bubabar

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Suwalskie ogrodniki (2019) cz.2 (Wigierska Kolejka Wąskotorowa)








Na naszych wycieczkach wzdłuż granic Polski przeważnie przemieszczamy się pieszo lub autostopem. Acz różne inne środki transportu podczas tych wyjazdów również były w użyciu: podjeżdżaliśmy kursowymi autobusami, pociągami, a nawet busem dla niepełnosprawnych ;) W miastach zdarzała sie taksówka, a dwukrotnie w użyciu była również droga wodna i drewniana tratwa mieszkalna spływająca z nurtami Biebrzy. Ale wąskotorówki póki co jeszcze nie było! Do dziś!

Docieramy więc na stacje PKP Płociczno i stamtąd tuptamy kilka kilometrów do miejsca zwanego “Płociczno Tartak” - skąd wyrusza w swoją trasę Wigierska Kolejka Wąskotorowa. Dzień jest ciepły, wręcz upalny. I słoneczny. Taakkk... miłe złego początki... ;)

Po drodze mijamy ciekawą drewnianą zabudowę.


Przy początkowej stacji kolejki jest minimuzeum, stoją wyeksponowane różne wagoniki. Niektóre z nich są stacjonarne, a do innych zaraz wsiądziemy i odjedziemy w siną dal.









Kolejka powstała w czasach I wojny światowej i jej przeznaczeniem, jak wielu podobnych, było wożenie drewna z wyrębu lasu. Trasa w tamtych czasach miała rozgałęzienia i docierała w różniste zaułki Puszczy Augustowskiej. Razem do kupy jej torowisko miało okolo 50 km (teraźniejsza trasa turystyczna ma 10 km) Kolejka sunie przez lasy niedaleko jeziora Wigry (ale z jej okien niestety jeziora nie widać). Po drodze ma 3 przystanki: Binduga, Bartny Dół i Powały, gdzie wypuszcza pasażerów, aby się przeszli zobaczyć jezioro.



Okolice kolejkowych przystanków zawierają wiele wiat i miejsc ogniskowych, sugerujące, że latem to tu raczej nie jest pusto i spokojnie tak jak dziś..





Leśny przejazd kolejowy.


Gdzieś na trasie w leśnym tunelu.





Widoki z okien są dosyć monotonne (chyba zbyt wysoko postawiły poprzeczkę inne wąskotorówki np. bytomska, poleska czy zakarpacka ;) )

Z poniższego zdjęcia widać, że dwa osobniki siedzące w wagoniku to jakieś niedzisiejsze dinozaury. Siedzą i gapia się przed siebie, zamiast w ekranik telefonu, jak to czyni cała obecna młodzież. Tak.. jedzie z nami wycieczka szkolna. I bardzo rzadko ktokolwiek z jej uczestników podnosi wzrok znad swojego smartfona. Nikt nie biega, nikt się nie wychyla z okna, nikt nie próbuje potajemnie przed nauczycielką pić piwa.. Siedzą na jednym miejscu, jak przyklejeni tyłkami do ławki, jak nie dzieci... jak jakieś woskowe figury...

(zdjęcie zrobione przez Pudelka)

Końcowa stacja wąskotorówki nazywa się Krusznik. Kiedyś była tam składnica drewna, a teraz jest wielka polana i knajpa dla turystów. I pętelka, gdzie odczepiają lokomotywkę, aby sobie mogła zawrócić.








Nie wspomniałam jeszcze, że tegoroczny wypad upłynie mi pod hasłem walki z różnymi sprzętami. Pierwszym z nich jest aparat, który już pierwszego dnia odmawia współpracy. To znaczy sam aparat by może nawet działał, tylko wszystkie akumulatorki (których zapobiegliwie zabrałam cały worek) twierdzą, że są rozładowane. Wszystkie ładowałam przed wyjazdem, niektóre są nawet nowe. Jednak każdy po zrobieniu jednego, góra dwóch zdjęć, mówi "pfff".. O jakimkolwiek podjeździe zooma czy włączeniu lampy błyskowej można zapomnieć. Niestety w tym modelu nie da rady wyłączyć wyświetlacza, więc na zwykłych bateriach paluszkach też nie pociągnie. Wydłubuje więc z dna plecaka aparat zapasowy, stare maleństwo z mocno porysowanym obiektywem, ale szczęśliwie działające na zwykłych bateryjkach z opcją wyłączenia okienka z podglądem. Problem zasilania mam więc rozwiązany, co nie zmienia faktu innych, kolejnych przeciwności losu typu: obiektyw nie chce się zamknąć/otworzyć, lampa się nie włącza, coś w środku grzechocze, zrobiłam 10 zdjęć, a nie wiedzieć czemu na karcie zapisało się jedno, itp. Poza tym zdjęcia wale nieco na ślepo, więc nie zawsze udaje mi się trafić w planowany obiekt. Po powrocie okazuje się też, że zrobiłam około tysiąca zdjęć i wszystkie są pomieszane.. Więc mam puzzle, z których musze poskładać, który krzaczek, które ognisko i które piwo jest z jakiego dnia i miejsca.. Auuuuuuu! Roboty na miesiąc!

Pod sklepem w Płocicznie napotykamy Grzesia. Teraz już w pełnym składzie możemy kontynuować wycieczkę suwalskimi ścieżkami.



cdn

2 komentarze:

  1. Lokomotywka trochę jak zabawka wygląda przy tych wagonach. W pierwszym momencie, zrobiło mi się jej serdecznie żal, że musi tachać wielkie wagony. Ale zdaje się mówić, "dam radę! ja im pokażę!" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez takie mialam wrazenie jakby ją odczepili z innego składu.. I bidulka trzy takie wielkie wagony tachać!

      Usuń