bubabar

wtorek, 31 grudnia 2019

Bardzo nieśpiesznie ku wschodowi (2019) (gdzieś na trasie Oława - Krościenko)

W piątek już nie możemy usiedzieć. Ruszamy więc o 18 - co niewiele nam daje w sensie pokonanej odległości. Ale daje nam o jeden biwak więcej, o jedna noc więcej pod gwiazdami. Przedostatnią noc sierpnia spędzamy nad podopolskimi stawami.





Nie kąpiemy się. Kit z zakazami, które oczywiście wiszą, ale woda jakaś taka mętna i niezachęcająca. Wieczór jest ciepły, ale coś coś nas od tej wody odpycha.. Rano odkrywam przyczynę zakazu wejścia do wody - i wyjątkowo tu, brzmi ona sensownie :) Taaaaa… są zakazy, które w pełni respektuję.. Jeden z przechodzących wędkarzy komentuje: “Uwaga - zła ryba” :)



Szkoda, że nie ma w zwyczaju, aby pisać jaka jest przyczyna zakazu wejścia do wody i czemu w danym zbiorniku kąpiel jest niewskazana. Czy jest głęboko a nie ma ratownika, czy właściciel sobie nie życzy, bo “moje moje wszystko moje”, czy może osiedliły się jakieś zjadliwe bakterie, spływa syf z pól albo można się nadziać na zatopiony pomost.

Kolejny wieczór witamy w lasku sosnowym nad gliniankami koło Borzęcina.


W bujających się hamakach...




Acz hamaki się szybko niektórym nudzą… ;)




i przy ognichu gigancie. Towarzyszy nam też skrzek ptaków (których dźwięk zupełnie przypomina mi papugi!)





Plany kulinarne na dziś..


Nieśpiesznie jedziemy.. Jakoś tak nam wychodzi, że 500 km w 2.5 dnia… ;) W końcu najważniejsze, żeby było miło.. A "pośpiech" z “miło” jakoś zwykle się wyklucza!

Mijamy pojazdy przesuwające się jeszcze wolniej niż my ;)


Na kolejny nocleg zawijamy nad najpiękniejszą z polskich rzek - mój ukochany Wiar! Rzeka na tyle płytka, aby nie bać się utonięcia w wirach, a można znaleźć buniory na pełne zanurzenie. Jak górski potok szemrząca po kamulcach - ale w odróżnieniu od nich - ciepła.. I co najważniejsze - z kupą dogodnych miejsc biwakowych.. Rozkładamy się na kamienistym brzegu, który w powodziowe czasy zapewne bywa środkiem rzeki..







Wieczór jest przemiły - no może oprócz tego incydentu, że nam się spaliła kukurydza... Nie wiem co się stało, że ognicho osiągnęło taką temperaturę.. A dużo mniejsze było niż wczoraj!

O poranku.


W Huwnikach zaglądamy pod sklep. Taki sklep jak być powinien. Taki, że gdybym teraz była z chłopakami i teraz była nasza coroczna wycieczka wzdłuż wschodnich granic… to byśmy chyba stąd dziś nie wyszli.. :) Pewnie byśmy spali pod sklepem (albo nad Wiarem ;) niezależnie od wcześniejszych planów. I jeszcze mają moje ulubione lody Panda! A mieliśmy wcześnie wstać.. A mieliśmy cisnąc aby jak najwcześniej być na granicy… A wyszło tak… że dochodzi południe… ;)



Wystawiamy więc gęby do słońca i pożeramy lody. Niestety nikt z nas nie może za bardzo teraz wypić piwa.. Toperz kierowca, kabak za mały, a ja nie chcę mieć problemów jak utkniemy na granicy, a kibla nie będzie pod ręką.. Pogranicznicy się jakoś wkurzają jak się daje susa przez szlaban w krzaki na ich oczach..


Lokalsi nie mają takich wydumanych problemów, więc browar się leje mocno.. A przy piwie toczą się polityczne boje.. Jak to w Polsce ostatnio jest w modzie - nie ma spokojnych rozmów, nie ma kulturalnej dyskusji, gdy polityka wejdzie w temat.. Jak zwykle dwie strony konfliktu z pasją w oczach skaczące sobie do gardeł… Jest ostro.. Chyba zaraz dojdzie do rękoczynów. Chłopa jest chyba ze 30, w wieku od 15 do 80 lat.. Z nieba leje się żar potęgujący moc piwa o czarnych etykietach.. Tak chcąc nie chcąc, jednym uchem, słucham tych kłótni… Ale coś mi w tej rozmowie nie gra.. Argumenty wytaczane przez obie strony jakoś nie pasują.. Zaczynam się przysłuchiwać.. Mam problem oszacować, która strona jest która… Co za czort??
Polityczny spór toczy się między zwolennikami PiSu i Konfederacji.. Innych partii nie ma… inne opcje polityczne zdają się nie istnieć - tu pod sklepem w Huwnikach…

A przed nami Ukraina! Bezmiar wyboistych dróg i zakręconych przygód! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz