bubabar

niedziela, 22 grudnia 2024

Beskid Sądecki (2024) cz.2 - z Kralovej Studni do Muszyny

Wychodzimy na polankę, gdzie stoi wiata. Raczej taka z gatunku przewiewnych i nie bardzo nadających się do spania (po prostu dach na nóżkach), no ale jakieś zadaszenie na wypadek deszczu jest.


Z postawionych niedaleko tablic wynika, że gdzieś tutaj powinna być jeszcze wieża widokowa. Rozglądamy się - ni ma... Wieża raczej nie schowała się za krzakiem ani pod kamieniem? Znajdujemy jedynie na skraju łąki wądoły i jakieś resztki betonowych fundamentów. Okazuje się, że wieży już nie ma. Postawili ją w 2011, a 2 lata temu już jej ponoć nie było. Długo zatem nie postała.

Ale w sumie wieża tu niepotrzebna - widoki bez niej też są całkiem fajne. Mamy pokaz róznych form chmur, ale ogólnie im później tym pogoda się poprawia. I już nie padało.

Z samego początku jak przychodzimy widok jest zamglony i zasnuty gęstymi chmurami o barwie mocno granatowej. Na tym etapie to ciężko stwierdzić czy tam w ogóle są jakieś góry.


Potem stopniowo chmury zaczynają się podnosić.



Nieraz robi się znów granatowo, ale w formie już lekko podświetlonej słońcem.



A nawet z fragmentami błękitu! :)


Momentami kolory robią się z lekka nierealne. Nie wiem czemu, ale kojarzyło mi się to z jakąś zepsutą lampą. Że niby świeci, ale coś jest nie tak. Toperz co chwilę sprawdzał czy mu okulary nie zaparowały, aż w końcu je schował, bo stwierdził, że czy w okularach czy bez - widzi góry tak samo nieostro ;)







Gdy kręcimy się koło wiaty nagle zauważamy, że na ścieżce poniżej, z kilkanście metrów od nas, pojawiła się postać. Nie widzieliśmy z której strony przychodzi. Facet w średnim wieku. Na początku myślałam, że słowacki Cygan, no bo taki dosyć ciemny na gębie, ale chyba jednak była to błędna ocena. Koleś ubrany jest w panterkę, taką kojarzącą się z maskowaniem myśliwskim. Ma skórzany kapelusz, skórzaną torbę na ramię i dobrane kolorystycznie buty z wysokimi cholewami - takie jak nosili ułani. Może leśniczy? Czeka aż rozpalimy ognisko albo rozbijemy namiot, żeby nam mandat wsadzić?? Nie zajmuje się niczym - nie je kanapki, nie robi zdjęć, nie ogląda mapy, nie zbiera kwiatków. Nie siada na trawie. Stoi i patrzy na nas - tak trochę jakby patrzył przez nas gdzieś dalej. Tak jakby nas pomiędzy nim a ścianą lasu nie było. Nic nie mówi. Taka trochę dziwna sytuacja - mówię więc "dzień dobry", macham ręką. Jak odpowie po polsku to zapytam gdzie kupił kapelusz, bo mi się bardzo podoba. Koleś jednak nie odpowiada. Ani drgnął. Czujemy sie nieco nieswojo - był nawet moment, że rozważaliśmy czy nie wrócić pod utulnię. Póki co ignorujemy go, robimy swoje - odpalamy butle, robimy herbatę, kanapki, przepakowujemy coś w plecakach, robimy zdjęcia kolejnych ciekawych układów chmur itp. Po jakiś 20 minutach gość wykonuje obrót o 90 stopni i zaczyna się patrzeć w strone źródełka i utulni - tzn. znów zamiera w bezruchu na dłuższy czas. Po jakimś czasie zauważamy, że go nie ma. Znikł - tak samo jak się pojawił. Nie wiemy więc skąd przyszedł i dokąd poszedł. Niemy, nieruchomy kompan, który nam towarzyszył na łące około pół godziny... Jeżeli lubił towarzystwo - to czemu się nie odezwał i zignorował miłe przywitanie? Jeśli nie lubił towarzystwa - dlaczego stanął tak blisko? Miał całą wielką łąkę dla konteplowania widoków w ciszy i spokoju...

Robimy ognisko, aż maluteńkie, bo się solidnie rozduło i nie chcemy, żeby nam go porwało.



Głupio by za jednym zamachem podpalić las w dwóch krajach ;) No bo wiata i nasz namiot stoją po stronie słowackiej, a las, gdzie chodzimy do kibelka, jest już w Polsce - taki to biwak na granicy! Skądinąd też zastanawiamy się co to jest ten metal, z którego jest zrobione miejsce ogniskowe? Czy to jest jakaś felga gigant? Chyba z Biełaza! ;)


Zachód słońca d... nie urywa, ale coś się tam zaróżowiło czy zapodało lekkim pomarańczem.





Gdy wchodzimy do namiotu odkrywamy inwazję szczypawek! Chyba z 20 sztuk wyłapałam! Musiały skubane wleźć na plecaki i z nimi zostać wniesione. Toperz mówi, że jak dalej będziemy mieć tak "szczęśliwą" passę na zamknięte sklepy - to będziemy gotować zupę ze szczypawek ;)

W nocy nawiedza mnie koszmarny sen - śni mi się, że wychodzę z namiotu, otwieram przedsionek - a tam stoi ten facet. Tylko teraz stoi metr ode mnie i świecą mu oczy... Sen snem, ale tej nocy nie odchodziłam daleko od namiotu na kibelek ;)

Koło namiotu napotykam nocą tylko takiego jegomościa.


Wstajemy wcześnie. Chyba 7:30. Nie, nie najście kolesia w ułańskich butach. Nie atak szczypawek czy ropuch ;) Słońce. Napiernicza w namiot i mamy saunę. A na zewnątrz jest tak chłodno, że muszę ubrać bluzę.


Ale widoki z naszego domku są za to bardzo ładne :)



Idę do źródełka po wodę. Wspaniale jest nabierać wodę spod takich zwieszających się paproci! I cudownie tak nocować przy źródle - do śniadania wypije 2 litry herbaty! :)


Niedaleko źródełka stoi kapliczka.


Dziś po raz pierwszy raz w życiu robię pranie w menażce! Zdecydowanie wolę w strumieniu, ale jak się nie ma co się lubi... ;)


Nieśpieszne śniadanko :) Na biwakach chyba najbardziej lubię właśnie poranki. Wieczory też są fajne, ale zawsze gdzieś na dnie duszy mam element niepokoju, że ktoś przyjdzie, będzie się czepiał i próbował nas wyrzucić z tego miejsca (właściciel terenu, leśniczy, itp) albo przypałęta się ktoś niemiły/namolny i wynikną z tego jakieś problemy. A rano - można mieć totalnie wyrąbane na wszystko!



Zaglądamy jeszcze do utulni. Dziewczyny z laptopami widać wymeldowały się wcześnie rano (albo w ogóle tam nie spały?) Przy samej chatce trawa wyskubana...



...ale kawałek dalej już taka piękna łąka.



A tak się prezentuje stryszek noclegowy. Dla dwóch osób komfortowo, na siłę zmieszczą się ze 3-4. Wiecej to już chyba tylko na wypadek śnieżycy albo niedźwiedzia przed chatką ;)





Schodzimy tą samą drogą co szliśmy wczoraj.



Acz pogoda jest tak totalnie inna, że ma się odczucie, że jest to zupełnie inne miejsce.


Schodzimy do Wojkowej, gdzie trwa remont drogi. Drogowcy nam mówią, że "budowa przejścia nie ma", właściciele domków "teren prywatny przejścia nie ma". Ale my latać nie umiemy! Co mamy zrobić? Pokazują nam kierunek dokładnie odwrotny niż nasz, że tu niby szlak zamknięty. Dziś można tylko do Tylicza... No chyba se jaja robią! Lawirujemy więc po kostki w tłuczniu między koparkami albo skaczemy po grządkach, patrząc czy nam jakiś pies d... nie wygryza. Masakra jakaś.

W nagrodę za niedogodności w dalszej części wsi możemy nacieszyć się małymi traktorkami domowej roboty :)




Powoli Wojkowa zostaje w dole, a my wkraczamy w rejon płowych łąk.




Potem trasa wiedzie głównie lasem, a nieraz i porządnym chaszczem :)



W większości chyba jednak błotnistymi drogami - z kałużami jak jeziora.






A czasem na środku leśnej drogi jest... studzienka kanalizacyjna?


Na żółtym szlaku przez Przechyby, Czarne Garby nie spotykamy nikogo. Raz tylko mam wrażenie, że widzę kątem oka kolesia z Kralovej Studni. Ale to był tylko nadpalony pień. Też stał nieruchomo ;)

Mijamy też dwa kamulce z wydrapanymi napisami. Ciekawe kim jest Tomek i co wydarzyło się w 2021 roku?



Nadrzewne kapliczki.



Nad Muszyną na górze Malnik jest wieża widokowa. Nie spodziewaliśmy się jej! Idziemy z mapą z 2004 roku, więc jak można się domyślać - tam jej nie było ;)


Tu zderzamy się z upiornym tłumem. To chyba główne miejsce wycieczek lokalnych kuracjuszy.

Widoczki niczego sobie. Wieża wysoka, więc dookoła można się rozglądać.




Oprócz różnistych pagórów można też oko ucieszyć sianowymi kopkami :)


Najfajniejszy jest chyba ten kożuch lasu!


Stąd przyszliśmy.


Ze ścieżki poniżej wieży też widać, że jesteśmy w górach.


Na obrzeżach Muszyny mijamy stary kirkut.


Potem w oczy wpada opuszczony ośrodek wypoczynkowy. Wyzamykany niestety tzn. przy szybkich oględzinach nie udało się znaleźć prostego wejścia.



Gdzieś przy rynku.


Zaglądam też na pocztę celem wysłania pocztówek do znajomych. Przede mną w kolejce stoi chłopak w słuchawkach na uszach, z ktorych łupie muzyka na całą pocztę aż echo niesie. Babki z okienka proszą o jej wyłączenie, że to im przeszkadza w pracy, że w urzędach powinno być cicho, że nie można się pomylić itp. Wszyscy w kolejce potwierdzają, że poczta to nie miejsce na dyskotekę. Gość wpada w szał. Drze się, że nie ma opcji, że nie wyłączy, że od 10 lat nigdy nie wyłączył muzyki i nikt go nie zmusi do jej wyłączenia - i tu stek bluzg pod adresem wszystkich wokół. Że trzeba by go najpierw zabić, a dopiero potem wyłączyć muzykę, bo on sam nigdy tego nie zrobi. Dla potwierdzenia wagi swoich słów kopie w krzesła. Moim zdaniem babka z okienka powinna odmówić obsłużenia tego kolesia. Niech spada na drzewo. Ale może się bała, że taki maniak to ją zaraz dźgnie nożem?? Tak się potem zastanawialiśmy jaka powinna być reakcja na tego typu zachowanie? Bo tak koleś tylko się utwierdził w przekonaniu, że jest bogiem i może wszystko...

Za Muszyną wdrapujemy się na górkę Koziejówka. Najpierw są serpentyny parkowych alejek, a potem robi się jeszcze bardziej stromo! Zupełnie się tego nie spodziewaliśmy! Jakbyśmy na jakąś mega wielką górę włazili!



cdn

2 komentarze:

  1. Babka powinna po prostu zadzwonić na policję, że mają agresywnego typa, który grozi innym i może być pod wpływem... Wtedy mógłby pokazać swą siłę bojową

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to byłby dobry pomysł, ale ciekawe czy by przyjechali i za ile. No bo słuchanie muzyki i przeklinanie to mogłoby byc trochę mało, zeby ruszyli tylek.

      Usuń