bubabar

czwartek, 14 grudnia 2023

Beskid Chmurny (2023) cz.4 (Hala Cudzichowa, Korbielów)

Z każdym krokiem mgła gęstnieje a opad przybiera na intensywności. Nie wiem czemu ubzdurałam sobie, że nasza trasa będzie w miarę po płaskim. No z 1300 m na 1300 m, a po drodze żadnej spektakularnej przełęczy. A tu zonk! Cały czas w górę i w górę! Na trasie przez Kopce i Palenicę nie spotykamy nikogo. Tylko deszcz, błoto i mgła.


Na Hali Cudzichowej szukamy szałasu. Marzymy o nim! Suchy, przestronny, ciepły - no bo palenisko wewnątrz. Wiemy, bo nocowaliśmy już tu dobry kawałek czasu temu. Idziemy i podświadomie wypatrujemy tych owczych bobków, śladów terenówki, zapachu dymu. Muńculski uraz psychiczny wszedł bardzo mocno ;) Tak tak... Wznosimy modły do wszystkich bóstw tego świata, żeby tam nie było beczących lokatorów. Obawy wzbierają na sile proporcjonalnie do natężenia spływającego po nas deszczu. A co jak szałas jest zamknięty? Jak wisi kłóda jak na Rycerzowej albo Jasieniu?

Podchodzimy. Żywej duszy. Drzwi zamotane na sznurek. Jesteśmy uratowani!!!!!!!!!! :)

Po przekroczeniu progu słyszymy dziwny łoskot. Na zewnątrz otwiera się jakaś klapa, która dotychczas trzymała ocean wody. Nawet nas trochę oblewa przez szczeliny chałupy. Ja pierdzielę! Co za potop!! To co nazywaliśmy ulewą jeszcze 5 minut temu było jakimś niewinnym kapuśniaczkiem! Niesamowite jak w sam czas tu dotarliśmy!

Rozglądamy się. Nie ma drewna, więc czeka nas jeszcze wycieczka w tą wodną otchłań. Biorąc pod uwagę warunku chyba musimy iść w las na golasa, bo to trochę jakby wskoczyć do jeziora. Szkoda, że nie zabrałam czepka ;)

Na drewnianym podeście stawiamy namiot - zawsze to będzie trochę zaciszniej i cieplej. Ognisko nie tak łatwo rozpalić z ociekającego drewna, ale w końcu się udaje. Ciepłe płomienie oświetlają wnętrze szałasu, jednocześnie generując niesamowite ilości dymu, trzasku i przyjemnego skwierczenia :)


A! Ze zmian! Przybyły kolorowe, buddyjskie flagi! :)


Rozwieszamy mokre łachy. Nie wiem czy schną, ale napewno się podwędzają.


Na ruszcie lądują grzanki.


Ze ściany patrzy na nas napis sprzed 17 lat, lekko już zatarty i zszarzały. Chyba już wtedy pisałam na forach, ale bycie "bubą" nie weszło mi jeszcze całkiem w krew.


O ja cie! Jaki bezmiar czasu, a wszystko wokół takie zupełnie identyczne. Nieprzebrane mgły, deszcz i my szczęśliwi, że znaleźliśmy przytulne schronienie, marzący o blasku płomienia, gorącej herbacie i nocy pod szczelnym dachem. Tu czas jakby nie miał znaczenia. Szałas się praktycznie nie zmienił. Jest jeden duży, drewniany podest do spania i tuzin zapchlonych materacy. Są drzwi, które raz po raz wiatr otwiera z łoskotem. Jest zapach wędzonki zaklęty w stare ściany. I jest dwójka strudzonych, zmokłych wędrowców. Czasem są takie chwile jakby poza czasem, takie zawieszone w niebycie, gdzie świat w reszcie miejsc przestaje mieć znaczenie.

Rozmyślam czy gdybym w jakimś zawirowaniu czasoprzestrzeni spotkała dziś tamtą dwójkę - czy miałabym dla nich jakieś rady, sugestie, przesłania? Myślę, że chyba nie... Skoro dziś znów tu jesteśmy - to wszystko było tak jak miało być! :)

Dmuchanie w ogień.

2006

2023

Z wewnątrz na zewnątrz.

2006

2023

Wieczorem co chwilę słyszymy głosy. Tak jakby ktoś szedł i rozmawiał. Jakby jakieś śpiewy i okrzyki? Jakby z megafonu? Do wsi jest jednak trochę daleko, żeby aż tu niosło odgłosy imprezy. Poza tym, gdy dobrze się wsłuchać to wszystko zanika, pozostaje tylko odgłos wyjącego wiatru i szum deszczu...

Łachy nie schną. Te położone najbliżej ognia stają się gorące i nieco się topią, ale stan zawilgocenia można nazwać stabilnym. Przez poddachowe okienko leje się na namiot - trzeba go było od razu tropikiem nakryć. Na drzwiach wisi termometr. Pokazuje 9 stopni i to jeszcze przed nastaniem zmroku. Przypominam, że mamy początek sierpnia. Susze i ocieplenie klimatu staje się naprawdę mega dotkliwe a aktywiści drą szaty z rozpaczy. Nie wiem jak unikniemy przegrzania i słonecznego udaru. Nie wspominając o odwodnieniu, które wręcz atakuje wodospadem!

Poranek wstaje pogodny. Przy naszym szałasie jednak wciąż jeszcze zalega cień i chłód.



Ale niebo jest niebieskie, a szczyty drzew oświetlone słońcem. Między szparami w belkach wpadają do wnętrza świetliste zajączki. Jak cudnie, gdy dzień rozpoczyna się w taki sposób!

Na przyzbie o poranku.

2006

2023

Ktoś może potrafi przeczytać co tu napisali owi Wikingowie?


Do zobaczenia chata! Za kolejnych 20 lat! Tak by los umożliwił nam dopisanie kolejnej daty na ścianie i kolejnej przygody w duszy!

Idziemy w górę. Zupełnie inna łąka niz wczoraj! Pełna kwiatów, ziół i widoków.



Acz pod butami ostro chlupocze!



No i nie wszędzie słoneczko dogrzewa. Tam chyba gdzieś jest Pilsko?


Takie szlaki to ja rozumiem! :D


Początkowo nie planujemy postoju na Miziowej, ale jest słońce, wiatr i długa belka - a tego nam właśnie trzeba do wysuszenia ciuchów.


W czasie jak bety schną to musimy się czymś zająć ;)


Pierwszy raz widzę takie piwo! Pewnie celowo taka relama, aby podkreślić "regionalność", a nalali byle co. Bo smak taki oględnie mówiąc średni.


Ludzi jest mało. Zaczynają się dopiero schodzić. Od strony Korbielowa ciągną istne pielgrzymki - pieszo, konno, z rowerami i hulajnogami.


My jedni idziemy w dół, pod prąd tej całej masy, sprawiającej wrażenie jednej wielkiej wycieczki zorganizowanej.



Mijamy kapliczkę.


Wszędzie wokół towarzyszy nam wizg pił. Ciekawe czy jak już wyrżną wszystkie drzewa to zabiorą się za znaki drogowe i latarnie? Bo łapy będą dalej świerzbieć?

W Korbielowie mijamy OW "Pilsko". Tu w 1989 roku byłam z rodzicami na wczasach. Byłam młodsza od kabaczka... Ośrodek jest wyremontowany na obecną modłę, ale zachował dawną bryłę.



Z tamtego wyjazdu najbardziej zapadły mi w pamięć dwie wycieczki - jedna do źródeł tego potoku, co się tu wali po drugiej stronie drogi. I druga, gdzie z jakimiś znajomymi taty szliśmy wzdłuż granicy i nieraz ją przekraczaliśmy zupełnie nielegalnie! Cóż to były za emocje! :)


Kawałek dalej spotykamy dwójkę starszych ludzi. Siwiuteńki dziadek i babuszka z owiniętym bandażem kolanem. Trzymają się za ręce i tuptają powoli w górę, często odpoczywając. Bardzo miło się do nas uśmiechają i mówimy sobie "dzień dobry". Różnych ludzi dziś spotykaliśmy, w róznym wieku i zmierzających przed siebie w rozmaitych sprawach. Ale wzrok tych jest szczególny, zwłaszcza mam wrażenie, że śmieje się do naszych spasłych plecaków. Wyglądaja jakby oni kiedyś też takie nosili, a nasz nietypowy na tej trasie wygląd przywołał jakieś miłe wspomnienia z odległej przeszłości.

Korbielów byśmy mogli przeciąć szlakiem na wprost. No ale musimy znaleźć sklep, bo następny to dopiero w Suchej za kilka dni. Sklepy są ponoć dwa - jeden kawał na lewo, a drugi kawał na prawo. Na naszej trasie możemy kupić jedynie ciupagi i futro ze sztucznej owcy. Wybraliśmy sklep na prawo, bo jest pod górkę, tzn. z cięższym plecakiem będziemy szli w dół ;)

Zaglądamy też do schroniska Chata Baców. Jedno z sympatyczniejszych schronisk jakie udało się spotkać ostatnimi laty. Jak za dawnych, dobrych czasów. Boazerie, drewniane okna i zapach bardziej leśnej chaty niż gabinetu dentystycznego. Jedynie ten podest jakoś nie bardzo pasuje do całości...


Mijaliśmy też drugi, bardzo podobny budynek, ale raczej już nieużywany, sądząc po stanie zarośnięcia.



I jeszcze taka miła chatynka w oczy wpadła.


W Chacie Baców zjadamy po ogromnym schabowym i solidnie posileni pniemy się górę. Jeszcze nie wiemy, że nasza trasa będzie sporo dłuższa niż zakładaliśmy...


Tuptamy przez daczowiska wypełnione łupaniem muzyki, z dużą domieszką melodii kosiarek, wiertarek i szlifierek - ot klimaty obecnej polskiej wsi. Jak jest cisza - znaczy wieś jest opuszczona!

Ależ tu jest nowocześnie! Nawet na szopie cały dach jest w panelach!


Na szczęście droga stopniowo traci na główności...





cdn

2 komentarze:

  1. Świetnie się czyta. Gratuluję talentu. Całość okraszona zdjęciami, które dodatkowo pięknie uzupełniają całość relacji. Przekaz ubogacają zdjęcia wspominkowe. Wszystko na luzie, z pozytywnym nastawieniem. Podziwiam.

    OdpowiedzUsuń