bubabar

czwartek, 4 listopada 2021

Wrocław - Wyspa Opatowicka (2021)

Wrocław, mimo że mam do niego blisko, zdecydowanie nie należy do moich ulubionych miast i zazwyczaj nie przepadam za jego odwiedzaniem. Ruch, zgiełk, biegnący przed siebie w amoku ludzie. Z takiego świata zawsze wracam do domu z bólem głowy. Niewiele jest miejsc z Wrocławia, które zapadły mi w pamięć bardzo pozytywnie. Z tych, które przychodzą mi do głowy to:
- bazar na dworcu Świebodzkim - ZDJĘCIA
- niedokończony parking z rozległym widokiem - RELACJA
- kolorowe podwórka na Nadodrzu - ZDJĘCIA
- część wspomnień z mojej pracy na nieistniejącym już dworcu PKS. O tak... Szczury wychodzące z kibla, pojenie bezdomnych herbatą i włączony alarm w czasie nielegalnego mojego noclegu w miejscu pracy ;) Zdjęć niestety brak...

Pewnego październikowego dnia powyższa lista zostaje wzbogacona o kolejny punkt. W najśmielszych snach bym nie przypuściła, że w takim mieście, niedaleko od centrum, może się czaić takie dzikie i klimatyczne miejsce. Jadąc tam z polecenia i znając opowieści, mimo wszystko podziewałam się parku miejskiego. A rzeczywistość okazała się być o niebo fajniejsza!

Wyspa Opatowicka - bo o niej mowa. Enklawa lasu, nadodrzańskich chaszczy i betonowych ruin. Po wale po drugiej stronie jazu śmigają równiusią drogą setki rowerów. Jak nie rower próbuje cie rozjechać, to nogawki obwąchuje pies wielkości cielaka, tylko od czasu do czasu szczerząc kły. Z knajp i z noszonych pod pachą głośników dudnią różne łomoty, poczytywane przez niektórych za muzykę, konieczną do zagłuszenia odgłosów i tak nikłej tu przyrody. Klasyczny słoneczny dzień i wypoczynek statystycznego Polaka, który akurat z jakiegoś powodu tym razem nie wyprowadził swojego roweru, psa ani głośnika na górskie szlaki. Przechodzimy przez most na jazie - i nurkujemy w inny świat. Wpadamy po prostu w niego z głową, nie mogąc się otrząsnąć ze zdumienia, że właśnie przekroczyliśmy jakąś magiczną granicę do równoległej rzeczywistości. Znika kłębiący się tłum generujący hałas i niepokój. Większość czasu na naszej wycieczce jesteśmy zupełnie sami...

Mijamy betonowe kawałki nabrzeży, resztki dawnych mostów czy śluz.




Zagłębiamy się w kolorowe jesienne chaszcze nadbrzeżne. Dziś taki dzień, że na nasłonecznionych terenach jest prawie upał, a w cieniu można znaleźć pozostałości porannego szronu..








Najpierw udajemy się na jeden cypelek wyspy.


Mijają nas kajakarze, ale w takich nietypowych machinach, które płyną do tyłu. Wyglądają na jakiś sportowców bo zasuwają jakby mieli motorek!



Tuptając wśród rozświetlonych słońcem starych dębów docieramy do pierwszego poszukiwanego miejsca.




Miejscem tym jest estrada, muszla koncertowa zwana również amfiteatrem. Niegdyś odbywały się tutaj różne koncerty.



Niedaleko cumowały stateczki, ponoć tutaj gdzie prowadzą owe malownicze schodki.


Obecnie miejsce pełni rolę imprezowo - piknikową, są zrobione prowizoryczne ławeczki z palet przy miejscu ogniskowym. Deszcz tu niegroźny.



Przez skąpane w kolorach zarośla suniemy w stronę drugiego koniuszka wyspy.









Dziś to nawet grzyby dają po oczach rażącym kolorem!


Pomniejsze cieki wodne...


Mamy okazję przyjrzeć się różnym pływadłom na szerokich wodach...






...czy w czasie śluzowania.


Drugim ciekawym i solidnym kawałkiem betonu na tej wyspie są ruiny podstawy słupa wysokiego napięcia. Początkowo myśleliśmy, że to jest bunkier, ale dziwne wydawały się wychodzące ku górze sztaby metalu. Ponoć celowo była zbudowana tak wysoka podstawa i podmurówka, żeby słup nawet w czasie powodzi (które tutaj nierzadko się zdarzały) wystawał z wody. Wewnątrz kostrukcji również jest zaciszne miejsce ogniskowe.





Ściany pokrywają ciekawe malunki np. wchodzi się przez paszczę! :) Zwłaszcza dla jednego uczestnika wycieczki stanowi to nie lada frajdę! :)


Niektórzy z ekipy używają na torach przeszkód z powalonych drzew ;)




Odwiedzamy też bunkierek nazywany na mapach "bunkier piechoty nr 2". Położony już poza wyspą, ale niedaleko. Na środku uprawnego pola.



Wnętrza zaskakują mnie swoją przestronnością - spodziewałam się czegoś dużo mniejszego! Miejsce przez lokalną młodzież zostało zagospodarowane na imprezy. Jest jakby bar, stół, siedziska z palet.



A po drodze trafiły się jeszcze stare samoloty.


I łódko - domki? Nawodne baraczki? Wypaśne tratwy? Nie wiem jakie funkcje pełnią, ale wyglądają jak miejsce noclegowe dla bub :)


Jest to już trzecia odrzańska wyspa (po Zwierzyńcu i Prędocinie), którą bardzo polubiłam! Czas więc poszukać jeszcze kolejnych! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz