bubabar

niedziela, 21 stycznia 2024

Dwa razy kajakiem po Oławce (2023)

To nie wielka wyprawa śladem odległych krain. To rzeka, która przepływa przez nasze miasto. A w odróżnieniu od Odry (będącej świadkiem wielu spacerów, ognisk i biwaków) - tą latami traktowaliśmy jakoś po macoszemu. Ot monotonny kanał walący przez centrum...
To co mamy w zasięgu ręki potrafi bardzo zaskoczyć, a pozory często mylą.

Zaczyna się niepozornie. W miejscu, które dobrze znamy i mijaliśmy setki razy.




Jednak dopiero w tym roku po raz pierwszy się dowiadujemy, że można tu wypożyczyć kajaki na spływ do Siechnic.


Zaczyna się normalnie - ot taka rzeka jakiej się spodziewaliśmy.



Dzielna ekipa w komplecie! :)


Płyniemy... Brzegi stają się coraz mocniej zarosłe tatarakiem. Gęsty tunel szuwarów momentami zamyka się nam nad głowami. Prześwit pomiędzy bujną roślinnością niekiedy spada poniżej metra i jest dokładnie taki, że mieści się tam jeden kajak. Z trzcin sypią się na nas dziwne robaczki - jaskrawo zielone, maleńkie gąsieniczki, które wprawdzie nie gryzą, ale poruszając się straszliwie łaskoczą. Wodne trawy falują w toni lub płyną po powierzchni, próbując wyprzedzić nasze pływadła.

Przez prawie 4 godziny nie widzimy ludzkich osad. Jedynie mosty i druty przypominają nam, że otacza nas cywilizacja.








Czasem na trasie występują urozmaicenia np. widać drzewa.




Pod jednym takowym, malowniczo wygiętym, robimy sobie popas. Ogólnie mało jest miejsc, gdzie można dogodnie przybić do brzegu i w miarę suchą nogą wyjść na ląd.




Mijamy też sporo suchych drzew, zastanawiąjąc się co jest przyczyną ich padnięcia. Czy za bardzo je podlewa i korzenie im przegniły? Czy może okresowo woda w rzeczce jest, oględnie mówiąc, niezbyt czysta, bo coś spuścili?






Są też gdzieniegdzie suche trzciny.



Pewnie by się nieźle jarały. Oglądałam kiedyś taki przerażający filmik, chyba znad delty Dunaju, gdzie łodzie płyną wąską odnogą, a po bokach płoną trzcinowiska. Do tego dym i blask odbijający się w wodzie. Jak z innego świata - widok upiorny, acz mający w sobie też coś fascynującego (zwłaszcza jak się podziwia siedząc w fotelu). Biorąc pod uwagę, że filmik trafił do netu - to chyba jednak przeżyli.

W płytszych zatoczkach możemy się nacieszyć pływającymi liśćmi jakiś grążelopodobnych roślinek.





A tu jakiejś rzęsy narosło.


Bardzi mnie też cieszą kłęby wodnej trawy, z której staram się robić wszelaki użytek!




Używam jej też do maskowania kajaka. Bo on taki plastikowy, z jakimiś numerkami/napisami - psuł mi zdjecia! ;)




Z ptactwa tylko jeden łabędź się trafił. Bobrów czy jakiś innych wydrowatych też nie stwierdzono.


Drugi raz wyłazimy na skarpę wśród pól.



Krajobraz urozmaicają czasem mijane mosty.




Zaraz za kolejowym kończy się nasz spływ. Bo dalej jest jaz.


Kilkanaście lat temu doszło tu do wypadku - kajak przegapił miejsce parkowania i zleciał z jazu. Roztrzepani kajakowicze przeżyli, natomiast organizator spływu, który skoczył im na pomoc już nie... Daje do myślenia, że taka mała, spokojna, sielankowa rzeczka też czasem pokazuje swe mroczne oblicze i zapoluje na jakąś ofiarę...

Jazy, nawet te malutkie, są szczególnie wredne i owianę złą sławą, bo z dużą siłą wciągają pod wodę i potem mielą w kółko tym co chwyciły w swe łapska. Ponoć, żeby się wyrwać z takiego jazowego kołowrotu trzeba nie płynąć ku powierzchni, ale jak najblizej dna, bo tam siła wody jest mniejsza. No ale widać nie jest to takie proste...





Mija kilka dni jak znów wracamy na Oławkę. Tym razem w innej nieco ekipie, bo kabak został u dziadków, a nam będzie towarzyszyć tata i brat toperza.

Od rana zarzucają nas alertami: "Dziś upiorny upał. Unikaj słońca, wysiłku fizycznego i odwodnienia". Zrezygnuj z życia - tak będzie dla ciebie najbezpieczniej....

Stoimy pod drzewem. Leje. Krótki acz intensywny opad z pluskiem uderza w rzeczną toń i okoliczne szuwary. Ciemne barwy horyzontu i chłodny wiatr będą nam towarzyszyć cały spływ. Ot - równoległe rzeczywistości z ekranu telefonu i świata namacalnego znów się totalnie rozjechały. Zresztą nie pierwszy raz...

Ponowne spotkanie z naszą rzeką jest więc krańcowo inne niż tydzień temu. Zniknęły robaczki i duszny aromat butwiejących roślin. Jest ponuro, jakby trochę jesiennie. Mroczne tunele trzcin i granat szybko sunących chmur. Suche konary nadbrzeżnych drzew wyciągają się ku niebu, jakby chciały te chmury złapać.





Krwiożercze słońce tym razem znów nas nie zabiło, a kurtki się bardzo przydały 😉












Zwykle nad głowami mamy dach z trzcin, ale nieraz i drzewa pochylają się nad wodą.



Największy deszcz przeczekujemy w ulubionej zatoczce.





Piknik :)


Brodząc wśród traw...


A tu się zaciął obiektyw - ale wyszło dosyć ciekawie :)


I tak to było na tych spływach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz