bubabar

czwartek, 19 października 2023

Kleszcze na bengajach czyli Roztocze Południowe (2023) cz.6 (Brusno Nowe i Stare)

Na drodze do Brusna bardzo szybko łapiemy stopa. Zatrzymują się dwie miłe starsze panie, kuracjuszki lokalnego sanatorium. Okazuje się, że jedna z nich w młodości dużo się wspinała w Himalajach i dobrze wie jak smakuje tuptanie drogą z wielkim plecakiem. Babeczki uwielbiają Roztocze i bardzo dobrze je znają. Są miejsca, do których wracają co rok, ale również chętnie wynajdują coraz to nowe zakamarki. Podwożą nas na obrzeża wioski. Suniemy do naszego pierwszego celu - do cerkwi.


Świątynia w Nowym Bruśnie jest budynkiem, który w ciągu ostatnich 20 lat zmienił się totalnie nie do poznania. Tak prezentuje się teraz:



(zdjęcie z aparatu Piotrka)

Wychodzi, że na bazie dawnej wydmuszki postawili zupełnie nowy budynek. Zmieniła się jakby cała bryła - zyskała podcienia i "krużganek" na pierwszym piętrze.

Dla porównania:

2001

2007 - stan praktycznie bez zmian. No może tyle, że okienka dechami zabili.

2008 - rok później widać jedynie, że krzaczki urosły.


2015 - początek dużych zmian, remont cerkiewki w toku.

2023

Tył w różnych odsłonach.

2007

2023

Zmieniło się też zagospodarowanie placyku za cerkwią.

2007

2023

2015 - "bułeczka" wieżowa leżała w trawie nieopodal.


Teraz chyba ta sama "bułeczka" spoczywa wciśnięta pod daszek.


Wnętrza (z lat 2007-2008). Teraz niestety było zamknięte. Nie udało się nawet zajrzeć przez dziurkę od klucza.



Ławki występowały piętrowo.


Pobliski cmentarz.


O! niemieckie napisy! zupełnie jak nagła teleportacja na Dolny Śląsk!


Zostawiamy plecaki przy jednym z domostw i postanawiamy odwiedzić pobliski wodospad. Podwozi nas miejscowy leśniczy. Nie, niestety nie udało się jechać w przyczepce...


Jakby się ktoś nudził po drodze - może w szachy zagrać!


Wodospad przechodzi nasze oczekiwania! Myślałam, że to jakaś popierdółka, a to kaskada jak byk!




Wodospad jest ponoć pozostałością po istniejącym tu niegdyś młynie. Faktycznie jakieś podmurówki w okolicy występują. Więc wychodzi, że to wodospad sztuczny. I taki nieco... postindustrialny? Czyli coś wybitnie dla bub! :) Cała nasza czwórka ochoczo zażywa kąpieli. Krwawy i Kasia przybyli tam z godzinę później i niestety mieli mniej szczęścia - wodospad obsiadła wycieczka emerytów, więc z pluskania na waleta już raczej nici.

Wszystkie pobliskie bunkry niestety są pokratowane, bo podobno są tu nietoperze i pewnikiem byśmy je zjedli.






Zaglądamy na leśny cmentarz na terenach dawnej wsi Brusno Stare. Jak wieść gminna niesie - kiedyś było jedno Brusno. Teraz jest Stare i Nowe (choć Stare jest obecnie zamieszkane jedynie przez nieboszczyków z leśnego cmentarza). I jeszcze w środek wsadzili Polankę Horyniecką. Idzie się pogubić z tymi nazwami...







Byłam tu już 8 lat temu. Ale wtedy zawróciliśmy za wcześnie - zaraz po obejrzeniu kamiennych krzyży i pomników. Nie podeszliśmy do ruin kapliczki św. Mikołaja, w ogóle nie wiedząc o jej istnieniu. Teraz jest szansa naprawić ten błąd! Miejsce jest niezwykle urokliwe! Ruiny z ikoną na desce, źródełko, potoczek o wdzięcznej nazwie Brusienka.





I zaraz obok mała, sucha łączka między drzewami, z wyraźnie używanym, okopanym miejscem ogniskowym i prowizorycznymi acz wygodnymi ławeczkami. Urzekło nas to miejsce, wiec postanawiamy właśnie tu zatrzymać się na biwak.

W tym celu wracamy pod cerkiew po plecaki, no i musimy pozbierać całą ekipę do kupy.

Rozkmina pod cerkwią nad dalszym przebiegiem naszych tras.


Wracamy i osiedlamy się w tym przepięknym zakątku przy kapliczce.


Dziś wreszcie zatrzymujemy się na biwak wcześniej, więc na spokojnie rozkładamy namioty. Wymieniamy się spostrzeżeniami o biwakowym sprzęcie, dzielimy różnymi ciekawostkami i dziwnymi patentami odnośnie przydatnych na wyjazdach rzeczy - np. świetny patent Szymona, aby zamiast wody utlenionej wozić nasączone odkażaczem maluteńkie chusteczki. O niebo lżej! Macamy nawzajem swoje śpiwory, oceniając ich grubość i zużycie po latach czy chwalimy się zdobyczami z ciucholandów. Mnie wyjątkowo urzekł namiot Piotrka, który waży poniżej kilograma a jest szczelny i przestronny. Jak to możliwe? Ano dlatego, bo nie ma stelaża. Jego stelaż tworzą drzewa! No i wreszcie się wyjaśnia czemu Piotrek od początku wyjazdu zawsze idzie spać w największy chaszcz! Będąc posiadaczem takiego namiotu zawsze są pod ręką sznurki na pranie! Warto też zwrócić uwagę, że kolor został idealnie dobrany, aby maskował się na na leśnym poszyciu a nie wśród łąk i pól!


Są też przymierzanki! :) Wyjątkowo twarzowa czapeczka!

(zdjęcie z aparatu Piotrka)

Szybko zaczyna płonąc ognisko i jego blask rozświetla okolicę do późnej nocy.


W stanie schyłkowym ognisko jest świadkiem różnych dyskusji geopolitycznych, co oczywiście budzi spore emocje, zwłaszcza gdy zdania w ekipie są podzielone a trunków nie brakuje. Obywa się na szczęście bez rękoczynów ;) Zwłok utopionych w rzece też nie stwierdzono ;)

Poranek utwierdza nas, że to jeden z najpiękniejszych noclegów. Cienisty na tyle, aby słońce nas nie budziło, ale na tyle jasny by cieszyć się jego promieniami, które przebijają się przez splątane gałęzie. Idziemy odwiedzić Mikołaja, nabrać wody ze źródełka, wypluskać się w potoku.



Pranie powiewa...


Dziewczęta myją włosy.


Leniwie się zbieramy, gotujemy wszelakie kawy i herbaty. Mistrz kuchni Szymon tworzy smakowite kanapki.




Tworzą się też plany na kolejne godziny tego, jakże przemiło rozpoczętego dzionka. Jedyne co nas trochę martwi to odgłosy zbliżającej się burzy. Solidnie coś tam mruczy po horyzontach...

Pudel decyduje się iść do cerkwi i na balkoniku przeczekać burzę. Ja, Iwona, Kasia, Piotrek i Szymon planujemy przeczesać okoliczne lasy na obecność bunkrów. Krwawy zostaje w obozie na straży ognia i plecaków.

Bunkier znajdujemy jeden, cały otoczony fotopułapkami (pomachaliśmy!) Sama przyroda nieźle go zamaskowała.




Okienko z iście jaskiniowymi naciekami. Ile kolorów!



Rdzawe okienko widziane od środka.



Idziemy też do kamieniołomu. Nie wiem czy to ten słynny kamieniołom, gdzie pozyskiwano surowiec do sporządzania bruśnieńskich krzyży? Obecnie wyrobisko chyba wciąż działa, stoją jakieś maszyny. Zaczyna coraz solidniej lać i grzmieć. Rozważamy czy nie próbować wbić do wnętrz jakiejś koparki i tam przeczekać burze? Acz chyba jest nas za dużo, a poza tym może starczy na dziś tego nagrywania się na kamery ;)

(zdjęcie z aparatu Szymona)

Deszcz się nasila. Tylko ja wzięłam kurtkę (jako miłośniczka wędrówek z pękastymi reklamówkami ;) Chłopaki rozdziewają się więc z koszulek, aby ich nie moczyć. Zabawnie więc wyglądamy wędrując razem - dwa golasy jak na plażę, dziewczęta w bluzach i ja w pałatce jak na wojne ;) Idziemy sobie więc w deszczu i jemy czipsy! Jeszcze nam nie rozmokły i całkiem fajnie chrupią!

(zdjęcie z aparatu Szymona)

Sprytny Krwawy schował nasze plecaki (i siebie) pod folię. Chowamy się i my! Siedzimy tak z pół godziny bo nie chce przestać lać. Czas umilamy sobie wylewaniem wody z "dachu", herbatą z termosa i resztką bimbru. Jakoś takowy z samego dna butelki jest zazwyczaj najmniej smaczny. Dobrze więc, że spożywany w takich klimatycznych i wyjątkowych okolicznościach czasoprzestrzeni, bo w innych byłby raczej mało przyswajalny.




Gdy nieco się przejaśnia ruszamy ku Nowemu Brusnu. Jest tu spora różnica wysokości (Stare Brusno leży na górce), więc jest dosyć przestrzennie i nieco górsko jak na równiny!


Przez długi czas nie może do mnie dotrzeć, że to ta sama droga, którą jechaliśmy 8 lat temu skodusią - wądolasta, kamienista, pełna rozpadlin wyrwanych w gruncie po niedawnych opadach. Teraz asfalcik z rolki... Niestety nie mam identycznego kadru, ale zdecydowanie jest to ta sama droga - z Brusna Nowego do Starego, przez Polankę Horyniecką.

2015

2023

Przy drodze stoi dziwna instalacja artystyczna. Plakat? Obraz? Kto to postawił? Po co? Co to przedstawia? Jaka jest tego wymowa? Póki co jest to dla nas tajemnicą. Pytaliśmy różnych ludzi, w tym miejscowych - i oni również nie wiedzą. "No faktycznie stoi. Ktoś postawił".


Pamiątka wyzdrowienia sprzed ponad 100 lat temu. Człowieka już dawno nie ma, a ślad pozostał. Ciekawe co mu było?


Pudla już nie ma pod cerkwią. Pojechał stopem do Chotyluba i odkrył tam sklep. Zapodajemy więc popas pod cerkwią i zjadamy resztki naszych zapasów. Skoro będzie okazja zaraz je uzupełnić?


Wypoczywamy :)

(zdjęcie z aparatu Szymona)

Kiedyś to nawet tu, w Bruśnie Nowym był sklep. Ale to dawne dzieje...


Ruszamy w stronę następnej wioski zwanej Chotylub. Towarzyszą nam widoki na drewniane chałupki.





Czarne blachy zawsze cieszą!


Gorzej z czarnymi chmurami, które znów zaczynają do nas podpełzać i ciągłym mruczeniem informować o swojej obecności...

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz