Teraz obraliśmy bliższą opcję, na terenie muzeum kolejowego w Jaworzynie Śląskiej. Zwiedzaliśmy już kiedyś to miejsce w ramach jednego ze zlotów z forum sudeckiego zimą w 2013 roku (relacja). Od tego czasu trochę się tutaj zmieniło, więc warto było zajrzeć po raz kolejny. No i w końcu zrealizować nasz plan wdrapania się na któryś z opuszczonych wagonów i zapodania tam pikniku w ciepły, sielankowy letni wieczór.
Wagonowe noclegowisko w Jaworzynie trochę odróżnia się od tych na Helu czy w Łebie. Tam wczasowicze kwaterowali się w wagonach mieszkalnych, a tutaj w sypialnych. Tam miało się do dyspozycji cały wagon z kilkoma pomieszczeniami - tu tylko przedział. Są to autentyczne wagony sypialne z lat 70tych, które niegdyś jeździły po Polsce, a tutaj trafiły na emeryturę. Wagony są trzy i stoją na obrzeżach muzeum.
Obok na przylegających torowiskach osiedliły się pordzewiałe lokomotywy i wagony czekające ponoć na swoją kolej do renowację.
Widoki z okna mamy zacne! :)
A i okno jest nie byle jakie - podpierane beleczką! Tylko jeden taki przedział jest i właśnie nam się dostał :)
Zamknięte:
Otwarte:
Do wagonów sypialnych przylega takowy ciekawy budynek zwany zapadnią.
Większość przedziałów do spania jest trzyosobowa. Nocując w trójkę tak jak my, dostaje się jednak do dyspozycji dwa przedziały, coby nikt nie musiał się gramolić na najwyższą półkę.
Są też przedziały bardziej wypaśne, np. jednoosobowy z dywanikiem i kaloryferem.
Albo wręcz salonik - z szerokim łóżkiem, biurkiem, stolikiem i prywatną łazienką.
Acz obecnie ani woda, ani żadna forma kanalizacji, ani ogrzewanie nie są do wagonów podłączone. To tylko pamiątka po dawnych czasach, gdy pociąg był na chodzie i zwiedzał świat.
Jeden z wagonów zawiera takowy "przedział bydlęcy", do którego wstawiono kanapę. Z okna widać miejsce ogniskowe, więc chyba może pełnić dogodną role wiaty na imprezy jak np. zacznie lać.
Klimaty korytarzowe.
Mamy tu również przegląd różnych firaneczek, chyba pochodzących z różnych czasów działania PKP. Nie wiem, które są starsze, które nowsze.
Wiem jedynie, które są moje ulubione! :)
Jakby ktoś miał ochotę pożywić się w klimatach kolejowych to również ma okazję - nieopodal jest bar, również umieszczony w wagonie. Niestety bar ma dwie wady - jest krótko czynny (bo tylko do 17) i nie ma w nim piwa :(
Obiad więc zjadamy w barze, a w piwo i zapasy na kolację zaopatrujemy sie gdzie indziej. I wyruszamy na poszukiwanie odpowiedniego miejsca na wieczorny popas - tak jak wymarzyliśmy sobie już 9 lat temu. Ma to być coś starego i pordzewiałego, powinno być dosyć wysoko dla lepszych widoków i najlepiej jakby zaraz gdzieś obok przejeżdżały pociągi. Łazimy więc, szukamy i zaglądamy we wszelakie zakamarki muzeum.
I to nie że na krzywy ryj. Nocując tu automatycznie mamy bezterminowy bilet wstępu na teren całego muzeum na odkrytym powietrzu. Dodatkowo płatne są jedynie wnętrza, oprowadzanie z przewodnikiem i przejazd pociągiem po bocznicy.
Mam wrażenie, że przybyło tu eksponatów od czasu naszego poprzedniego pobytu.
Ten wagon szczególnie zrobił na mnie wrażenie, z taką przyklejoną budką - jakby dla strażnika?
Na niektorych wagonach zachowały się napisy z dawnych lat. No chyba, że to nowe, tylko tak stylizowane, żeby zwiedzający się cieszyli?
Wnętrza niektórych lokomotyw czy wagonów wyglądają jakby były całkiem na chodzie. Tylko wsiąść i wyruszyć w trasę! :)
Kilka szerszych spojrzeń na okolicę.
W końcu wybraliśmy miejsce na posiadówkę. Ten wagon z napisem Krupp. Nietypowy w kształcie, ładnie położony, wygodny, widokowy, a i dość solidny, że nie załamie się pod kuprem jak sie człowiek usadzi.
I tak... Kolacja wypada nam dziś jakoś miodnie ;) Mamy musztardę miodową do parówek i piwo na miodzie gryczanym. Wieczor jest bardzo ciepły, aż taki zdaje się za ciepły jak na samą końcówkę sierpnia. Jest nieco duszno i zaczynają nadciągać ciemne chmury. Nie wiemy więc ile nam jeszcze zostało tych miłych chwil na starym pociągu. Ale póki co jest pięknie - latają nietoperze, od czasu do czasu śmignie pociąg i zagwizda zbliżając się do stacji. Powoli zapada zmrok i zapalają się kolejne latarnie. Ale nie nadciąga wieczorny chłód. Można siedzieć w krótkich spodniach - jak gdzieś na Bałkanach czy Krymie. Pachnie metalem, podkładami, trochę smarem. Są chwilę, które mają w sobie jakąś magię i człowiek by chciał, aby nie skończyły się nigdy...
Burze jednak się nie naprzykrzają. Kabak nawet wysnuwa teorię, że odstraszają je gwizdy pociągów. Im więcej takowych nas mija - tym chmury odchodzą, a na większej części nieba pojawiają się gwiazdy.
Nocne zwiedzanie terenów wokółwagonowych.
Robimy sobie wspólne zdjecie, ale aparat w ostatniej chwili fiknął z toru i strurlał się z górki. Zdjęcie wyszło zabawnie!
Wręcz mam wrażenie, że ciekawiej niż to powtórzone, już bez fikołków.
Będąc tu wybraliśmy się też na zwiedzanie z przewodnikiem. Lepiej zachowane, cenniejsze i bardziej odnowione okazy trzymają w lokomotywowni i na gwieździstych torowiskach zaraz przed nią.
W dalszych pomieszczeniach można oglądać różne stare fotografie czy malowidła.
Takie coś kiedyś mieli - skrzyżowanie parowozu z drezyną. Pojazd o dużym stopniu ażurowości.
A to ponoć prototyp pociagu osobowego. Było wtedy w zwyczaju wozić pasażerów w wagonach towarowych, ale jednak ludzie spragnieni wygody postanowili coś z tym zrobić. Jak widać na załączonym obrazku do wagonu numer 8 jest wpakowana buda z karety!
Obraz przedstawiający stację kolejową w Lubawce w momencie jej powstania pośrodku niczego. Wokół tylko góry i pola.
Parowóz sunący gdzieś przez Sudety.
Jedno z pomieszczeń wypełnia makieta. Pochodzi z którejś z kolejowych szkół, gdzie uczniowie na niej zdawali egzamin ze sterowania ruchem i dopiero potem mogli dostać w łapki prawdziwe urządzenia. I po likwidacji szkoły tą całą konstrukcję wyrzucono na śmietnik. Uratowali ją jacyś miłosnicy kolei i tak trafiła do muzeum. Co ciekawe - ona wciąż jest na chodzie! Modele pociagów jeżdżą przez mosty i tunele, zwrotnice się przestawiają, są nawet kwietniki i pasażerowie (choć ci już siedzą nieruchomo ;)
Kabak stwierdza, że taką kolejkę chce dostać pod choinkę! Cóż, widać częściej trzeba zaglądać na śmietniki przy opuszczonych szkołach ;)
A to jakis inny model wagonu - z prawdziwym drewnem.
Że też nigdy takich tabliczek nie znalazłam w ruinach...
Ostatnim miejscem, gdzie zagląda wycieczka są warsztaty pełne maszyn tnąco - dziurkująco - krojących. Wszystkie są sprawne i nawet ochotnicy mogą na nich chwilę popracować.
Podobną maszynę jak tu występują spotkałam w lutym w opuszczonym budynku przy torach w Głogowie (zdjęcia gdzieś w połowie tej relacji)
Największe wrażenie robią na mnie maszyny bez własnych silników tylko zasilane z jednego wału za pomocą taśm. Na zdjęciu tego się nie da ująć jak to wyje, huczy i charczy!
Jedną z tutejszych atrakcji jest też przejazd starymi wagonami po bocznicy (nie ma już tej drezynki co w 2013 roku). I jestem naprawdę pełna podziwu dla pomysłowości i inwencji twórczej ile można wycisnąć z trasy, która ma 50 metrów!!
A więc najpierw kupuje się bilety. Takie jak to dawniej bywały z tekturki, którą konduktor dziurkuje.
Pociąg wjeżdża na specjalnie do tego przygotowaną stacyjkę.
Pasażerowie usadzają kupry na drewnianych ławkach.
Zakazy są po to, aby je łamać! :P
Pociąg jedzie 50 metrów w jedną stronę, gwiżdże, pufa, po czym wraca. I wjeżdża na obrotnicę! Po dalmierzu z Helu to chyba najciekawsza karuzela na jakiej mieliśmy okazję się wozić. No była jeszcze ta sławna karuzela z Chyrowa, ale tam tylko ja się woziłam, a kabak zna ją wyłącznie z opowiadań. Ta dzisiejsza jest zdecydowanie największa, ale niestety kręci się najwolniej.
Mając już wyzwiedzane muzeum na dziesiąta stronę, idziemy jeszcze poszukać jeziorka, które ponoć jest tutaj gdzieś blisko. Włazimy w pola. Stąd też fajnie widać ekspozycje starych pociągów. W tych żółciach nawłociowych prezentują się rewelacyjnie!
Nie wiem jak to jest, że nas zawsze wyprowadzi na jakieś manowce. Szukamy jeziorka, a póki co znajdujemy bagno, plac budowy i częściowo zalane, grząskie pola uprawne...
W końcu jest i nasza glinianka!
Klimaty kolejowe nas nie opuszczają - prawie nad jej brzegiem właśnie sunie pociąg towarowy.
Zbocza mają tu gliniaste i skarpowate. Gdzieniegdzie wycięto w gruncie schodki, a nieraz i przerzucono linę coby schodzący nie wybili sobie od razu wszystkich zębów.
Lokalne molo i ciekawe barwy horyzontu, przypominające nam, że tym razem to juz napewno nie ujdzie nam na sucho...
A potem spłynęliśmy do domu. I tak to zakończyła się kolejna edycja udanych "wczasów wagonowych".
P.S. Jeśli ktoś z czytających zna, kojarzy lub choć obiło mu sie o uszy jakieś jeszcze inne miejsce, gdzie można zanocować w wagonie - to niezmiernie będę wdzięczna za polecenie, poradę czy jakąkolwiek inną podpowiedź, ktora przybliży nam kolejną takową podróż w czasie i możliwość miło spędzonych chwil :)
W Varnsdorfie przy browarze można zanocować w wagonach.
OdpowiedzUsuńO dzieki za info! :) Nie wiedzialam ze poza Polską tez byly takie atrakcje! :)
Usuń