W końcu deszcz przestaje padać i możemy wyleźć spod przystankowego daszku.
Za Siedliskami schodzimy na szutrowe drogi, które wiją się wśród łanów rzepaku. Ciemne chmury przewalają się po horyzontach, ale czasem błyska spod nich słońce. Jest pięknie! Są takie momenty, gdy człowiek czuje taki jakiś zew wędrówki i ma ochotę wtopić się w pola i iść przed siebie bez końca!
Napotkany miejscowy coś nam tłumaczy. Już nie pamiętam czy przebieg drogi czy rozmieszczenie jakiś atrakcji? Czy po prostu chciał pogadać o życiu?
Nasza trasa wiedzie wzdłuż Giżyckiego Rejonu Umocnionego, złożonego z dużej ilości małych bunkierków. Zbudowali je Niemcy jakoś niedługo przed II wojną światową. Pod koniec wojny wojska radzieckie zdobyły je ponoć praktycznie bez walki, a potem wszystkie wysadzili. Widać się nudzili albo mieli za dużo prochu. A może się bali, że Niemcy wrócą?
Dziś zwiedzamy ruiny tych umocnień rozrzuconych po polach. Pierwszego to w ogóle nie ma. Miał być, ale ni cholery nie możemy go namierzyć. Drugi siedzi za ociekającym rzepakiem, więc przedzieranie się takowym przez kilkadziesiąt metrów skończy się podobnie jak wskoczenie w ubraniu do jeziora. Podejmujemy próbę, ale szybko ją porzucamy. Bunkier bunkrem - będą kolejne, a suche ciuchy są chyba ważniejsze ;)
Trzeci siedzi na środku błotnistego pola. Delegacja w składzie buba i Krwawy idą obczaić ów okaz.
Na zoomie widać, że coś niecoś tam zostało, więc warto podjąć trud grzęźnięcia w lepkiej mazi.
Dzielni zdobywcy polnej wyspy dotarli na miejsce przeznaczenia! Omszały beton, wystające śruby i rozgległy widok na pola, chutory i zieloną połać lasów zamykających horyzont.
Krowy też widać! :) Na tej trasie będzie sporo krów!
W środku bunkierek ma całkiem nieźle zachowane stare napisy.
A w ogóle to on jest przefiknięty! Metalowa kopułka zwisa do środka! A myślałam, że tylko w czeskich Górach Orlickich mają bunkierek co im salto zrobił!
Widziana od góry.
Fajny falisty teren mają w tych rejonach!
Kolejne dwa bunkierki są dużo łatwiej dostępne. Uszkodzone są w różnym stopniu, ale żaden nie ostał się w całości. Pierwszy siedzi w krzaczastych zaroślach blisko drogi.
Okienko do bunkra, a wygląda jak drzwi do pieca.
Mały fragment solidnego stropu. Jedna osoba mogła by tu spać. No góra dwie. Ale co z resztą? Wczoraj, z racji na deszczową pogodę, rozważaliśmy nocleg w którymś z tych bunkrów. Ale dzisiaj widzimy, że to nie był dobry pomysł. Żaden się do tego nie nadaje. Mało zadaszeń, a zachowane wnętrza są ciasne i mokre.
Czar majowych wędrówek - kiście bzu zwisające nad drogą i smagające nas po pyskach przy włażeniu w zarośla. Wisi taka mokra i aromatyczna kolba i pac cię w nos raz po raz! :)
Następny bunkierek jest solidnie rozwalony, każda ściana poniewiera się w innej płaszczyźnie.
Wnętrze nawet jest trochę zadaszone, ale pomieszczenie zrobiło się nieco trójkątne i niewielkich rozmiarów - trzeba wpełzać na czworakach.
Świat widziany ze środka.
Na ścianach kilku bunkierków widać napisy w runach. Współczesne, więc chyba ktoś się bawił albo po prostu oznaczał swoją obecność. Jak ktoś z czytających potrafi to odcyfrować to bedę wdzięczna za podpowiedzi!
A w oddali widać jakiś kawałek betonu o większych gabarytach!
Suniemy więc ochoczo w jego kierunku. Drogi są dokładnie takie jak trzeba!
Pogoda nie rozpieszcza. Postrzępione chmurki sugerują, że jeszcze nam dziś doleje...
Jest to zdecydowanie największy osobnik na naszej dzisiejszej trasie. Miejsce wyraźnie zaanektowane przez jakiegoś lokalnego rolnika, bo ogrodzone pastuchem, a i jakieś siano się poniewiera.
Ostatni polny beton spotykamy między wioskami Lipińskie a Lipiński Dwór. Ale już nikomu nie chce się do niego podchodzić. Widać, że też wysadzony i mocno pofragmentowany. Podziwiamy go tylko z daleka.
Nie tylko bunkrami człowiek żyje. Mijamy też opuszczone gospodarstwo.
(zdjęcie z aparatu Pudla)
Zaglądamy w różne kąty, zastanawiając się jak dawno ludzie porzucili to miejsce.
Wygląda jakby ktoś walizkę spakował, ale nie zdążył jej zabrać.
Upiorna laleczka szczerzy do mnie ząbki. I patrzy zupełnie jakby coś chciała powiedzieć...
Dyplom ukończenia nauczania religii w szkole średniej. Niestety puste - nie ma żadnych dat. Ciekawe czy nigdy nie było uzupełnione, czy może wypłowiały??
Popularny artefakt znajdowany w opuszczonych domach - szkolne zeszyty, wypracowania, prace semestralne. Tu taka z czasów, gdy jeszcze mnie nie było na świecie...
Jednym z ciekawszych znalezisk jest religijna książka. Katechizm dla 3 klasy - ale dlaczego po ukraińsku? Chyba musiała tu mieszkać jakaś rodzina np. łemkowska wysiedlona w ramach akcji "Wisła"? Innego wytłumaczenia nie umiemy znaleźć.
Można się też przenieść jeszcze dużo dalej na wschód - i w minioną czasoprzestrzeń, gdy dzielny komunizm zagospodarowywał Syberię ;)
Płoty tu mają bardzo malownicze swoją rosochatością.
Widok na wioskę Lipińskie. W tej kępie drzew po lewej siedzi stary cmentarz. Część ekipy poszła nurkować w mokre krzaki, ale niewiele pozostałości zostało odnalezione w gęstych kłębach chaszczy.
(zdjęcie z aparatu Pudla)
Jakoś tak wychodzi, że na naszej polnej trasie faszerowanej betonem praktycznie nie spotykamy żadnych ludzi. Statystki istot żywych za to zawyżają krowy! Cała masa ich się tu pasie i chyba trochę nudzi, bo z ciekawością się przyglądają niecodziennemu zjawisku, gdy gromadka jakiś dziwnych garbatych istot miota się po okolicy.
W oddali majaczą zabudowania wsi.
Suniemy z Lipińskiego do Lipowego Dworu polnymi drogami meandrującymi przez kałużaste rozlewiska i łany rzepaku.
Lipowy Dwór wita nas silosami i zabudową charakterystyczną dla popegieerowskich osad.
Przydrożna kapliczka. W tym roku niestety nie załapaliśmy się na żadną majówkę.
Popas robimy na przystanku. Przekąski, kanapki, a nawet bulgocze fasolka. Przechodzi jedna ulewa, potem pojawia się słońce, ale kolor horyzontu sugeruje, że to nie ostatni opad tego dnia. Przystanek zwraca uwagę dość nietypową architekturą - taki model widzę chyba po raz pierwszy.
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz