bubabar

wtorek, 13 września 2022

Mazurskie ścieżki (2022) cz.2 - Stare Juchy

Tuptamy sobie przez Jeziorowskie, obserwując różne atrybuty wiejskiego życia: traktory, wozy, ukwiecone kapliczki.



Na skraju wsi zaglądamy na cmentarz ewangelicki położony w pachnącym iglastym lasku. Mech, porosty, igliwie, szyszki, paprocie, kwiaty i stare nagrobne płyty poryte napisami sprzed lat.








Do Starych Juch można iść drogą albo skrajem linii kolejowej. Wybieramy oczywiście torowisko. Pudel znalazł informację, że od marca na odcinku Ełk - Giżycko nie jeżdżą żadne pociągi, ponieważ linia przechodzi modernizację - docelowo ma być zelektryfinowana i mieć wymienione tory. Na całym tym odcinku jest wdrożona autobusowa komunikacja zastępcza.

Na tym etapie jeszcze wierzymy w ów komunikat - no bo brzmi całkiem prawdopodobnie, mimo że żadnych oznak remontów nie zauważyliśmy. Nie patrzymy więc nerwowo za siebie w poszukiwaniu pociagów widmo ;)



Jest fragment trasy, gdzie torowisko przebiega groblą miedzy dwoma jeziorami - Rekąty i Ułówki.


Pylista droga, rosochate rogatki....



Zdecydowanie to miejsce gdzie warto przycupnąć na krótki popas!


Tu ma miejsce pewne zdarzenie, które będzie mieć wpływ na dalszą część wędrówki. Pudel wyjmuje gruzińskie piwo, na którym jest wyobrażona podłużna łódeczka z trzema ochoczymi użytkownikami.


Temat jakoś schodzi na kajaki. Przypomina mi się jak w 2012 roku w Drawnie nocowaliśmy nad jeziorem ze sporą grupą ze spływu. Ekipa ta miała swoją ulubioną piosenkę do śpiewania z gitarą. Zwrotek było setki i sporo z nich zapewne było wymyślanych na poczekaniu w celu opisania bieżących wydarzeń czy osób (tak podejrzewam, biorąc pod uwagę wybuchy śmiechu przy tekście, który dla mnie nie znaczył kompletnie nic). W piosence był refren "Kajakaaarzeeee!" Są piosenki, są melodie, które wgryzają się w głowę, przyczepiają jak rzep do psiego ogona i nie ma sposobu ich wyplenić... I ta do nich zdecydowanie należy! Ten refren nas prześladuje już do końca wyjazdu!

KAJAKAAAARZEEE!!!!!

Po drodze mijamy ołtarz ofiarny Jaćwingów, acz nie wszystkie rytuały przedsiębrane w tym miejscu nadają się do szerszej publikacji ;)


Przekroczenie mostku na niewielkiej rzeczułce to informacja, że już wkraczamy do Starych Juch. Torowisko też zaczyna przybierac formy przystacyjne.



Każda wieksza miejscowość na naszej trasie to głównie poszukiwanie żarcia. I tu Stare Juchy nas nieco zaskakują - nie ma żadnej otwartej knajpy! Przynajmniej takiej normalnej, jest tylko przyczepa z zapiekankami. Acz dobre i to - zapiekanka też jedzenie.


I nawet kręcą się spragnieni pogawędki miejscowi!


Jak widać na załączonym obrazku - był kiedyś w tej miejscowości bar... I to nawet wygląda na całkiem sympatyczny, acz już nawet szyld się nie zachował, więc nie poznaliśmy jego nazwy.


Jest za to stara pompa! Czynna!


I park pełen robali gigantów.




Jest też ulica o wdzięcznej nazwie. Nie omieszkamy więc jej utrwalić na fotce.

(zdjęcie z aparatu Pudla)

Mają tu też wieżę widokową. Drewniana, obudowana. W razie deszczu można by w niej spać!



I co wcale nie jest regułą - naprawdę jest z niej fajny widok! Na jezioro z wyspą i okoliczne wzgórza..



Można dojrzeć z niej miejsce, do którego planujemy dziś dotrzeć - wielką pryzmę piachu! No jeszcze mamy kawałek tuptania, ale już teraz widać, że warto!


Wieża ma swoich lokatorów! Takie oto pisklaki patrzą na zwiedzających i drą dziobki!



Wracamy do naszej kolejowej wędrówki - torami w świat.

(zdjęcie z aparatu Pudla)

Jak zwykle przy torach mamy przyjemne widoki - jakieś silosy, zsypy, metalowe kratownice. I to wszystko utrzymane w tonacji miłej dla oka rdzawej poświaty. Rozważamy czy udałoby się wejść na górę konstrukcji czy jednak zakład należy do zbyt czynnych i przedsięwzięcie takiej akcji mogłoby się komuś nie spodobać...


Na bocznicy stoi stara lokomotywa, więc tu już nie snujemy rozważań tylko nieomieszkamy na nią natychmiast wyleźć, aby z wysokości nacieszyć się ciepłymi barwami promieni zachodzącego słońca.




Ciekawy napis zachował się na budynku stacyjki - odległość od Konigsberga.


Miejscowa stacyjka w szerszym spojrzeniu.


Urok wędrówek nieczynnymi torowiskami. Rozjazdy, podkłady, śruby, rozjedżające się na żwirku nogi. Ogromne krzaki kwitnących bzów i łany kwiatów.





Namioty rozbijamy u podnóża piaskowej góry.



Nad Starymi Juchami snują się mgły.


Dziś dociera Krwawy. Również tupta torami. Śpiewamy więc nasz wyjazdowy hymn najgłośniej jak potrafimy, żeby wiedział gdzie się kierować. Usłyszał! Też z daleka do nas pokrzykuje. Rozpalamy ognisko. Noc jest pogodna, gwiaździsta i zdecydowanie najzimniejsza na tym wyjeździe.


Gadamy na różne tematy, acz są takowe, które wracają jak bumerang. Np. że pod koniec czerwca jest wyjazd w Zlate Hory. Do sztolni. A w Zlatych Horach są dwie speluny! I o czym byśmy nie gadali - i tak konkluzja będzie jedna! "Jest wyjazd w Zlate Hory, a tam są dwie speluny!" Czy wspomnienia czy plany, czy polityka czy żarcie - i tak się kończy tam gdzie zawsze, tam gdzie się musi skończyć - w małej czeskiej mieścince u podnóża porytych kopalniami gór! A wiecie, że tam są dwie fajne speluny??? :D

Rano pryzma piachu wygląda jeszcze ładniej, w słońcu i na tle niebieskiego nieba. I wreszcie piach jest taki jak powinien - wygrzany!







Jezioro Jędzelewo, okragła wyspa i torowisko sunące w kierunku Wydmin.


Piękne są takie poranki i przygotowywanie śniadanka w takich okolicznościach! :)


Ekipa zbiera się bez pospiechu...


...więc idę sobie jeszcze do sklepu w Juchach. Tak się prezentuje nasze biwakowisko od strony torów. Ech! Nie ma chyba nic lepszego niż ciepły, słoneczny dzień końca maja!


A czy wspominałam już, że tutejsze tory są cudnie ukwiecone? (i że za miesiąc jest wyjazd w Zlate Hory??? ;) )



Idąc do centrum dopiero teraz dostrzegam taki ładny most!


Szymon odkrywa w lasku nieopodal naszego biwaku ruiny żwirowni. Pasują tu bardzo, w końcu takie usypisko piachu to samo się nie zrobiło. Lecimy z Chrisem pozwiedzać leśne okolice faszerowane starym betonem.

A tu taka stop klatka. Wyboista, pylista droga. Domy z białej cegiełki. Zapach pokruszonego betonu schowanego w sosnowym, suchym lesie. Atmosfera poszukiwań, gdzie szukasz i nie do końca wiesz czego, ale wiesz, że będzie to fajne. Ten całościowy obraz powoduje, że nagle poczułam się zupełnie jak gdzieś na poradzieckim wschodzie. Takie deja vu. Już kiedyś byłam w takim miejscu, prawie identycznym, ale teraz nie mogę sobie przypomnieć gdzie dokładnie. Może dlatego, że byłam w zbyt wielu podobnych?



O taki wózeczek jak ten z lewej by mi się przydał do tachania plecaka! :D


Zagłębiamy się w zarośla. Coraz więcej betonu zaczyna wystawać z pomiędzy wysokich traw.




Najciekawsze są jednak "upadowe" - dwa niewielkie tunele wbijające pod ziemię.



Niestety są mocno zaśmiecone, co powoduje, że chcąc się przebrać do środka, trzeba się przedrzeć przez zalegający u wejścia masakryczny syf.




Krajobraz ten powoduje, że sporą część naszej dzisiejszej wędrówki będą nam towarzyszyły dyskusje o śmieciach. Np. czy ogólnodostępne kontenery w każdej miejscowości by rozwiązały problem zapaskudzenia lasów, rowów i ruin. Moim zdaniem tak (bo czy komuś się będzie chciało zawozić opony czy lodówkę do lasu, jak mógłby je wrzucić na legalu do kubła pod blokiem?), ale zdania w ekipie na ten temat są podzielone.

Częściowo zalegające w korytarzach odpadki zaczynają przybierać zorganizowaną formę - ktoś tu chyba pomieszkiwał!


W nieco czystszych miejscach można zaobsewować resztki jakiś dawnych taśmociągów czy innych konstrukcji z czasów działania żwirowni.








I ma miejsce dziś intrygująca sytuacja. Siedzimy sobie na piachu, gadamy, wygrzewamy sie w słońcu. I nagle słyszymy dziwny dźwięk. Hmmm... Zupełnie jakby pociag jechał. Tak bysmy pomyśleli, gdyby nie to, że ta linia jest obecnie nieczynna... I nagle zza zakrętu wyłania się długa gąsienica ciągnąca kilkanaście towarowych wagonów. O ja cie! Pociągi widmo jednak istnieją naprawdę! A myśmy sobie tak beztrosko walili samym środkiem torowiska. Bez oglądania się za siebie i dopuszczania w ogóle myśli, że może przyjść ustąpić pierwszeństwa ;)


Dziś Chris nas już niestety opuszcza. Dalej wędrujemy znów w piątkę. Przed nami mostek na kanale oznaczony typowymi symbolami szlaku bubowych atrakcji ;) Rozumiem, że praworządny obywatel powinien na tym etapie bez szemrania pokonac przeszkodę wodną wpław? Albo z płaczem zawrócić?


Dzielna ekipa powoli zbliża się do zabudowań niewielkie wioski Wężówka.

(zdjęcie z aparatu Pudla)

Przy odbiciu na Gawliki Małe zapodajemy krótki popas. Na pierwszym planie widzimy słynny wózeczek, który już drugi rok przemierza z nami drogi i bezdroża majowych wędrówek!


Tu się rozdzielamy. Pudel wali prosto na Wydminy, a czwórka pozostałych podąża na poszukiwania opuszczonego pałacu.


cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz