Pobudkę mamy koło ósmej. Przyjechał bus pełen drwali, którzy nie wiem czemu postanowili zrobić kontrolę swojego sprzętu 10 metrów od busia. Szkoda, że nie skupili się tylko na oliwieniu pił i polerowaniu ich szmatkami. Główną atrakcją jest zapuszczanie wszystkich trybów jednocześnie i chwalenie się przed kumplami, który wizg jest bardziej donośny i przeraźliwy. Szczęśliwie napawanie się hałasem zajmuje im tylko z pół godziny, więc śniadanie możemy już zjeść w ciszy, ciesząc się sielskością otaczającego nas krajobrazu.
Gotowi do drogi! Możemy ruszać ku swemu przeznaczeniu!
A dziś naszym pierwszym przeznaczeniem jest pagór zwany Studenec. Po drodze widoczek na Stribny Vrch, gdzie bywaliśmy wczoraj.
Droga na Studenec posiada fragmenty starego bruku.
Na szczycie mają wieżę widokową z gatunku metalowych. Bardzo fajnie dźwięczy, gdy się po niej wchodzi. Próbujemy nawet wydzwaniać jakieś melodie (najbardziej nam pasują kolędy), a toperz mówi, że jesteśmy głupie baby. I że widać drwale odjechali za szybko, bo cierpimy na niedobór hałasu ;)
Obok wieży stoi jakaś kamienna ruinka o nieznanym nam pochodzeniu. W razie czego można by próbować w niej przeczekać deszcz - posiada fragment dachu.
Ale tak naprawdę to nie wieża i nie szczyt nas tu sprowadza. Interesują nas głównie zbocza tej góry, gdzie czają się przynajmniej trzy skupiska pięknych gołoborzy! Sporo czasu zajmuje nam więc tuptanie lasami o pokręconych konarach, skakanie po kamulcach czy wygrzewanie się w słońcu. I cieszenie oczu rozległymi widoczkami, soczystą zielenią wiosennych liści i szpiczatymi ostrzycami wystającymi tu i ówdzie na horyzontach. Wieczorem czuć było, że to dopiero kwiecień, a teraz, w południe - to zupełnie aura jak w sam środek lata!
Łąkami wracamy do busia. Czy może być coś cudowniejszego niż wiosna???
Dziś przemieszczamy się w nieco inny rejon, a po drodze odwiedzamy jeszcze Pańską Skałę. Ja i toperz juz tu byliśmy kilka lat temu, ale jako że miejsce jest ładne - to postanowiliśmy je pokazać kabaczkowi. Poprzednio było tu zupełnie pusto. Dziś - upiorny tłum. Zajechały jakieś autokary (dwa z Polski), ogólnie klimaty jakby wsadzić kij w mrowisko. Cieżko wręcz zdjęcie zrobić, żeby było widać skały spod ludzi. Chodzimy więc ze zniesmaczonymi minami i tylko kabak się cieszy, że taka piękna, poszarpana skałka i można się na nią wspiąć na tyyyyle sposobów! Tak to jest z tymi powrotami w znane miejsca - człowiek staje się zakładnikiem swoich wspomnień.
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz