Dziś wybrałyśmy się z koleżanką na wycieczkę, celem zwiedzania zaułków Górnego Śląska. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy Karolina zaproponowała zwiedzenie “galerii sztuki”! Na usta pchało mi się coś w stylu “ale k… dlaczego????” Udało mi się nic nie powiedzieć, ale przypuszczam, że na gębie miałam wypisane całkiem dużo ;) No kurde… Mieliśmy zwiedzać rozwaliska, ruiny i zakazane dzielnice, pogoda jest piękna, przyświeca lipcowe słoneczko - a my pójdziemy się gapić na jakieś obrazy pod dachem??? Cały dzień psu w d…! No ale dobra. Karolina dziś jest “organizatorką wycieczki” i skoro jej na tym zależy - to ok… Poza tym pojawiła się jakaś nutka ciekawości - w końcu Karolina ZAWSZE zabierała mnie wyłącznie w ciekawe miejsca…
Samo miejsce owej “galerii” już z lekka napawało optymizmem - stare poprzemysłowe budynki. Odnowione wprawdzie, ale zawsze coś.
I powiem tak… Ciężko się przyznać przed samą sobą do pomyłki, do złego oszacowania sytuacji i do tego, że dotychczas g… się wiedziało o świecie… Bo miałyśmy tam być chwilkę, a minęło chyba parę godzin… A pozostałe punkty zwiedzania zeszły jakoś na dalszy plan… Miejsce okazało się być na tyle ciekawe i przede wszystkim inne od wszystkiego co do tej pory widziałam, że ten fragment dzisiejszej wycieczki zdecydowanie najbardziej zapadł mi w pamięć.
Miejsce to nazywało się “Galeria Sztuki Naiwnej”. Nie jest to coś stacjonarnego, to wędrowna kolekcja przemieszczająca się tu czy tam. Teraz na miesiąc czy ileś tam osiedliła się na Śląsku.. I co ciekawe - marzyły mi się na dzisiaj prawdziwe klimaty Śląska z dawnych lat - okopcone podwórka, żulerskie zaułki, dymiace kominy, chlewiki i zapadłe bramy, gdzie postronni ludzie o zdrowych zmysłach raczej z własnej woli nie zaglądają. I spora część prezentowanych tu obrazów właśnie takiego Śląska dotyczyła. W dużej części przedstawiała Śląsk, którego już nie ma… Takiego z omami na ławeczkach, gołębiorzami, kurami i kozami hodowanymi w przyfamilokowych kamerlikach i niebem gęsto zasnutym dymami kominów… Takiego Śląska z moich dziecinnych wspomnień - który nie był ani opuszczony, ani odpicowany… Bo teraz jakoś się tak przyjęło, że tylko te dwie opcje są możliwe…
Kurcze! Praktycznie każdy z tych obrazków bym sobie chętnie powiesiła na ścianie - i patrzyła na niego codziennie! :)
Piękno familokowych zaułków w pełnej krasie! Z lepszych czasów - gdy dym nie powodował smogu, gołębie nie przenosiły zarazków, dzieci nie łapały kleszczy na trawie, a ludziom się jakoś mniej w życiu spieszyło….
Miejsca, gdzie jest dużo kotów i pająków zawsze mają właściwy klimat!
Tu jakiś festyn strzelecki w cieniu hałd i kominów.
Nie wiem gdzie jeździła taka kolejka - i jeszcze zabierała pasażerów?
Kolejna kolejka.. Chyba wąskotorówka.. Tak w centrum miasta?
Tu bardziej drezynowo ...
Msza polowa przy leśnej kapliczce…
Diabelskie wnętrze huty… Takiej, jak ta, do której kiedyś wjeżdzał ogólnodostępny tramwaj… A ja mając kilka latek, z nosem przyklejonym do szyby, zaglądałam do martenowskich pieców...
Tu też scenka przemysłowa. Nie wiem co pan w białym kasku trzyma w ręce - chyba raczej nie pisze smsa ;)
Tutaj chyba dzieje się coś niedobrego na dzielnicy.. Uliczny malarz spierdziela, babiny się modlą, stoją jakieś barykady na podwórku? Nawet słoneczniki z pewnym niepokojem zerkają zza płota…
Powrót z jakiejś majówki? A może po prostu spacerek?
A to zupełnie jak pocztówka! Widzę kilka podwórek gdzie chętnie bym wlazła, poznakomić się z nimi trochę bliżej.
Utopce straszą nad stawem w księżycowe noce!
Drewniany kościółek… taki pachnący bejcą albo innym impregnatem!
Kamieniczka opleciona bluszczem...
Gołębie, stadko kur, koleś z flaszeczką… Aż słychać z tego obrazu gruchanie, ujadanie psa i terkotanie kopalnianych szybów…
A tu dźwięk trąb odbijających się echem od budynków...
Sklep? Czy prywatna piwnica? Na pewno odchodzi tutaj deptanie kapusty!
A tu kolejne deptanie w domu. Pod czujnym okiem dziadka i ściennego Jezusa.
Przelot nad jesiennym Śląskiem. Zwraca uwagę ilość zieleni… Teraz to ¾ już wyrżneli :(
Domowe winko stoi - czemu więc nie degustują? A może właśnie się skończyło i stąd ten smutek? ;) Albo skisło? Strasznie lubię, gdy tak garnuszki wiszą na ścianie!
Zaułek w klimatach nieco ponurych…
Podwórko! Dokładnie takie jak z moich wycieczek po Bytomiu! Takie samo! :)
I kolejne klasyczne śląskie podwórko… A nie, czekaj.... ;)
Przyjechały karuzele!
Jak ja lubiłam chodzić z babcią do magla!
Spora część życia toczyła się niegdyś w czeluściach klatek schodowych…
Wieczorne opowieści do poduszki…
Grill na działce, w cieniu kominów.
Węgiel, rury, cegły, jakby stary podkład kolejowy… same przyjemne dla oka rzeczy!
Kwiaty płyną rurociągiem...
Ten kościół to mi się jakoś z Tułami na Opolszczyźnie skojarzył!
Tu dla odmiany jakieś miasteczko, bardziej mi się kojarzące z Dolnym Śląskiem.. Sielskie letnie popołudnie.. upał, bzyk owadów, pranie łopoczące na sznurku, pachnące słońcem i wiatrem, bulgoczący odgłos pluszczących się dzieci... i chłód ciemnych bram...
Tu bardziej na wiejsko.. Bohaterem ujęcia jest według mnie ryba!!!!! :)
Przy niektórych rysunkach zwraca uwagę nietypowa technika wykonania - tu np. taka cegiełkowa?
Te rysunki przypominają mi nieco jeden zeszyt - znaleziony niegdyś w opuszczonym domu w Brzegu. Ja pinkole - jaką ktoś musiał mieć cierpliwość, tak krateczka po krateczce… Albo opanowanie i zacięcie - albo dziwny stan umysłu!
Są mozaiki, których nie powstydziłby się żaden ukraiński przystanek autobusowy z dawnych lat!
Albo dzieła z guzików!
Kreseczkowo…
Na wygryzionych deszczułkach...
Faliście i z lekkim zawrotem głowy... Jak w krzywym zwierciadle...
Klimaty zaczarowanego lasu i śródleśnych polanek… trochę jak na prochach? trochę jak z chorego snu?
Zwisając z gałęzi...
Gdzieniegdzie solidnie zawieje moim ulubionym aromatem poradzieckiego wschodu…
Nieraz zaleci prawdziwą egzotyką i aromatem odległych krain!
Trzcinozbieracze…
Tajemnica zabłąkanego niebieskiego kota ;) Gdzie żesz tego nieszczęśnika przywiało? Choć, patrząc po jego minie - może mu się nawet podoba?
Skłębione bazary Czarnego Lądu…
Czy obraz może być pełen zapachu i zgiełku?? Chyba może! Od samego patrzenia człowiek robi się nieco zmęczony tłumem, tumultem i mimowolnie zaczyna pilnować portfela… Im dłużej się patrzysz - tym więcej szczegółów wpada w oczy… to jaszczurka na pniu, to baba, której się rozsypały owoce, to próba forsowania płotu.. Ale ponad wszystko zachwyca transport - kur, świń! wszystkiego! Szkoda, że nie potrafię zrozumieć napisów.. Biorąc pod uwagę ich mnogość - one zapewne też grają tu ważną rolę...
Nie tylko obrazy tutaj zgromadzono. Wszelakie inne konstrukcje z materiałów różnistych.
Kurde! W jednym miejscu mieć, naraz, zgromadzenie wszystkich klimatów, które uwielbiam! Dymu śląskich kominów i zaułków familokowych podwóreczek, poradzieckiego wschodu, nostalgii za przeszłością, bazarów i autobusów z kurami na dachu, artystycznych instalacji z materiałów wtórnych i wielobarwnej, zmiennokształtnej psychodeli jak na jakiś dobrych grzybach ;) Różni ludzie nieraz mi mówili, że moje zainteresowania i ulubienia są niespójne.. A tu proszę - potrafią się one spotkać w jednym, zakręconym miejscu! Wszystko zgromadzone pod jednym dachem :) Bo wbrew pozorom te wszystkie eksponaty coś łączy... Nie wiem czy jest to feeria kolorów i kształtów? Czy może brak uporządkowania, powtarzalności, sterylności i równiusiego układania świata pod linijkę - czegoś co strasznie mnie męczy i irytuje we współczesnym świecie?
Wychodząc stąd ma się w głowie chaos... Taki totalny kalejdoskop wrażeń, jaki często towarzyszy wyjazdom i przygodom o nieco zbyt dużej intensywności. Przesypujące się obrazy, których nijak nie możesz posegregować... Gdy zamykasz oczy a wszystko wiruje - i nie wiesz czy spadasz w otchłań jakiegoś krateru bez dna, czy właśnie na obłoczku unosisz się w przestworzach ;)
A to jeszcze nie koniec! To dopiero sam początek naszej dzisiejszej wycieczki po zaułkach Górnego Śląska - więc wrażeń będzie przybywać... Będzie trzeba je gdzieś upychać :)
Uwielbiam takie stare podwórka. Najlepiej jak po drugiej stronie są takie przybudówki, drewutnie, węglarki. Ciemna i dudniąca klatka schodowa, wilgotny zapach piwnicy, łopot gołębich skrzydeł, w otwartych oknach powiewające firanki, czasem jakiś rachityczny kwiatek w doniczce.
OdpowiedzUsuńI różne głosy, ktoś gdzieś gra, śmieją się dzieci, jakaś kłótnia z oddali, gruchanie gołębi. Ginące piękno odpadającego tynku i wychodzących z pod niego cegieł o różnych odcieniach. Fajne klimaty, super galeria.
Napisy na obrazie z osłami i wozami:
OdpowiedzUsuń"Niech żyje bawełna". "Białe złoto". "Izba komercji, przemysłu i rolnictwa wita prezydenta Blaise'a Compaore dla jego wsparcia". "Koordynacja departamentalna Sofitex. Uwaga wiejski świecie: nowy powód, aby uwierzyć Blaise'owi Compaore i Tertusowi Zongo".
Nie wiem, czy poprawnie przetłumaczyłam, ale wyczytałam w internecie, że ten Blaise Compaore był rzeczywiście prezydentem afrykańskiego państwa, gdzie wybuchło powstanie w 2014 r. i on uciekł na Wybrzeże Kości Słoniowej.
Obraz z niebieskim autobusem:
"Poranek w Boromo". "Problem bez rozwiązania nie jest problemem". "Życie jest trudne dla ryby, która nie jest już w wodzie". "Kto zna ojca psa?" "Kto żyje bez błędów?"
Tam gdzie dzieje się "coś niedobrego" to pewnie tzw. powstania śląskie - ludzie mają biało-czerwone opaski na rękach.
OdpowiedzUsuń