A ja mam nowy cel w życiu - odwiedzić wszystkie bytomskie podwórka i bramy. Zajrzeć tam zanim się zawalą albo ktoś je zamknie albo odremontuje... Póki są zawieszone, w takim jak obecnie, malowniczym półtrwaniu. Zdaję sobie sprawę, że ten stan jest niestabilny i muszę się spieszyć... Jedno jest pewne - domofon to mój największy wróg! ;)
Długo się zastanawiałam jak posegregować czy usystematyzować nasze zdjęcia, wspomnienia czy przygody ze szwendania się po tych zaułkach. W końcu doszłam do tego, że się nie da... A nawet jakby się dało - to nie odda to chaotycznego klimatu naszych wędrówek. Bo bardzo często będąc na jakimś podwórku - totalnie nie wiemy gdzie jesteśmy, pod jakim adresem - i gdzie wyjdziemy. Bo wchodząc jedną bramą - niejednokrotnie wychodzimy na główne ulice kilka przecznic dalej. Bo mijamy labirynt wewnętrznych kamienic, których fasady nie wychodzą na ulice, przeskakujemy murki oddzielające kiedyś coś od czegoś, kręcimy się po pustych lub zarośniętych placykach, gdzie niegdyś stały jakieś zabudowania. Często robiąc zdjęcie jakiegoś miejsca - nie umiałabym trafić w nie ponownie. Ot - spacer po miejskim labiryncie :) Jedno jest pewne - listonosz to ma tu przerąbane! ;)
Włócząc się po podwórkach i bramach spotkaliśmy wiele ludzi, były różne przygody i zabawne sytuacje. W większości przypadków już nie pamiętam, która scenka była na jakim dokładnie podwórku. W relacji są więc one przemieszane i dobrane losowo - bo mogły się zdarzyć wszędzie... Wszelka zbieżność osób i miejsc jest przypadkowa.
Bytomskie podwórka są owiane niekoniecznie dobrą sławą. Tak się rodzą legendy... Wielu ludzi przestrzega przed takimi spacerami, że niebezpiecznie, że żule, że Cyganie, że narkomany. Że lokalsi niekoniecznie są przychylnie nastawieni, nawet do kogoś z drugiej części miasta. Ktoś mi nawet mówił, że "tu są strefy” - cokolwiek by to znaczyło. Że powiedzenie, że jest się z Miechowic - może wyjść na gorzej, niż by się powiedziało, że się pochodzi z Honolulu ;) Ja tam zazwyczaj uważam, że prawdę łatwiej obronić ;) Póki co nie mieliśmy szczególnie niemiłej czy niebezpiecznej sytuacji w czasie naszych podwórkowych wycieczek. Było może kilka takich “na granicy”, ale zawsze udało się jakoś wybronić i rozmowę sprowadzić na właściwe - przyjazne i wesołe tory.
W większości przypadków łazimy po podwórkach chyba w dobrej ekipie - bo ja, moi rodzice i kabaczek (lat 4). I tak jak mam wrażenie, że samotną dziewczynę może ktoś wciągnąć do piwnicy, samotny chłopak może w mordę zebrać, a rodzinę, która wygląda jakby poszła po obiedzie do parku na spacer i nagle ją coś teleportowało w największy zaułek - raczej nikt nie ruszy. To trzeba by już naprawdę trafić na jakiegoś dewianta i osobę skrajnie zdegenerowaną - a takich na szczęście nie ma zbyt wiele. Często więc na twarzach młodzieńców podpierających bramy czy stanowiących ciągłe finansowanie popularnych browarów - widzimy jedynie niedowierzanie i rozterkę: “A ci tu k… co?? Z księżyca spadli? Zabłądzili?”. Kilkakrotnie nas pytali czy nie pomóc, albo czego szukamy. Odpowiedź, że szukamy ulicy X numeru Y tym bardziej wprawiała ich w zakłopotanie (zwłaszcza jak podajemy ulice z drugiego końca miasta ;)
A tak naprawdę - te opowieści o “niebezpieczeństwach” to muszą być całkiem wyssane z palca. Miałam okazję również zapuszczać się w te podwórka z koleżanką - tzn. dwie baby i jeszcze wysiadałyśmy z auta na sosnowieckich blachach ;) Czy w ogóle można mieć gorsze wejście? ;)
Na dzisiejszym spacerze w podwórka wchodzimy z ul.Dworcowej - a wychodzimy nieraz na Powstańców czy Jagielonskiej.
Jedno z podwórek typu “studnia”. Z ciekawymi nieregularnymi balkonikami. Część z nich siedzi w siatce. Albo się osypują albo ktoś tam hoduje kota o przeznaczeniu wyłącznie poduszkowym ;) Na jednym z balkonów rosną już całkiem dorodne drzewka! Chyba samosiejki - bo raczej przypuszczam, że nikt nie hoduje takowych w doniczce.. Choc kto wie?
A tu mix balkonu z zewnętrznymi schodami. Nie wyczailiśmy czy to fragment klatki schodowej czy trasa alternatywna?
Tu kolejne podwóreczko, o ciekawym deseniu powygryzanego betonu.
Acz najbardziej zastanowił nas ten wystający pokoik? Zabudowany balkonik? Kibelek? Malutkie toto, z okienkiem, wyraźnie “wypiętrzone” poza równą ścianę kamienicy. Musieli mieć w tym jakiś cel!
Jedna z wąskich, wewnętrznych uliczek prowadząca wgłąb labiryntu…
Docieramy do muru. Za nim kolejne podwórka, przynależne już innej ulicy. Dziś mur nas zatrzymał. Wracamy tą samą drogą. Na kolejnych wycieczkach nieraz takie mury juz nie będę dla nas przeszkodą w dalszej eksploracji ;)
Cudnie obrośnięta bluszczem ściana! Ciekawe ile lat ma to pnącze?
Albo taka ścienna kępa!
Obła baszta! Jak w prawdziwym zamku! Ciekawe muszą być wewnątrz pokoje!
Lubię zaglądać ludziom na balkony ;) Zwłaszcza w miejscach, gdy nie są one przymusowo ujednolicone, tak jak na osiedlach.. Gdy każdy z nich jest inny i opowiada swoją własną historię.
Wewnętrzne garaże… Chyba już nieużywane do celów standardowych...
Kolejny budynek we władaniu malowniczych pnączy!
Różnobarwne zaułki…
Tu chyba kiedyś był sklepik?
Kolejna wewnętrzna uliczka, o której istnieniu nie mieliśmy pojęcia...
Paprocie pnące? Dzielne są skubańce! Tak bujnie wyrosnąć w tak niedogodnym miejscu! Gdzie to korzonkami się połapało! :)
Tu chyba jeszcze niedawno było więcej budynków… Coś zniknęło, ale w przestrzeni jeszcze czuć tego obecność… Coś jeszcze nie do końca wymazało się, jeszcze czuć zapach, jeszcze widać zarys…
Zaułek sportowy. Nienawidziłam gry w kosza - to tu bym się chyba skusiła!
Malownicze bramy giganty o łukowatych sklepieniach...
Wewnętrzna kamieniczka o ciekawym kształcie..
Zestaw wypoczynkowy Żanety i Matiego!
A siedząc na innej kanapce można sobie dłubać przy aucie!
Tu był i “club”, i “kebabownia”, i księgarnia. Dziś nie wyglądały już na czynne…
Jedynie ten miły mały zakładzik przetrwał. Szewc chyba?
Bogato rzeźbione fasady gdzieś w rejonie placu Sikorskiego. Stąd też zaglądamy w kolejne bramy.
Cieniste podwóreczko w klimacie zdecydowane ceglanym!
Podniebny zagajnik!
Klatki schodowe o malowniczo wycinanych, rzeźbionych czy żłobionych elementach - schodach i poręczach. Ażurowe koronki i metalowe wywijaski. Teraz to by się raczej nikomu nie chciało wprowadzać takich finezyjnych upiększeń!
Często tu napotykamy lekko kręcone schody…
Jednak i w starym budownictwie niektóre klatki schodowe są dużo prostsze w formie.
A tu bum! Nagle wyrosła przed nami biała ściana… Jak jakaś fatamorgana.. Jak jakiś błąd w krajobrazie, który z niewiadomych przyczyn się “nie wczytał”... Jak specjalnie przygotowany ekran, żeby wyświetlić na nim film... (aż podeszliśmy pomacać czy to miejsce istnieje naprawdę czy tylko wyobraźnia płata nam figla? Jakoś tak namacalnie brakuje na nim okien, drzwi, życia...
Na zakończenie wycieczki wizyta w naszym ulubionym mlecznym barze na Dworcowej! O tej jadłodajni i spektaklach tam zachodzących - można by napisać osobną relacje! Może kiedyś? :)
cdn
Bliskie mi tematy :)
OdpowiedzUsuńKochane dziecko macie :)
Pozdrawiam serdecznie
Pozdrawiamy! :)
UsuńNa Dworcowej łaziłem do mlecznego Centralnego(jak jeszcze był) głównie na pyszne gołąbki :)
OdpowiedzUsuńA kiedy ten bar funkcjonowal? Chyba nigdy nie mialam okazji w nim byc - a szkoda bo lubie gołąbki!
UsuńP.S. Ale masz fajny awatar! :)
Dzięki - to jest Czeburaszka z którego po polsku zrobili Kiwaczka. Dawno temu taka radziecka bajka była (http://www.nostalgia.pl/kiwaczek)
UsuńCentralny na pewno jeszcze istniał około roku 2000 już jako "normalny" bar. Zerknąłem na street view i wychodzi na to, że według zdjęcia z 2017 teraz tam jest "Bar Rarytas" - w każdym razie odcinek między dworcem a Moniuszki.
A jaaaaaaaaakie wielkie te gołąbki były........:)
Ja uwielbiam Czeburaszke - mam z nią koszulke i cztery maskotki! :) Jakos mnie urzekło to stworzenie! :)
UsuńA to moze ja kiedys bylam w Centralnym? Tylko jakos ta nazwa mi umknela? Bo do baru Rarytas chodzimy czesto!
Było się w wojsku w Bytomiu w 2000/1.Zawsze się wracało nocą z duszą na ramieniu przechodząc obok tych bram.Dworcowa,Piekarska,Mickiewicza,Piłsudzkiego były niezłe klimaty.Nie wiem jak dziś,być może już nie ma takiej patologii
OdpowiedzUsuńJa w latach 97-2001 chodzilam do liceum na Żeromskiego. I nieraz wieczorami wracalam uliczkami do dworca autobusowego. Nie czułam szczegolnego niepokoju, acz raczej zadna sila by mnie wtedy nie zmusila aby wlezc w ciemne czeluscie bram i podworek ;)
Usuń