bubabar

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Ukraina (2019) cz.4 - Zatoka









Kto mnie choć odrobinę zna, zapewne kojarzy moje nietypowe hobby - czyli umiłowanie i aktywne poszukiwanie ośrodków kempingowych czy hotelików z dawnych lat. Takich, gdzie czas zatrzymał się 50 lat temu. Takich jak krymska baza “Weteran”, baza artystów w bułgarskim Ahtopolu, baza Sokil pod Lwowem, mój ulubiony hotel w Artiku w Armenii, w gruzinskim Khoni, baza "Aist" w Obwodzie Kaliningradzkim albo “Mze” w Tbilisi. Tak… Jak widać na poszukiwania i łowy muszę już wyjeżdżać poza polskie granice.. U nas też próbuje, ale obecnie ciężko już coś fajnego wyszperać.. A nawet jak się znajdzie namiar, to się człowiek zwykle odbija od zamkniętej na kłódkę bramy czy odnajduje ośrodek po remoncie ociekający nowością…

Tym razem w jakiś zimowy wieczór przekopuję internet w poszukiwaniu atrakcji na czarnomorskim wybrzeżu, gdzie zamierzamy wyruszyć we wrześniu. Patrząc na mapy satelitarne - rzuca mi się w oczy dziwne miejsce w pododeskiej Zatoce. Wyraźnie wybija się z reszty otaczającego krajobrazu. Plaża i wydmy są pełne jakby bezładnie rozrzuconych, malutkich budek. I to na samym brzegu.. Jakby się komuś klocki z koszyka wykociły! Ki diabeł??


Miejsce, okazuje się być taką bazą, jakich wszędzie szukam. Stare domki kempingowe, patyna drewna, balkoniki, wszędzie wokół kupa zieleni i.. położenie praktycznie na samej plaży! Przebijam się przez 250 komentarzy lokalsów i już wiem! To jest miejsce dla bub! Trafia więc na główną listę wyjazdowych atrakcji!

Przez centrum Zatoki przejeżdżamy bez zatrzymywania. Ot klasyczny, nadmorski kurort, miejsca, jakich zwykle staramy się unikać. Boczna droga, przechodząca potem w mierzeje prowadzącą do Sergijewki, jest już mniej ruchliwa, a przez to i przyjemniejsza. Odnajdujemy naszą bazę. Na wjeździe szlaban i cieć , który nas informuje, że “wszystko już zamknięte. Dawajcie do mnie do domku, wezmę tanio..”. Cóż.. śmierdzi na kilometr! Jedziemy dalej. Przy domkach (które rzeczywiście robią wrażenie zamkniętych) kręci się jakiś facet. On potwierdza, że z wybiciem 1.09. wszystkie domki zostają nie tyle zamknięte, ale zaśrubowane na zimę. Że to nie tyle wymaga otwarcia kluczem, co jakiegoś specjalnego przyrządu otwierającego.. I dla 3 osób na 2 dni - to nikomu się nie będzie chciało otwierać. Z coraz smutniejszymi minami suniemy dalej… Wszystko wskazuje, że się nie uda… Buuuuu!! Dalej jest sklepik. Wchodzę. Babka za ladą potwierdza - wszystko zamknięte po sezonie. Babka oczywiście poleca nam jakieś kwatery. Ale my nie chcemy kwatery w mieście z prysznicem i wifi! Chcemy drewnianą budkę na plaży! Jeszcze kawałek dalej jest baraczek i drzwi są lekko uchylone. Zaglądam. Babka z facetem siedzą na żelaznej pryczy, wcinają popcorn, patrzą w telewizor - i chyba gdyby właśnie ufo wylądowało w Zatoce, to wprawiło by to ich w mniejsze zdumienie. Turyści z Polski? Po sezonie? Na naszej bazie? Okazują się być ekipą “zamykającą bazę”. No ale ogólnie sukces! tzn. taki połowiczny… Bo możemy zanocować w bazie, w drewnianym domku z dawnych lat.. Ale czwarty od plaży.. Dwa pierwsze są już zajęte (zresztą przez bardzo sympatycznych emerytów), trzeci ma uszkodzony dach, a tylko jeden rząd domków nie jest jeszcze zaśrubowany. Trzeba będzie przejść do plaży 20 metrów...


Bo my chcieliśmy taki domek!











No ale nie ma co narzekać - trzeba się cieszyć, że w ogóle się udało, biorąc pod uwagę nierokujący początek! Oto więc nasza chatka!



Chatynka ma wszelkie udogodnienia - sznurek na pranie i miednice, lodówkę na nasze nadpsute, ugotowane w busiu ryby, jest kotara w drzwiach, żeby komary nie leciały, kontakt, żeby naładować bateryjki, miotła, żeby wymiatać piach z pokoju. Co oni opowiadają, że “domek bez wygód” - toż tu są same wygody! I jeszcze grilla dostajemy!

Moje łózko jest jak druciany hamak. Nigdy takowego nie napotkałam. Sama wręcz nie umiem ocenić, czy ono jest wygodne czy nie... Napewno jest.. nietypowe! Jakbym leżała w siatce - wiem już co czuje baleron na haku! A to wnętrza domku. "Druciany hamak" stoi obok lodówki.


Ech… Tu jest to wszystko czego szukaliśmy! Drewniane werandy, cieniste ścieżki, zapach starego, wygrzanego słońcem drewna...



Wspominałam o kibelkach? Są takie “integracyjne” - bezdrzwiowe! :) A pod sufitem mieszkają nietoperze i jaskółki. Wchodząc więc wieczorem z latarka (ponoć jest prąd, ale nie wyczaiłam, gdzie jest włącznik) można się nieco zdziwić, że nie jesteśmy tutaj sami, a mamy nad głowami latające i skrzeczące towarzystwo :)




Te umywalki zapadają mi w pamięć, bo gdy idę umyć zęby - to kąpie się w jednej z nich gromada jakiś ptasząt, takich wróblopodobnych. Na mój widok w ogóle się nie przestraszają, wręcz próbują mnie odpędzić np. jeden siada mi na głowie. Tłumaczę im, że są dwie umywalki, więc dla nich jedna, a dla mnie druga. Więc ostatecznie spokojnie myje zęby, a obok ptactwo się chlupie jak gdyby nigdy nic. Nie zrobiłam zdjęcia. Było juz zupełnie ciemno, a bałam się, że błysk flesza je przepłoszy.


Na samej plaży jest opuszczony budynek chyba dawnej knajpy. Z napisów na ścianach wynika, że latem często pełni funkcje darmowych noclegów i miejsca imprez w oparach konopi. Lubiany głównie wśród autostopowiczów. Pół godziny czytam ścienne wyznania! Lubie takie miejsca, gdzie ściany opowiadają swoją historię!







Codziennie ze dwa razy nad plażą przelatuje wojskowy helikopter. Leci bardzo nisko, acz czuć jego powiew. Ale zawsze jestem wtedy w kiblu albo akurat zwiedzam ruiny - więc dobrego zdjęcia nie udaje mi się zrobić...


W oddali zauważamy, że dalej też są domki! I to bardziej nadgryzione patyną niż nasz! Idziemy więc tam połazić. Na niektórych są różne napisy - nie wiem jak to nazwać? Plażowy regulamin? BHP? Takie życiowe - żeby dzieci pilnować, po pijaku nie wypływać daleko w morze, itp.



Niektóre mają tabliczki. Tu akurat "przeciwpożarowa". Ciekawe czy numer telefonu jeszcze działa?


Czasem ściany zdobią różne malunki.


Wokół cieniste ławeczki, stoliki, miejsca biesiadne. Wszystko tu zachęca do odpoczynku, zadumy, braku pośpiechu…







I wszechobecna zieleń. U nas zapewne by już wszystko wydarli do ziemi :(




Nie wiem jak się mówi na takie drogi? Nadmorski deptak? :) Główna droga przez naszą bazę :)



Mijamy place zabaw o skrzypiących i z lekka podrdzewiałych sprzętach. Takie fajne, solidne, żelazne huśtawki czy drabinki jak pamiętam z dzieciństwa..




To w sezonie chyba działa jako knajpa.



A tu sklepik. Też sezonowy, więc teraz zabity na głucho..



Stołówka...


Ścienne lamparty.


I lamparty lokalne. Sporo się tu włóczy gruboogoniastych sierściuchów! :)


Napotykamy też drugą stołówkę, która o dziwo jest otwarta. Zamawiamy barszcz, szaszłyk, domowe wino.. I napotykamy właściciela. I tu dowiadujemy się prawdy. Nie ma już jednej bazy “Zatoka”. Teren został podzielony między trzech dzierżawców. Pierwszą zawsze zamykają z końcem wakacji. Druga, to ta gdzie się osiedliliśmy. A tu jest trzecia.. I tu byśmy mogli wybrać jaki domek chcemy, choćby na samym piachu… No cóż.. Trudno… Tam już wszystko zaklepane.. Może jeszcze kiedyś? Właściciel wygląda nieco na Gruzina - i jeszcze ta czacza i szaszłyki w repertuarze dań ;)


Z obsługi jest jeszcze miła babeczka, która nam opowiada, że latem jest tu gęsto. Dziś tylko wiatr przewiewa opadłe liście, a ekipa znajomych właściciela wznosi toasty. Spokojna muzyka sączy się z głośnika stłumionego jak rozlewające się wśród zarośli światło…

Kabak tańczy. Cały czas, kiedy my jemy i popijamy winko - ona tańczy, wprawiając w zachwyt cała zgromadzoną tu ekipę. Jutro tu wrócimy. Bo jutro cały dzień planujemy spędzić w Zatoce.

Wieczorem wychodzę na ganek. Cykady drą ryja chyba jeszcze głośniej jak wczoraj w Sanżejce. Od strony centrum słychać dalekie dudnienie muzyki. Skoro nawet w tak dalekie peryferia docierają jej dźwięki, to jak jest TAM? I tam jest pełno kwater, pokoi na wynajem - i co? Ktoś sobie przyjeżdża na 2 tygodnie na wczasy i nie śpi? Bo dźwięki jak świdrów i młotów pneumatycznych umilają mu każdą noc?? I ci ludzie jeszcze za to płacą?

Na szczęście nasza baza kąpie się w mroku, ciszy i atmosferze dawno minionych dni..

Klimaty porannych plaż... W oddali widać jak do sieci na morzu podpływa rybacka łódka i zaczynają się jakieś prace. Długo obserwujemy, ale do końca nie wiem czy oni tą sieć próbowali wyciągnąć czy tylko poprawiali jej mocowania na palikach..



Handel obnośny kwitnie! Zabawnie to wygląda - wiadomo, że oni idą tez dalej, ale na tym kawałku plaży to sprzedających jest chyba więcej niż potencjalnych klientów!


Gdy sunę do kibla w moim moro kostiumie, mija mnie dwóch kolesi. Jeden trąca drugiego: “Ej, Dima, patrz! Mówiłem ci, że dziewuszki też walczą w Donbasie”. Prycham śmiechem, więc koleś kontynuuje: “Ej koleżanko - a po której stronie walczysz? Bo jak armia tak wygląda to ja się chętnie zaciągnę!”. Mówię im, że ja nie stąd, to nie moja wojna, więc się jeszcze nie zdecydowałam na wybór strony. Może coś doradzą? Chłopaki się śmieją, widać było, że bardzo luźno podchodzą do całej sprawy. Nie spytałam skąd byli, ale nie mieli emocjonalnego podejścia do zagadnienia... Rzadko spotykane podejście na obecnej Ukrainie…

Na plaży są też większe domy, jak jakaś opuszczona rybacka osada!





Kawałek dalej przekracza się magiczną linie, granice innego świata. Bo tak wygląda “nasza” Zatoka....



A wystarczy przejść plażą kilkaset metrów i bum! Inny wymiar - ludny, hałaśliwy i obrzydliwy kurort jak wszędzie.





Co nas prowadzi w takie tereny? Ano mamy tam sprawę... Wszystko przez zdechłego krokodyla... ;) Mieliśmy pięknego krokodyla do pływania, zakupionego 3 lata temu w Bułgarii. Ale widać bułgarskie krokodyle do długowiecznych nie należą... I teraz, już od jakiegoś czasu poszukujemy następcy... Najlepiej różowego flaminga. Kabaczę sobie takiego wymarzyło.. Oczywiście flaminga szybko znajdujemy… a potem… potem było już tylko gorzej.. ;) Ja zobaczyłam rekina. Uśmiechał się do mnie i machał płetwą. A na koniec, już na samym końcu bazaru był… wąż gigant! Ot i tak się skończyła nasza wycieczka do kurortu.. ;)






Sprzedawcy bardzo się śmiali, jak kupując flaminga, poprosiłam o kilka metrów sznurka. Nie mieli pomysłu o co mi chodzi. Jak im wyłożyłam, że flaminga uwiąże za szyje, żeby nie uciekł z falami z kabakiem na grzbiecie - to sznurek się zaraz znalazł! Po przygodach z krokodylem w Bułgarii to ja już wolę uważać! ;)

Dwie godziny w tłumie nieco nas zmęczyły. Wracamy na naszą stronę mocy! Tuptamy do naszej stołówki. Dziś jesteśmy tu sami. Jest już tylko szaszłyk i wino. Jutro zamykają. Trafiliśmy więc rzutem na taśmę w to urokliwe miejsce!


Wieczór...



Planujemy się też pobujać w hamakach na plażowych drewnianych konstrukcjach.





Rano jeszcze idziemy powygrzewać się na piachu - no i obiecywany od dwóch tygodni zamek z piasku!


Dziś jest spory wiatr, wiec wszystkie flamingi trzeba zakopać do połowy w piasku, żeby nie odleciały. Fale (zwłaszcza te wsteczne, podwodne, które ciągną na pełne morze) są na tyle spore, że do utrzymania flaminga przydałby się łańcuch jak na krowę, a nie cieniutki sznurek! ;)




Dziś jedziemy do Segijewki. Początkowo chcieliśmy jechać najkrótszą i najfajniejszą drogą - czyli mierzeją.. Ale miejscowi zdecydowanie wyprowadzają nas z błędu, jakoby busio miał szansę tamtędy się przedostać. “Trzy razy próbowałem tam przejechać ładą żyguli. A ona jest lżejsza. Tak mnie wciągnęło, że dwa traktory nie mogły mnie wyrwać. Wam tego busa to czołgi chyba będą wyciągać”!

Ponoć na fragmencie mierzei nie ma drogi, jedzie się piaszczystą koleiną albo plażą. Terenówki jeżdżą zazwyczaj tym pasem, gdzie biją fale, bo tam jest najbardziej twardo. Ale dla busia pełna piachu plaża jest drogą raczej nie do pokonania.. Jedziemy więc naokoło...


cdn


10 komentarzy:

  1. Super miejsce, wspomniane dzieciństwa 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczne miejsce, trzeba będzie odwiedzić będąc w rejonach. Swoją drogą, zazdroszczę małemu "kabakowi" takich wypraw i gratuluję jej takich jak Wy Rodziców. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby co - to mam numer telefonu do osrodka, moge sie podzielic :)

      Ciekawe ile kabak bedzie z tego pamietac...

      Usuń
  3. To już nie pierwszy wpis który mnie wciągnął. Jeszcze kiedy mieszkałem w Gruzji podróżując że swoją 1,5 miesięczną córa po raczy czytałem o waszych przygodach w tym kraju, i o całej podróży :) teraz już od dwóch lat jestem na Ukrainie i znowu wpis od Was. A numer o telefonu chętnie poproszę, bo to fajny temat na ten rok. Pozdrawiam z Donbasu już 2+2 ;)

    https://photos.app.goo.gl/vZ5eFgPMc6vSj3Ty7

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tel. do tego osrodka w Zatoce

      097-444-30-22

      067-519-32-03

      Plus kierunkowy +380

      Usuń
    2. W Donbasie jestescie? Milo wspominam nasza wycieczke w ten rejon... ech... wtedy nikt by tam o wojnie nie pomyslal... 2011 rok...

      Usuń
  4. Bardzo ciekawa i fajnie napisana relacja! No i nietuzinkowy sposób widzenia świata. Gratuluję umiejętności dostrzegania piękna i ciekawych elementów w tym, co powszechnie jest uznawane za brzydkie. Rzeczywiście - ciągle jeszcze można trafić na miejsca, w których zatrzymał się czas. Powszechna pogoń za luksusem staje się prawdziwą zmorą. No i w Waszym wykonaniu podróż jest prawdziwą podróżą a nie "zaliczaniem" kolejnych miejscówek... Najserdeczniej pozdrawiam i życzę wielu ciekawych miejsc (i "brzydkich", i ładnych...) do patrzenia i prawdziwego BYCIA. W dodatku (jak widać i z tekstu, i ze zdjęć) BYCIA RAZEM.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki ogromne! Miło bardzo czytac taki komentarz! Rowniez słonecznie pozdrawiamy! :)

      Usuń