W miejscowości chcemy odwiedzić knajpę (to chyba jedyna na naszej trasie), ale okazuje się być zamknięta. Jest za to sklep z sympatycznym przysklepiem i nawet mają tu lane piwo. Rozsiadamy się więc na chwilkę.
Nie pamiętam już co wyraża widoczny na zdjęciu gest Pudla, ale Szymon wygląda na nieco zniesmaczonego ;)
Potem rozłazimy się po okolicy, każdy zwiedza na własną rękę. Zaglądamy do synagogi. Z poprzedniego pobytu wspominam ją nieco inaczej...
2002
2025
Wtedy nie wchodziliśmy do środka. Obecnie we wnętrzach mieści się biblioteka.
![]() |
![]() |
---|
Trafiamy też pod cerkiew, która szczyci się tym, że podobno jako jedyna jest szachulcowa. Faktycznie kościołów czy domów w kratkę napotkać można sporo, ale cerkwi innych jakoś nie kojarzę?
Tu też mogę zapodać porównianie:
2002 -----------------------------------------------------------------------------2025
![]() |
---|
2002----------------------------------------------------------------2008------------------------------------------------------2025
![]() |
![]() |
![]() |
---|
Co jeszcze zapadło mi w pamięć z tej miejscowości? Może nieco upiorna laleczka z wodogłowiem, strzegąca przydrożnego pnia.
Budynek z rampą, kojarzący mi się z dawnymi spichlerzami. Obecnie przeszli tu na sprzedaż miodu ;)
Obrosła pnączami drewniana chata.
I zamknięta droga... Opisana, nie wiedzieć czemu, wyłącznie w obcym języku. To prawda, że granica jest stąd niedaleko. To prawda, że czasem się zdarza, że np. prywatne punkty usługowe w terenach przygranicznych są opisane w sposób mający przyciągnąć obcokrajowców. Ale to, wydawałoby się, jest oficjalny znak drogowy stojący przy polskiej drodze. A może to już jednak nie jest Polska? Może nam czegoś nie powiedzieli??
Potem częściowo zbieramy się do kupy i wędrujemy małą drogą na północny wschód. Kawałek podjeżdżamy szkolnym autobusem. Ładujemy się w czwórkę (ja, Pudel, Szymon i Bożena) i odjeżdżamy. Krwawy jedzie rowerem, a Kaśka jeszcze kontynuowała zwiedzanie Wielkich Oczu. Ale doszło do nieporozumienia - Kaśka bowiem szła za nami, ona nas widziała - a my jej nie. I wyszło głupio, bo autobus odjechał jej sprzed nosa! Ale skąd mieliśmy wiedzieć, że ona jest 100 metrów za nami, skoro ostatnia wiadomość była "jeszcze zwiedzam, dogonię was". Kaśka się więc obraża na cały dzień i dalej zwiedza sama. Spotkamy się dopiero wieczorem i uda się wyjaśnić tą nieco zawiłą sprawę.
Fajnie się idzie pustą szosą, wśród falistych pagórków. Plecak nie wgniata w ziemię, oczu nie zalewa deszcz, zimno nie kąsa jak wściekły pies. Dzień jest ciepły i słoneczny. Ptaszki śpiewają, owady brzęczą, Bozia opowiada jakieś przygody z dalekich, egzotycznych krain. Sielanka zupełna!
Dla uatrakcyjnienia wędrówki składa nam wizytę SG. Żebyśmy się nie czuli samotni i zagubieni.
W Wólce Żmijowskiej zatrzymujemy się chwilę przy wiacie. Całkiem porządny okaz architektury drewnianej.
(zdjęcie Bożenki)
Pudel idzie kawałek na wschód polną drogą - chyba 20 metrów od wiaty. Nie wiem czy chciał zobaczyć łąkę czy się wyszczać, ale łapie się na fotopułapkę. I znów przyjeżdża straż graniczna. I z pretensjami, że tam poszedł. Gdzieś dzwonią, żeby sprawdzić czy to faktycznie był Pudel. Nosz kurde! Granicy nikt nie przekroczył, nawet słupka nie pomacał, nie było tam ani ogrodzenia ani zakazu wstępu - ani to teren prywatny, ani baza wojskowa. A ci się plują, że tam nie można. Któryś to nawet coś tam mamrotał, że najlepiej, żebyśmy nie schodzili z asfaltu, mimo że do granicy jest jeszcze przynajmniej pół kilometra. Czy oni naprawdę myślą, że największym marzeniem naszej ekipy jest potajemnie dać nogę na Ukrainę? To chyba nie w tą stronę płynie przez zielone granice potok uciekinierów, spierdzielających masowo z kraju, który stał się obozem koncentracyjnym. A tu panowie mundurowi boją się ruchu pod prąd? Ogólnie mówiąc pogranicznicy w tym roku byli raczej mili i sympatyczni, ale ci spod Wólki Żmijowskiej to nas troche zirytowali, czepiając się zupełnie niewinnego (tym razem) Pudla.
Wioska jest malutka. Liczy obecnie chyba kilkunastu mieszkańców. Poniżej cerkwi stoją dwie chatynki.
No właśnie - cerkiew. Jedna z moich ulubionych. Nie wiem czemu, ale ma skubana jakiś wyjątkowy urok! Stoi sobie na pagórku, w cieniu starych drzew.
Mam wrażenie, że czas się tu zatrzymał.
(zdjęcie Bożenki)
Zmieniła się??
2002
2025
I co najważniejsze - cerkiew jest otwarta, więc możemy zajrzeć w jej ciemne wnętrza.
(dwa ostatnie to zdjęcia Bożenki)
Te same odrzwia na przestrzeni lat:
2002----------------------------------------------2008--------------------------------------------2025
![]() |
![]() |
![]() |
---|
Ścienne malunki, nieco już nadgryzione patyną czasu.
Malowidło na wąskiej desce z roku 2002. Nie zrobiłam mu zdjęcia 6 lat później. Teraz również nie wpadło w oczy. Przegapiliśmy? Czy już go nie ma?
Tu chyba się rozłaziła ściana? Bo dość starannie poklejono ją plastrem.
Cerkiew w Żmijowiskach też jest położona na uboczu, za wsią. Nie wiedząc o jej istnieniu łatwo można by przegapić. Siedzi w tej kępie drzew po prawej stronie.
(zdjęcie Pudla)
Stare deski powoli wyłaniają się z zarośli i rzepaku.
17 lat temu była zdecydowanie bardziej zarośnięta. A poza tym chyba bez zmian.
2008
2025
2008
2025
Jest wciąż zamknięta. Wnętrza udaje się sfotografować przez szczelinę w podłodze.
Fajne tu mają dziurki od kluczy w tych dzisiaj odwiedzonych cerkwiach!
![]() |
![]() |
---|
![]() |
![]() |
---|
![]() |
![]() |
---|
Takimi drogami to się super wędruje! :)
Gdzieniegdzie można napotkać jeszcze ślady dawnej, wiejskiej zabudowy.
Nieraz już w stanie daleko posuniętego rozpadu.
Sanie rozmiarów różnych.
Na powrocie znów podjeżdżamy stopem. Wiozą nas dwie miłe panie z wioski położonej gdzieś dalej, jeszcze za Kobylnicą. Znają naszego gospodarza i wiatę, gdzie nocujemy. Świat jest bardzo mały.
Dziś wieczorem na biwakowisko dociera też rowerzysta - Francuz "Żerard". Chyba dla niego jesteśmy fragmentem folkloru dzikich okolic, bo np. pijemy z gwinta. Mam poczucie, że kolesia to niezmiernie szokuje - coś jakby dzicy w spódniczkach z trawy i rytualnym tańcu z włóczniami :)
Dziś hitem wieczoru są opowieści Krwawego o imprezach typu "Rainbow" i ciekawych osobistościach tam się przewijających. Wieczór oczywiście mija w ciepłym blasku ogniska.
Z ciekawostek przywiatowych było jeszcze ratowanie kota, który utknął w szopie i nie potrafił samodzielnie się wydostać. I próby oddania Francuzowi zapomnianej linki od roweru. Ostatecznie same sukcesy - kot uwolniony, a linką zaopiekował się Krwawy, bo Francuz przez telefon powiedział, że odjechał już kawał i nie chce mu się wracać.
cdn
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz