tyłu - jak kilkupoziomowa twierdza z piwnicą gigantem.
Na tym zdjęciu dobrze widać jaka jest różnica wysokości - chałupa kontra tylna podmurówka.
Kręcimy się też po innych skałkach w okolicy, gdzieś na zachód od wsi.
Cieniste wąwozy.
Czasem skały i góry nagle znikają - są tylko malownicze lasy i klimat zupełnie jak gdzieś na równinach.
JAGOOOODY!!! Takie ilości, że można w nich wręcz pływać!
Ślady zbrodni się nie ukryją! I od razu widać kto z rodziny najmniej lubi jagody ;)
Nie, grzybków nie jedliśmy żadnych... A jednak niektóre korzenie na nas dziwnie patrzą ;)
Widok na wzgórze z ruinami zamku Ronov - tam byliśmy w zeszłym roku.
Łąkami, polami wracamy pod nasze Vilhosty...
I znów "ostrzyca" z zamkiem wyłania się spomiędzy traw.
Na obrzeżach Hvezdy przy jednym obejściu urzekł nas płot! Cóż za cudna kolekcja! :)
I znów nie wiadomo kiedy zleciał kolejny dzień. Kolejny długi dzień pełen wrażeń i odkrywania nowych miejsc.
A letnie wieczory wśród czeskich skał mają w sobie tajemniczość i nieodparty urok, który ciągle każe wracać :)
cdn
Koniec czerwca - najpiękniejszy czas w roku! 100% racji, 3x TAK! Zwłaszcza w te ponure zimowe wieczory o tym myślę. Jakoś "magia świąt" czy "białe szaleństwo" zupełnie na mnie nie działa. Aby do wiosny. Damy radę;)
OdpowiedzUsuńJedyny plus ten całej zimy, że jest kiedy uporządkować zdjęcia i napisać relacje z letnich wyjazdów! :) Bo latem to szkoda każdej minuty spędzonej w domu przy komputerze.
Usuń