bubabar

poniedziałek, 1 września 2025

Góry Łużyckie cz.1 (2025) - Stříbrný vrch, Zlatý vrch

Koniec kwietnia. Wszędzie kwitną łany rzepaku. Pogoda wręcz letnia! :) Ruszamy w stronę Czech. Po drodze przystanek w jakiejś jednej z wielu dolnośląskich wsi - przy opuszczonej stacji benzynowej.


Droga długa, więc dopiero późnym popołudniem dojeżdżamy do naszego celu - na sam koniec miejscowości Liska. Obłędnie wąska, asfaltowa droga rozszerza się i zmienia w szuter. Kończą sie drewniane domy i zaczynają pola. Przylegający do łąk niewielki placyk pełniący funkcję parkingu będzie naszą noclegownią.


Długie cienie kładą się już po drodze. Dobrze, że nie mamy daleko!


Mijamy pomnik, a w tle cel dzisiejszej wycieczki - wulkaniczna skałka zwana Zlatý vrch.


Już u podnóża pojawiają się całkiem ładne widoki :) Soczysta wiosenna zieleń, połączona z ciepłymi kolorami wieczoru.


Na skraju lasu stoją resztki jakiś dawnych zabudowań. Najbardziej wygląda to na pozostałości po kamieniołomie, który chyba kiedyś tu działał, ale pewności nie mamy.


Jeden z budynków to taka całkiem spora bryła betonu.


Zbocza Zlatego vrchu porasta las, próbując pełzającymi korzeniami jakoś się uchwycić skał.


Zaczynają się te wszystkie "organy", gołoborza, bazaltowe słupy - różniste zastygłe lawy, typowe dla moich ulubionych "ostrzyc".


A to już szczyt.


Niewielka, ale fajna widokowa skałka.


Niestety zalega już na niej cień. Nie powygrzewamy się... Trochę jednak za późno przyszliśmy.


Pasiemy więc chwilę oczy ciepłem kładącym się jeszcze po okolicznych zboczach i zmywamy się w poszukiwaniu resztek słońca! Kwietniowe wieczory jednak jeszcze nieprzyjemnie kąsają zimnem!


Gdzieś tam w dali majaczy Ještěd ze swoją wielką szpicą.


Trza powyciągać ciepłe swetry - nie ma rady!


W dół, w poszukiwaniu wygrzanych zboczy!


O! Na tej beli możemy sobie jeszcze przyjemnie posiedzieć, w blasku ostatnich promieni. Tylko czemu toperz poi jenota nalewką? Może futrzak coś wspominał, że mu zimno? ;)


A co to za tajemnicza ekipa macha z oddali? Jakieś podejrzane typy!


Wychodzimy na łąki ścielące się między Stříbrnym a Zlatým vrchem.


Jest tu jakiś dziwny, podwójny kabel, przegradzający całą polanę. Na wszelki wypadek staramy się go nie dotknąć.


A na tą górkę wybierzemy się jutro! :)


I teraz pytanie - zdążymy na ten Stříbrný wyleźć na zachód słońca czy nie zdążymy??


No i się udało!


I to nawet ze sporym zapasem! :)


Jakoś tak nienaturalnie i cukierkowo się wokół zrobiło.


Miło posiedzieć na czubku skałki!


Telefon w ręku młodzieży niekoniecznie musi oznaczać brak kontaktu z rzeczywistością.


No i dzień się ostatecznie skończył...


Od razu robi się koszmarnie zimno, para bucha z pyska, a naciągnięcie na siebie wszystkich targanych szmatek - nic nie pomaga! Dobrze, że mamy 3 termosy pełne gorącej herbaty!


Albo w jeszcze innych napojach nadzieja!


Nawet jenoty zmarzły! Mimo tak solidnego futra?


W taki wieczór tylko jedno może nas uratować! OGNISKO! :) Dobrze, że zawczasu, za światła, obczailiśmy fajne miejsce. W cudnym brzeziniaku, z widokiem, na skraju urwiska. Cóż chcieć więcej?


Ciemna noc powoli otacza małą polankę zawieszoną nad ścianami dawnego kamieniołomu. Od strony lasu dodzą jakieś dziwne chrząkania, ale w świetle latarki nic nie widać - oprócz pokręcnych korzeni i kamulców. Czasem też jakby kamień odrywał się z osuwiska i z kląskanio-bulgotaniem leciał w dół. Nocne ptaki niekiedy się odzywają, ale raczej pojedynczo i z oddali. Świecą tylko gwiazdy, odbłyski bliższych i dalszych wiosek - no i nasze wspaniałe ognicho! :)


Trochę żałujemy, że nie przynieśliśmy tu namiotu, ale w busiu jednak będzie cieplej.




Tydzień później znów wracamy w te okolice. Przez polanę z kablem przechodzimy o sporo wcześniejszej porze, przyglądając się płaskim szczytom okolicznych gór.


Głównym celem jest zajrzenie pod Stříbrný vrch od dołu, by obejrzeć urwisko z bazaltowymi słupami. Ostatnio zabrakło nam na to czasu. Warto było tu przyjść! Solidna skarpa!


Idąc do kibelka namierzam gołoborze. Jak to zawsze za krzaczek trzeba brać aparat!


Nad morzem niektórzy budują zamki z piasku, a w górach można z kamieni! Ten akurat nie naszego autorstwa, znaleziony przypadkiem, ale na tyle przypadł nam do gustu, że zamieszkał tam nasz ślimaczek! :)


A potem tuptamy na znane i lubiane miejsce ogniskowe. Ale jakże jest dziś inaczej niż tydzień temu! Wieczór jest ciepły, wręcz duszny.


A wracając do busia, już w zupełnych ciemnościach, mamy ciekawe spotkanie. Najpierw słyszymy szuranie w krzakach, a potem jakieś bardzo dziwne odgłosy - ni to chrumkanie, ni to meczenie, ni to stłumiony chichot. I tupot na drodze, który przenosi się w tupot na skale - tej pionowej kamieniołomu. Świecimy na skałę, a tam w jej połowie - świecące oczy! Po dokładniejszym przyjrzeniu wychodzi, że to jakieś baranopodobne stworzenie, z zakręconymi rogami. Chyba więc muflon. Ale że muflony tak zapychają po skałach jak kozice??


cdn