Suniemy przez Chyszówki. Mijamy miłe kładki…
Lokalne sianokosy…
Strachy na wróble, które ugrzęzły w drucie kolczastym.
Chudoba wciąga trawkę.
Potencjalne miejsca noclegowe ;)
A burze wciąż idą za nami krok w krok…
Na przełęczy Chyszówki jest dużo drewna i turystów.
Odsłaniają się widoki na doliny wypełnione przez bardzo ludne wioski.
Jest też parking, obecnie pełen aut. Tu po raz pierwszy na tym wyjeździe zderzamy się z tłumem. Gdzieś ⅓ tutejszej hordy wali w góry, a pozostali kręcą się wokół samochodów, słuchają z radia szczekających reklam i drą japy.
Tuptamy w stronę Mogielicy.
Po drodze mijamy chatkę, do której początkowo chcieliśmy dotrzeć wczoraj i w niej spać.
I bardzo dobrze, że tego nie zrobiliśmy. Z kilku przyczyn. Chatka na podłodze ma beton, więc by nam ciągnęło od spodu. A zabraliśmy ze sobą podściółkę górską, a nie bunkrową…
Na chatce jest napis “fotobudka”, a obok niej są niezadaszone drewniane podesty. Ni to sceny, ni to balkony widokowe?
Ktoś spotkany na trasie nam mówił, że ta budka to pozostałość po filmowcach.
Wokół chatki kręci się dwóch kolesi, którym bardzo źle z oczu patrzy. Tacy gdzieś 15 - 16 lat. Jeden siedzi na motorze, drugi łazi w kółko. Puszczają jakieś ryki z telefonu (nie, nie muzykę tylko nagrane wrzaski), głupio się śmieją, rzucają co chwilę jakieś zaczepki do przechodzących osób. “Ale masz krzywe nogi!” “Ej ty! masz g… na spodniach” i jak ktoś się odwróci to ha ha ha i różne obelżywe gesty.
Jeden z nich, ten pieszy, porzuca kumpla na motorze i idzie za nami, lezie normalnie jak cień. Jak się zatrzymam to on też staje i podziwia gałęzie drzew. Ciągle się odwracam sprawdzić gdzie on jest i co knuje. A ten zachowuje 10 metrów odstępu, patrzy w inną stronę i konsekwentnie lezie za nami chyba z 15 minut. A potem nagle zawraca i biegnie z powrotem rycząc jak ranny bawół, kopiąc kamienie i wyrzucając z siebie steki przekleństw.
Przed szczytem są rozległe płowe polany, gdzie oczywiście się na chwilę rozsiadamy.
Ojeju! Jakie tu wszystko zabudowane!
Spłowiała kapliczka w wierzbówce.
Na Mogielicy jest wieża z anteną. Ciekawe co odbiera? ;)
Ot widoczki. Patrząc z perspektywy czasu - takie bardzo nijakie ;)
Na szczycie jest sporo ludzi. Ale większość z nich nie idzie dalej - odwracają się na pięcie i schodzą tą samą drogą jak przyszli, w kierunku przełęczy.
My tuptamy w stronę polany zwanej Hala Stumorgowa. Wychodzimy z lasu i… ojej! Mamy ogromną pokusę! Wiata z tarasem! Płowe trawy! Jagodziska, uginające się pod granatowym owocem. Widoki! Przestrzeń! I nawet słońce świeci!
Kit z planami! Zostajemy! Wykładamy się na pachnących drewnianych deskach! Wystawiamy gęby do słońca!
Gotujemy sobie pulpę :) I kompletnie nigdzie nam się nie spieszy! Planując naszą trasę (i musząc zdążyć na pociąg) założyliśmy gdzieś półtora dnia zapasu. I właśnie spora część tego wczoraj i dziś zostaje wykorzystana!
Ktoś może wie co to za górka na samym środku? Ta ze szpicem?
Po tej stronie szczytu nie mija nas prawie nikt. Tylko jeden koleś podjeżdża rowerem, ale takim mocno wydziwiastym, na strasznie grubaśnych oponach. Jakby do roweru koła od motocykla przykręcił. Zatrzymuje się, rozgląda, patrzy w kierunku wieży i mówi wpół do siebie, wpół do nas: “Pierdziele, dalej nigdzie nie jadę!” I buch w trawę! I pssssss… browarek! Coś ta łąka nie jest motywująca do sportowych wyczynów i twardej realizacji zamierzonych planów. :)
Wieczorem oczywiście rozważamy ognisko. Tylko czym my je tu u licha zagasimy? Bo wody mamy już mało... Co by tu zrobić?? I tak jak to wszystko ma swoje plusy i minusy. Śmiecenie nie jest niczym fajnym, ale w tej chwili cieszę się, że ktoś napchał pod wiatę zużytych butelek. Bo mogę je wyciągnąć i wykorzystać. Idę dość daleko w dół z pozyskanymi butelkami. Udało mi się wypatrzeć błotnistą kałużę. Nabieram prawie 3 litry błota. No to możemy się ogniskować!
Toperz się śmieje, że dobrze że nikt mnie nie mijał jak pracowicie zbierałam to błoto do butelek :) A mi trochę żal! Mina byłaby zapewne bezcenna! :) A jakby to był ktoś fajny - to może by się wywiązała jakaś ciekawa rozmowa? :)
Przyogniskowe stoły butwieją i zarastają pachnącymi ziołami. Zapach wrotyczu w połączeniu z impregnatem sprzed lat to naprawdę fajna sprawa!
Czas miło płynie wśród pełgających płomieni, aromatycznego dymu i kolejnych grzanek... Wychodzi na to, że w tych Gorcach to będziemy wcinać suchą kaszę... ;)
Na niebo konsekwentnie naciąga szary syf. Dziś lepszego zachodu słońca nie będzie...
Na nocleg rozkładamy się w wiacie. Pod czujnym okiem papieża! Wychodzimy naprzeciw jego prośby - popilnujemy szlaków całodobowo! :)
Noclegownia z wieczora.
Noclegownia z rana.
No właśnie! O 6:40 wstaje na siku i aaaaaaa… co ja widzę!!!!
Chmury przelewają się przez szczyty, zalegają w dolinach i jest tak ładnie, że człowiek biega w kółko i sam do siebie rechocze z radości! Łapię za aparat i w mżącym deszczu taplam się po mokrych jagodowiskach! I jakoś tak mnie to rozbudza, że po udanej sesji raczej już nie ma mowy o spaniu. To będziemy mieć dzisiaj długi dzień!
Ten moment podoba się nam chyba najbardziej. Jak gęsta chmura przepełza przez tą górkę, przykrywając ją zupełnie jak kołderką.
I jak to jest, że niektórzy wolą hotel i witanie letniego dnia w czterech nijakich ścianach?
Jemy sobie śniadanko. Cieszymy się z dachu nad głową bo właśnie zaczęło mocniej padać.
A wirujący spektakl wciąż trwa przed naszymi oczami!
Z mgieł wyłania się jakiś kościółek w dolinie? Wygląda jak cerkiew.. Ale tutaj?? Byłoby stąd widać aż doliny gdzieś pod Krynicą?
Mamy odwiedziny!
Wokół przewija się trochę jagodziarzy, którzy wędrują z drapaczkami, wiadrami i pyskami umazanymi na fioletowo. Jagód rzeczywiście jest sporo, myśmy też się objedli jak bączki.
No ale w końcu trzeba się pozbierać i tuptać dalej.
Im niżej schodzimy tym robi się ciemniej, bardziej szaro i mżawka zaczyna mocniej bębnić w kaptur...
Dobrze wiemy, że im dalej - tym będzie gorzej. Pulę ładnych widoków przeznaczoną na dziś to już wykorzystaliśmy w 200% ;) Teraz czeka nas już tylko mrok, pizgawica i chlupanie w butach...
Pa pa! Mogielica! Miło spędziliśmy czas w twoim towarzystwie!
Są ludzie, którzy "zdobywają góry" albo je "pokonują". My z nimi biesiadujemy i próbujemy się zaprzyjaźnić! :)
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj jak miło.. jak miło przeczytać Twoj wpis w najkrótszy dzień w roku ;) i przenieść się z szarości zimowych prosto na jagodowe polany.... Oj ale nie zgadzam się - ja widoki z mogielnicy bardzo sobie cenię ! ;)
OdpowiedzUsuńPiękny wpis, spektakl chmur cudowny!
W pelni cie rozumiem! Ja pisząc te relacje tez na chwilę przenoszę się na sierpniowe płowe łąki! A widoki z Mogielicy tez docenilismy - a najbardziej te poranne chmurowate! :)
UsuńTa górka ze "szpicem" to Wysoka w Małych Pieninach. Pozdrawiam z niedalekiego Krakowa!
UsuńDzieki! To musi byc ona! Moze i tam sie kiedys wybiorę?
Usuńdobrze, że jesteś dostępna bez recepty :) Najlepsza odtrutka na zimne grudnie..
OdpowiedzUsuńDzieki za miłe słowa! Pisanie relacji z letnich wycieczek i przeglądanie zielonych zdjęć mi tez pomaga przetrwac ten zimny, ciemny i ponury czas!
Usuń