bubabar

wtorek, 14 lipca 2020

"Ściana Zachodnia" cz.5 - Młynki i Niesłysz (2020)

W lubuskich lasach siedzi wiele miejsc, gdzie niegdyś były wioski, przysiółki czy jakieś inne leśne osady - a teraz już ich nie ma. Zniknęły w odmętach przeszłości i zostały po nich głównie nazwy na mapach. Ponoć nieraz zostały też ruiny domostw, podmurówki, piwniczki czy rozrzucone po wykrotach jakieś resztki ceramiki czy żelastwa. Pewnie mieszkając tu gdzieś w rejonie, to weekendowo byśmy poodwiedzali wszystkie te wioski. A tak - postanawiamy wybrać sobie jedną. Pada na taką, gdzie niegdyś był młyn. Młyny zawsze mają w sobie coś tajemniczego, a poza tym są duże, solidne, więc może zostaje z nich więcej niż po zwykłej chałupie?

Już od początku wycieczki jakoś nie dopisuje nam szczęście - zaczyna lać. Jakoś lato w tym roku jest nieszczególne, zimne i mokre... W czerwcu to powinny być upały po 40 stopni, a nie mokry kaptur na pysku i sweter pod spodem!


Mijamy taki kwiatek. Nie wiem co to za gatunek, ale kojarzy mi się jakoś ogrodowo. Może uciekł z ogródka jakiejś wsi? Takiej, której już nie ma?


W miejscu naszej poszukiwanej wsi nie ma praktycznie żadnych pozostałości po dawnych latach. Może lato nie jest dobrą porą na szukanie takich miejsc? Bo wszystko zarasta i widać tylko busz roślinności? Są tu jedynie bagienka i rozlewiska.. Spomiędzy mchu wystaje tylko ceglany murek.


Była taka piosenka "Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie". Tu wprawdzie nie wsiadł, ale wysiadł, nie "do autobusu" tylko "z busia". No i te "człowieki" były dwa :) A reszta się mniej więcej zgadza ;)


Zaglądam pod ceglany murek. Ot, taki tunelik - przepust wodny pod drogą.


Teren omszały prawie równomiernie.


Ziemne pajęczyny udekorowane tysiącami kropel. Pająkowi się to pewnie niezbyt podoba, ale mi tak! ;) Czasem wycieczka lasami w deszczu też ma swoje uroki! Mimo mokrych butów i stróżki wody wpływającej stopniowo za kołnierz... Tak dla wynagrodzenia wszelakich niedogodności







Już na powrocie, już prawie przy busiu i całkiem przypadkiem (bo idąc na kibelek w krzaki) namierzamy ciekawe miejsce. Kanał, a za nim zabudowania.



Gdzieś tu, prawie spod nóg, zmyka nam sarna. Ale nie to jest tu najciekawsze. Są tu resztki drewnianego mostu! I na każdym z pozostałych słupów wyrosło drzewo! Drzewa nawodne! Na szczudłach sobie stoją! Coś niesamowitego!



A wieczorem zawijamy nad jezioro Niesłysz. Nie od Przełazów czy Niesulic. Od drugiej strony, gdzieś od Borowa, tam gdzie na mapie jest najbardziej zielono.




Namierzamy tu biwakowisko. Początkowo mamy wrażenie, że jest tu bardzo tłocznie, bo wszędzie stoją przyczepy kempingowe.



Ale większość z nich jest jakby opuszczona, a przynajmniej dzisiaj nie używana. Chyba ludzie sobie je tu zostawiają i przyjeżdżają na weekendy albo wakacje? Dziś jesteśmy tu sami. Tzn. nie tak do końca... Odwiedza nas łabędź ze skręconym karkiem, który prawie włazi do ogniska. Nie wiem czy mu zimno czy pragnie zostać naszą kolacją? Coś kiedyś go chyba złego spotkało. Ma bardzo dziwnie wygiętą tą szyje.


Wieczorne klimaty. Gdzieś tam w oddali majaczą światła nadwodnych zabudowań. Nas spowija tylko ciemność... No, może poza pełgającym ogniskowym kręgiem! ;)


Rano łabędź przypłynął też na śniadanie, z kolegą (jest więc dowód, że jednak go nie zjedliśmy wieczorem ;)


Długo tez obserwujemy kaczkę łyskę z potomstwem. Jak toto biega, skacze, pluska, piszczy, spada z konarów na łeb. Kabak kiwa głową: "Widzisz mamo.. To nie tak, że ja jestem niegrzeczna. Wszystkie dzieci są takie same" - dodaje z dumą!








Wreszcie można wywiesić pranie!


Nasz parking w komplecie!


W końcu i jacyś ludzie pojawiają się na horyzoncie, ale ilościowo na szczęście dalej przegrywają z wodnym ptactwem ;)




cdn


1 komentarz:

  1. Bardzo piękny sposób na życie i jeszcze można zainspirować innych. Podziwiam, pozdrawiam MK

    OdpowiedzUsuń