bubabar

sobota, 4 grudnia 2021

Czerwcowa włóczęga cz.18 - Spychówek - poszukiwanie miejsca sprzed lat (1996, 2021)

Poczatkowe czerwcowe plany zakładały więcej czasu spędzić na Mazurach. Ale raz, że nas te tereny nie do końca urzekły - kilka miejsc okazało się totalnym niewypałem, a dwa, że na ileś dni zasysły nas tereny pod Warszawą. Okazało się więc, że po pobycie w Cierzpietach trzeba zacząć powoli myśleć o powrocie. Jeszcze w kilka miejsc zajrzymy, jeszcze pare dni i biwaków nas czeka, jeszcze kilka ciekawych przygód się wydarzy, ale od dziś już się ustawiamy dziobem w stronę domu…

Tu w okolicach zamierzam jeszcze zajrzeć w pewne miejsce, gdzie byłam 25 lat temu. Był to chyba pierwszy wyjazd, który udało mi się zorganizować. Pierwszy raz, kiedy sobie uświadomiłam, że samodzielne planowanie wypraw jest tym, co kocham najbardziej! Zachwycona książką “Krzyżacy”, marzyłam aby zobaczyć miejsca, które były w niej opisane. Spychów, Szczytno, Malbork, w ogóle każdy zamek krzyżacki będący w okolicy. I udało mi się namówić rodziców - na taki szalony wyjazd, taki inny niż zwykle. My, nasza dzielna ładusia i wyjazd zupełnie w ciemno, w tereny, na których nikt z nas jeszcze nie był. Wybrane do odwiedzenia miejsca okazały się lepsze lub gorsze, ale głównym odkryciem okazał się przypadkowy Spychówek - mała osada na drugim, dzikszym brzegu jeziora. Szutrowa droga biegnąca polami, a na jej końcu stare, poniemieckie chutory. W jednym z nich można było wynająć pokój. Cienisty ogród i mroczny, wilgotny dom pełen starych, jeszcze chyba przedwojennych mebli i sprzętów. Wyprawy nad jezioro Zyzdrój - miejsce otoczone lasami i jakby zapomniane przez wszystkich. Po drodze tylko jakieś zarośnięte ruiny domów, zanikające ścieżki i stare, zdziczałe sady. Chciałoby się powiedzieć - jak w Bieszczadach, ale wtedy Bieszczad jeszcze nie znaliśmy.. (dopiero rok później zacznie się bieszczadzka era w moim życiu ;) ) Nie pamiętam ile dni mieszkaliśmy w Spychówku. Trzy? Cztery? Ale pozostały wspomnienia miejsca niesamowitego, jakby z innego świata. A może tak ocenia się miejsce ze swoich marzeń jak się ma 14 lat?

Teraz będąc niedaleko postanowiłam tam zajrzeć. Wiem, że takie powroty po latach bywają bolesne, ale ciekawość okazała się jednak silniejsza. I co ciekawe - konfrontacja nie była aż tak zła jak myślałam.

Pierwsze zdziwienie - droga nadal jest szutrowa! Taka sama jak wtedy! Dalej się wije polami, lasami - i nadal jest pusta! Acz tego domu i płotów wtedy nie było!


Wtedy mówili na to miejsce “Spychówek” - teraz jest to “Spychówko”. Czemu tak?

Wtedy były tu ponoć dwa zamieszkane gospodarstwa. Teraz jest ich więcej. Ale ten dom, w którym mieszkaliśmy wciąż stoi. Wygląda jakby ciut inaczej, ale to musi być to miejsce!

1996


2021



Droga w stronę jeziora Zyzdrój nadal jest zarosła wysokim burzanem. Acz nie idziemy tam już. Mamy też na dziś inne plany… Poza tym dla toperza i kabaka to miejsce jak każde inne.. Bo z naszej ekipy tylko ja patrzę na nie przez pryzmat magicznego wyjazdu sprzed lat…

Zaglądamy jeszcze do chyba nowego gospodarstwa gdzie hodują stadko kóz i zaopatrujemy się w sery i mleko.


Wtedy też tu było pokaźne stadko - ale innego, bardziej pierzastego rodzaju ;)

1996



2021



W Spychowie też niewiele się zmieniło. Ot taki mały, nijaki kurorcik jak i wtedy. Zakupujemy tu węgorza, a różniste trofea patrzą na nas ze ścian.




Jakby ktoś był ciekaw innych zdjęć z tamtej, wielkiej wyprawy małej buby - to kilka poniżej:

Tajemnicze leśne jezioro Zyzdrój.



Sianokosy nad jeziorem Spychowskim.


Przegląd krzyżackich zamków na naszej trasie:

Szczytno







Nidzica





Golub Dobrzyń - tu spaliśmy. Bo okazało się, że w zamku był hotel. Nocleg z duchami Krzyżaków? Takiej okazji nie można było odpuścić! Co ciekawe ceny były w miarę przystępne...


Duchów niestety nie spotkaliśmy - nawet w piwnicach...


A na dziedzińcu można było sobie postrzelac z kuszy. Kusza była bardzo ciężka i mimo zaleceń nie byłam w stanie jej trzymać na wyprostowanej ręce. Strzał okazał się bardzo celny - prosto w okno na trzecim piętrze. Szyba nie okazała się barierą - strzały szukali jeszcze długo i podczas naszego pobytu chyba jej nie znaleźli ;)


Radzyń Chełmiński



Malbork. Jedyne miejsce na naszej ówczesnej trasie, które można okreslić jako dość tłumne i popularne turystycznie. Acz nocne zwiedzanie z pochodniami czy dziwne, wyjące śpiewy w zamkniętym, przyzamkowym kościele, miały swój niezaprzeczalny klimacik!




I nasza kochana ładusia, która nas wszędzie tam zawiozła! :)


Dużo bym dała, aby z moją obecną wiedzą na temat lokalizacji zamków, bunkrów czy chatek, jak i ze świadomości późniejszych zmian, które zajdą w polskim krajobrazie i klimatach, móc wyruszyć na tamtą wyprawę, w tamtych realiach. A może tylko wydaje mi się, że tak byłoby lepiej? Może jest właśnie odwrotnie? Może to właśnie ten brak planu, dokładnych map i totalna spontaniczność była mocą tamtego wyjazdu i spowodowała aż tak nierealnie rewelacyjne wspomnienia?

To tyle odnośnie podróży w czasie... My tymczasem wracamy do rzeczywistości i suniemy spać gdzieś pod Warszawę. Bo jak wiadomo, w poszukiwaniu dzikości i niekomercyjnych klimatów jeździ się na obrzeża stolicy, a nie w jakieś peryferyjne góry czy jeziora! Nie jest to oczywiste? ;)

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz