bubabar

wtorek, 28 grudnia 2021

Beskidzkie ścieżki cz.7 - na trasie: Gorc - Turbacz - Solnisko (2021)

Idziemy sobie pośród mgieł i mniejszego bądź większego opadu. Mijamy kolejne miejsca, z których zapewne są ładne widoki, o czym sugerują ławeczki, miejsca ogniskowe lub całkiem wprost - tablice z namalowanymi panoramami.

Na Gorcu jest wieża widokowa.


Jej wygląd z daleka sugeruje, że może ona pełnić również rolę wiaty. Nic bardziej mylnego… Nie chroni ani przed deszczem, ani przed wiatrem… Każdy jej kawałek cieknie jak sito.. Komponuje się to z napisami, że nie wolno tu nocować. A może celowo tak byle jak ją zrobili, żeby się do niczego nie nadawała?

Dalej nasze trasy wiodą po czymś wybitnie przypominającym nieczynne torowisko. Śmiejemy się, że to tak wygląda jakby złomiarze szyny podprowadzili, a podkłady zostały. To zapewne pozostałości legendarnej kolei transgorczańskiej ;)


Mijamy też kolejne ostrzeżenia utrzymane w stylu, że po zmroku jest ciemno, a deszcz jest mokry. Jakby ktoś tego nie wiedział (a jakimś cudem przy swoim ilorazie inteligencji jednak opanował zdolność czytania) to ma jak znalazł wszystko podane na tacy. I może się poczuć bezpiecznie nawet w takich złowrogich górach!


Straszne krzaki! Strzeżcie się! Każdy zapewne chciałby w nie wleźć i wtedy zostałby na bank pożarty!


Z mgieł wyłaniają się mroczne kikutowiska.



Towarzyszy nam bardzo dużo malin. Są wielkie jak śliwki i wiszą wszędzie, również przy samym szlaku. Ludzie mijają je obojętnie. Ciekawe… Zawsze mi się wydawało, że maliny to przysmak…


A z ludźmi na szlaku to w ogóle jest zabawnie! Jak jesteśmy w chmurze, nic nie widać i popaduje - to jest totalnie pusto. Jak na chwilę (zazwyczaj bardzo krótką) błyśnie słońce - turyści zaraz się pojawiają. Pogoda jest dosyć zmienna, więc i fazy zatłoczenia szlaku migają nam przed oczami. Przebłysk słońca i w ciągu 10 minut mijamy 6 ekip. Potem na pół godziny się zawleka i mży. Nikogusieńko. Tylko my i ociekające wodą maliny… A potem znów dziura w chmurach i ciepłe promienie z projekcją ludzi! Ki diabeł? To oni się wyłaniają z mchu i paproci? Spod kamieni wyłażą? Jesteśmy w miejscach, gdzie turyści nie wyjdą w 5 minut ze schroniska czy auta, gdzie ukrywają się przed deszczem. Nie ma szans, aby przybiegli tu tak szybko skuszeni nagłą poprawą pogody! Aż przychodzi na myśl teoria symulacji, że nasze życie to tylko jakby komputerowa gra... My jesteśmy graczami na jej planie, a mijane krajobrazy i ich elementy: chmury, słońce, ludzie - to tylko projekcja, to tylko tło… Więc wyświetlić można wszystko, nawet jak przeczy to zasadom logiki. Takie to filozoficzne rozkminy snujemy sobie tuptając w stronę Turbacza ;)

Do bacówki przychodzimy w fazie zacinającego deszczu więc jest pusto.



Wnętrza prezentują się całkiem przyjaźnie i zacisznie.



Był pomysł spać w tym szałasie (jakby się nie udało na Gorcu), ale to też nie była pewna opcja. Budynek stoi już na terenie PN, więc ponoć potrafią wieczorem się zwlec jakieś mendy i turystów przegonić….

Nie wiem czym sobie zasłużyła ta Matka Boska, że trafiła do pierdla? Jej koleżanki z Beskidu Makowskiego żyły sobie całkiem swobodnie i to jeszcze w dużym towarzystwie.


Widać, że pogoda stopniowo się poprawia. Pada rzadziej i mgły stają się jakby coraz bardziej dziurawe.


Zaraz przed Turbaczem mijamy beczące stada i lekko wkurwionych juhasów. No bo każdy turysta robi im zdjęcia (i nie każdy wzorem buby korzysta w tym celu z ogromnych zoomów). No ale z drugiej strony - czego oni się spodziewali w takim miejscu? Ich zadaniem jest przypuszczalnie nie tylko robienie sera, a również odgrywanie przedstawienia zwiększającego atrakcyjność regionu ;) I robią to chyba skutecznie i profesjonalnie - bo mijana przez nas rodzinka, kolektywnie umundurowana w oczojebnych niebieskich kurteczkach (świetnie by się maskowali na tle naszego busia ;) ) opowiada właśnie komuś przez komórkę, że widzieli prawdziwy redyk, a “owiec to jest tu miliony! Aż po horyzont!”. Aż mi się przypomniał dowcip: “Policjant łapie trzech pijaków. W komisariacie na środku stawia krzesło i pyta pierwszego:
- Ile widzisz krzeseł? - Dwa - mówi pierwszy. Pyta drugiego. - Ile widzisz krzeseł? - Cztery - odpowiada drugi. Pyta trzeciego. - Ile widzisz krzeseł? - A w którym rzędzie?” Rodzinka jak nic była na tej trzeciej imprezie! ;)

Milion owiec na hali.


Milion owiec w zagrodzie.





Konie występują bardziej pojedynczo.


Dawna Metysówka. Nie zdążyliśmy tam zanocować… A nie dużo nam wtedy zabrakło. Rok albo dwa?


I nagle znów zawiewa mgłę, że nie tylko gór nie widać, ale nawet tych owiec na polanie. Juhasy się zapewne ucieszyły, bo będą mieć chwilę spokoju.



Był kot w butach, dzik jak widać pozazdrościł.


Do schroniska zaglądamy z jednym głównym celem - nabrać wody. Na biwak z 6 litrów nam się przyda, a dymać to z Gorca to nam się za bardzo nie chciało. Zalatujące ze stołówki zapachy przypominają nam, że od śniadania prawie nic nie jedliśmy, więc postanawiamy się skusić również na jakieś żarcie. Pada na naleśniki z jagodami. Jak się okazuje - jest to wersja tej potrawy jaką widzimy po raz pierwszy w życiu. Zazwyczaj farsz owocowy do naleśników jest utrzymany w konwencji jakby dżemu albo chociażby owoce są związane jakimś spoiwem np. śmietaną. Tutaj do naleśnika jagody są wsypane luzem. Gonimy więc je po talerzu i stole, bo toczą się zapamiętale i każda jagoda ma własną wizję trajektorii poruszania.

W schronisku najbardziej przypadł mi do gustu kominek! I jego malowidła naskalne! Albo raczej płaskorzeźby? :)



Muszą już być wiekowe i pochodzić z jakiś lepszych czasów… Teraz by zapewne wymurowali wszystko szarymi kafelkami o wymiarach idealnie dopasowanych i każda kolejna kafelka byłaby klonem poprzedniej…

Skądinąd bardzo jestem ciekawa genezy tego kominka i historii jego powstawania. Kto wydrapywał te obrazki? Czy to dzieło jakiejś jednej imprezy? Czy każdy kto przyszedł mógł dać upust swoim artystycznym potrzebom? Czy zlecono to jakiejś konkretnej osobie, mającej w okolicy odpowiedni autorytet?

A tu zwrócił moją uwagę komentarz przechodzącego dziecka, takiego na oko czterolatka: “Mamusiu, czemu ten pan ma pupę z przodu?” Faktycznie rzeźbiarz coś nie dopatrzył ;)


Stoczywszy nierówną walkę z jagodami (miały liczebną przewagę), ruszamy w stronę Średniego Wierchu. Pojawia się coraz więcej gór wokoło, a nawet trochę słońca.




Schodzimy ze szlaków, więc ludzie znikają (tu akurat to nie dziwi ;). Mijane lasy bywają dość łyse...


... a drogi grząskie i pełne ciurkających nimi strumieni.




Planowaliśmy nocleg w tej chatce. Z zewnatrz i na pierwszy rzut oka całkiem miła...



... ale wnętrza okazują się być potwornie syfiaste... Dach chyba szczelny nie jest, w kątach leżą walące stęchlizną zamokłe materace i sterty śmieci. Początkowo mamy wizję, aby zabrać się za sprzątanie, poładować to do worków i wynieść za chatkę. Pryzma śmieci z bliższej odległości okazuje się jednak cuchnąć tak potwornie, że od razu robi się nam niedobrze i automatycznie dajemy kilka kroków w tył, praktycznie włażąc w pozostawione zatęchłe materace…



Nie wygląda to jak pozostałość po jednej imprezie - świniaki widać bywają tu regularnie. Jest piątek - może więc dzisiaj też się zwleką?

Nie mamy parcia tu zostać. Zwłaszcza, że świeci słońce i jest nadzieja, że główne oberwania chmur mamy już za sobą. Idziemy dalej. Zbocza Solniska są pocięte kamienistymi drogami i porębami. Snujemy się więc kolejnymi z nich, aby znaleźć jakieś odpowiadające nam miejsce.



W końcu wpada nam w oczy dziurawcowa łączka. Była tu kiedyś bacówka, teraz została tylko jej podmurówka (o ile tak można powiedzieć o budynku całkowicie drewnianym ;)




Tak jak w rejonie Gorca dominowały maliniska - tu jest urodzaj na inne dary lasu!


To wszystko w komplecie brzmi jak dobre miejsce na namiot!



Chwile później z mgieł wychodzą jeszcze Tatry! Prezentują się całkiem sympatycznie, zwłaszcza w tych różowych obłoczkach zachodzącego słońca.





Wieczór jest pogodny, ale pizga okrutnie. Jest chyba z 10 stopni. Jednak niesiona od Makowa puchowa kurtka nie okazała się zbędnym balastem! Sierpień mówili.. Upały mówili… Ocieplenie klimatu twierdzili! Nie wiem co trzeba zrobić, żeby się ten klimat w końcu naprawdę zaczął się ocieplać? Ja czekam, czekam i doczekać się nie mogę! Żeby chociaż latem przestać marznąć!

Upiornie droga flaszka z Turbacza znajduje swoje zastosowanie! Samą herbatą byśmy mieli problem się rozgrzać.







cdn

2 komentarze:

  1. Cudne:) Prawie się popłakałam, ze śmiechu... Fajnie popatrzeć na znajome szlaki cudzymi oczami.
    Dobrego wędrowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki za miłe słowa! Cieszymy sie, ze sie podobało! Pozdrawiamy! :)

      Usuń