bubabar

piątek, 3 grudnia 2021

Czerwcowa włóczęga cz.17 - rowerem wodnym i lądowym wokół jeziora Mokre (2021)

W jeden z dni spędzonych w Cierzpiętach wypożyczamy rowerek wodny. Początkowo mamy w planie opłynąć nim całe jezioro, ale pogoda robi się chłodna i pochmurna - i mamy obawy, że znowu nam doleje - tak jak na wyrobiskach ;) Stanęło więc tylko na opłynięciu wysepki koło leśniczówki i pozaglądaniu w rybacze zatoczki.

Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy pierwszymi w tym sezonie, którzy wypożyczają rowerek. Chyba większa moda panuje tu na kajaki albo łodzie rybackie. Rowerek więc jest pełen wody i zasypany igliwiem - chyba stoi tak od roku. Mamy nadzieję, że to woda deszczowa, a nie że tak przecieka ;) Wyciągamy z jakiegoś kosza butelki, rozpiłowujemy je celem zrobienia czerpaków i wylewamy wodę.


Mam wrażenie, że dla kabaka większą radością było to wylewanie wody z rowerka niż samo pływanie nim. No bo już nieraz pływaliśmy, a szuflowanie zupą z sosnowych igieł - trafiło się nam po raz pierwszy :) Na dnie znajdujemy utopioną ważkę. Po chwili jednak się okazuje, że ona wciąż żyje! Chyba więc wpadła niedawno i ma tylko zamoczone skrzydełka.


Boimy się ją wziąć do ręki, żeby jej czegoś nie połamać, więc nagarniamy ją na kawałek srajtaśmy, licząc, że na nim posiedzi, wysuszy się i jak jest wszystko w porządku to odleci. Zostawiamy ją na stole.



Co ciekawe, jak wracamy po kilku godzinach - ważka wciąż jest na stole i trzepoce skrzydełkami. Okazuje się, że jej nóżki przykleiły się do papieru i ma problem je oderwać. Udaje się nam tak poobdzierać papier, że przy nóżkach zostają jego kawałki takie na kilka milimetrów - i ważka z nimi odlatuje. Pierwsza ważka w skarpetkach! ;) Mam nadzieję, że skarpetki jej nie zaszkodzą. Zrobiliśmy dla niej co w naszej mocy! :)

A tak przedstawia się nasz ośrodek od strony wody! Też bardzo zachęcająco!


Zazwyczaj nie lubię zdjęć typu "selfi" - zawsze na nich wychodzi krzywa gęba, ale na środku jeziora trochę strach wypuścić z ręki aparat i go położyć na samowyzwalaczu. Aha! Toperz nie trzyma w zębach tego piórka ;)


Oni pedałują a buba się wyłożyła i patrzy w niebo. Ech... szkoda, że nie ma słońca!


Inne wygłupy nawodne :)


Perkozy, kaczuchy…



Linia brzegowa nie jest jakaś bardzo zróżnicowana i ciekawa - ot trochę szuwarów, a czasem sucha gałąź wystaje. Nie są to odrzańskie starorzecza, gdzie każdy metr terenu zachęca aby mu zrobić 10 zdjęć…






Nie brakuje za to wędkarzy na obiektach pływających.




Różne metody przechowywania łodzi.


Próby dopłynięcia na wyspę okazują się nieudane. Rowerek ugrzązł, a woda wciąż była za głęboka aby iść piechotą. W takim przebijaniu się przez szuwary kajak mógłby się lepiej spisać!



W drugi dzień stawiamy na rowery lądowe, z podobnym planem - objechać jezioro dookoła. Ruszamy z naszego ośrodka, gdzie jest wypożyczalnia.


Nie wiem czy wszyscy tak mają czy tylko ja, ale jak siądę na obcy rower to przez pierwszą godzinę mam wrażenie, że zaraz się zabije. Niby każdy model ma koła, kierownicę, siodełko i pedały, ale wszystko działa jakoś inaczej...

Początkowo jedzie się bardzo sympatyczne. Drogi są szerokie i tylko dla nas.





Staramy się trzymać blisko jeziora, coby jak przyjdzie ochota móc robić przekąpki. I właśnie znaleźliśmy taką malowniczą zatoczkę! :)





3…..2….1…. Ziuuuuuuuuuu!!!!!!


Bawimy się trochę z żabką. Nie wiem wprawdzie czy żabka bawi się tak samo dobrze jak my, ale ciężko ją o to zapytać. Buziaka też dostała i to kilka razy ;)



Mijamy rybacze salony.


“Mamo! To jezioro jest kudłate!”


Za miejscem przekąpkowym kończą się wyraźne drogi. Dalej prowadzą jedynie coraz bardziej zanikające ścieżki, o nisko wiszących gałęziach zdzierających z głów czapki.


Woda w jeziorze przybiera zielonkawy odcień. Kabak się ze mnie śmieje, że może tutaj bym coś złowiła.. Może np. siatką? No cóż… Dobre podsumowanie moich tegorocznych sukcesów wędkarskich ;)


Jadąc dalej na północ grzęźniemy w solidnym chaszczu. Pierwszy zaczyna marudzić kabak, bo jej głowa często z traw nie wystaje i nic nie widzi oprócz morza kłosów, które od czasu do czasu walą ją w nos. “Chyba pobłądziliśmy - tu nie ma drogi, tu się nie da jechać, ja chce z powrotem!!”. No ale na mapie droga była! Więc może zaraz się pojawi? Może się poprawi?


Chwilę później dołącza toperz: “buba, ale tej drogi naprawdę tu nie ma. Może kiedyś tu szedł wędkarz, ale to chyba byłoby na tyle...” Przejść by się bez problemu dało, ale taszczenie rowerów przez kolejne wiatrołomy czy rozpadliny robi się coraz bardziej wkurzające. Odcinki noszenia powoli zaczynają być dłuższe niż te nadające się do jechania…


Zaczyna do mnie docierać, że oni mają rację. Można zaklinać rzeczywistość ile wlezie, ale ścieżka się od tego nie pojawi. Chyba jednak nie objedziemy dziś tego jeziora… Turystyka rowerowa w stosunku do pieszej ma jednak swoje wady...

Może byśmy się i przedarli? Może za wcześnie się poddaliśmy? Acz z drugiej strony wycieczka przede wszystkim powinna być przyjemna! Cóż, zawracamy więc i jedziemy w stronę przeciwną.

Pojawiają się drogi…



...więc i humory dopisują.


Przy jeziorze zwanym Łabędzie (Łabądek) oprócz wrażych tablic z zakazem wszystkiego, znajdujemy też opuszczoną łódź! Pewnie wrosła w ziemię, bo pływanie łódką tutaj też było zabronione.



Takie oto jeziorko. Jakby zabrać napisy - całkiem sympatyczne miejsce.



Jedziemy potem w stronę leśniczówki Uklanka. Dokładnie tam, gdzie i wczoraj zaglądaliśmy drogą wodną.


Słonko przyświeca, wiaterek wieje, piach zgrzyta w zębach. Cudnie jest! Jedziemy więc i śpiewamy :)



Cieszy widok pasących się krówek.


A to ta wyspa, gdzie wczoraj utknęliśmy w trzcinach.



Tu tylko oni się kąpią. Zejście jest w cieniu, więc mi jest za zimno! ;)



No i tyle wyszło z naszego wielkiego planu okrążania jeziora ;)

cdn


3 komentarze:

  1. W Radzyniu na dziedzińcu ktoś chyba ćwiczył się w strzelaniu z armaty... :)
    A Spychowo to fikcyjna miejscowość, w której Sienkiewicz umieścił gniazdo Juranda. Obecne Spychowo otrzymało tę nazwę, bo przedwojenne miano - Pupy - okazało się w PRLu nie dość godne. Zmiennicy: Mości królu, Pilipiczki... jak to brzmi? Przemieść wojsko, o dwa stajania jest sioło Grunwald, a potomni będą wspominać wielką bitwę pod GRUNWALDEM! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe czemu niemieckiej nazwy Puppen nie przetłumaczono normalnie na "Lalki"? nie brzmialo by dla mieszkancow obrazliwie, a z wieloma miejscowosciami wlasnie tak robili. Ale z drugiej strony dobrze, ze wyszlo tak jak wyszlo, bo mielismy fajna wycieczke a ja na plazy zwanej "Golasek" moglam sobie wyobrazac gród Juranda, tam gdzie kiedys byla jakas warownia, nawet archeolodzy cos kopali. A do Pup ani Lalek pewnie bym nigdy nie dotarła!

      Usuń
  2. https://mazury24.eu/aktualnosci/cien-historii-spychowo-czy-tu-byla-siedziba-slynnego-juranda,11765

    OdpowiedzUsuń