bubabar

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Estonia (2019), Sooma








Jedziemy dzis na bagienne tereny parku narodowego Sooma. Zaczynamy od namierzenia chatki za Iia, od ktorej idzie sie do jeziorka Oordi. Połamać sobie można język na tych poganskich nazwach! A spamietac tego - to juz zupelnie nierealne. Wiec czesto nie pamietam gdzie bylam, bo te nazwy mi sie pamieci ni cholery nie chca trzymac! Chatka polozona jest w lesie, na skrzyzowaniu szutrowych drog.




Od chatki do jeziorka prowadzi bardzo dziwna ścieżka, widać, że wyłożona jest workiem, a na wierzchu wysypana trocinami. Nie wiem czy bez tego bysmy sie zapadli po uszy w bagno?


Po drodze mijamy różne oczka wodne i wybitnie moczarową roślinnosc, pełną zupelnie nie znanych mi gatunków.








Wśród drzew przeważają sosny, albo cos do nich bardzo podobnego. Są one niesamowicie pokręcone, pozwijane, o rozcapierzonych na boki gałęziach. Ich postura stwarza wrażenie ruchu. Patrząć kątem oka widzi sie, ze drzewa tańczą, kręcą sie, a macki gałęzi wyciągają w twoją strone. Jak jakieś wijące sie węże! Jest cos w tym strasznego i fascynującego zarazem.






Nad samym jeziorkiem workowo - trociniasta ścieżka przemienia sie w pomosty z desek.




Jeziorko ma czarne wody, jest płytkie, a dno wykazuje własności zasysające. Gdy sie wlezie do środka - to widać, ze woda nie jest czarna, zanurzone ręce i nogi są mocno pomarańczowe! Woda jest tak niesamowicie rdzawo-żelazista, że kolor nie jest już rudy, a patrząc z góry w wodne odmęty ma sie poczucie bezdennej czerni. Woda wydaje sie też być bardziej gęsta i kleista, odróżnia sie jakoś od zawartości innych jezior. Nie wiem czy to kwestia jakiejś rozbełtanej roślinności czy wmielonego w nią błota? Ale ma sie nieco wrażenie jakby sie wlazlo do smoły!!



No właśnie - jeziorko leżące w parku narodowym, ale ma zrobione pomosty - specjalnie dla ułatwienia kąpieli! Strach pomyśleć co by było u nas.. czy w ogóle pomyślenie o takim jeziorku już by nie groziło mandatem i potępieniem społecznym? O patrzeniu na nie - to ja już w ogole nie wspomne!


Pływa sie cudownie! Nie chce sie wychodzic! Gdybym miala wymienic 3 zbiorniki wodne, w ktorych w życiu mi sie najlepiej pływało - to myśle, ze jeziorko Oordi by sie załapało na bank!

Po wyjściu z wody całe ciało jest kudłate! Pokrywają je jakby krótkie, proste, czarne włoski! :) Kabak sie cieszy - "Wreszcie wyglądam jak kotek!"


Nadjeziorny las.



Drogi PN Sooma są dopuszczone do ruchu - i cudownie pyliste! Dla człowieka mieszkającego w Polsce to wciąż jest magia - jedziesz szutrem przez bezkresne lasy - i jesteś na legalu! Nie musisz z drżeniem serca patrzeć na kazdy mijany samochod, czy przypadkiem nie jest leśniczym, ktory wrąbie ci mandat. Nie ma mandatów, i przede wszystkim nie ma też obłędu asfaltowania.. (u nas to sie asfaltuje nawet te leśne drogi, po ktorych nie wolno jeździć)





Widok powodujący uśmiech na gębie od ucha do ucha! :D Bo to zazwyczaj potwierdzenie, ze jedziemy w dobrą strone!


Gdzieś koło Tipu mijamy wieże widokową o ślimakowatym kształcie.




Z góry widok na łąki i bagienne rozlewiska.




Przypadkiem trafiamy na jeszcze jedną wieże, tym razem drewnianą. Zawsze sie zastanawiam po kiego diabła robią wieże, z ktorych widac tyle samo co z ich podnóża? Myślałam, ze tylko w Polsce są jest taka moda, ale jak widac jest ona bardziej międzynarodowa.





Na nocleg suniemy do chatki nad rzeką. Chatka kilkakrotnie juz została zalana w okresy wiosenno - jesienne i na jej rogu jest oznaczone dokąd siegała woda! Robi wrażenie, chyba o 10 metrow sie woda musiala podnosić!




Koło biwakowiska jest rzeka o przyjemnych, chłodnych nurtach i pomaranczowej, żelazistej wodzie.




A dalej to dzien jak codzien.. :) Ognisko i grzanki smażone na osmolonej kratce, hamak w cieniu starych drzew, ormianskie wino z granatow, ktore jakos tu wszedzie jest dostepne, powiewające pranie, zapodające aromatem wiatru i rzecznego mułu..




Wieczorem dość nietypowo snują sie mgły.. Dwupasmowo i jakoś tak dwukolorowo. Takich jeszcze nie widzialam!



Ja i kabak decydujemy sie spać w chatce.


Toperz pozostaje wierny busiowi. Z wieczora długo zastanawiamy sie z kabakiem i gadamy - czy nas cos odwiedzi w nocy? I czy to bedzie myszka czy popielica? Czy moze stado wilków? Odwiedziny oczywiscie mamy.... Masowe.. I z godziny na godzine w chatce robi sie coraz bardziej tłoczno.. Miejsca niby duzo - ale czemu my robimy za posiłek?? Dosyc szybko poddajemy sie. Z głową w śpiworze mozna sie udusic, a każda próba zaczerpnięcia powietrza kończy sie natychmiastowym zjedzeniem wystającej części. Ratunku! Takich chmar komarów to ja jeszcze nie widziałam! Polesie rok temu to pryszcz! Zwiewamy do busia! Toperz nie jest zachwycony, bo przy otwarciu drzwi wlatuje chyba kilkadziesiąt wygłodniałych potworów! Udaje sie je jednak w miare wybić i tylko zza okien słychac bzyczenie o takiej intensywności, ze brzmi wręcz jak piła spalinowa. Albo deszcz. Bo komary sie nie poddają i raz po raz setki ich uderzają o szyby i karoserie..

Kolejnego dnia odwiedzamy jeszcze dwie chatki. Pierwsza jest ogromna, mozna by tu zlot na 50 osob zrobić.



W środku fotele, kanapy, prycze do spania. Na stole niedopita wódka i rozpałka do grilla, którą kabak bierze za czekolade i próbuje zjeść.


Przychatkowy kibelek utopiony jest w bzach! Jak cudnie jest korzystac z przybytku wśrod takiego zapachu!



Druga chatka to stara stodola przystosowana do chatkowych celów.




Jej kibelek dla odmiany siedzi w brzeziniaku.




A potem suniemy w strone morza. Mamy sprytny plan ominięcia Tallina, ale niestety średnio nam on wychodzi. Mapa pokazuje, ze mozna dość nieinwazyjnie pojechac przez Keile, ale niestety cos sie chyba pozmieniało i wyrzuca nas na jakies wściekłe, obrzydliwe autostrady, którymi zazwyczaj sa oplecione stolice i inne duże miasta... Udaje sie jednak w koncu skręcić gdzies w lasy i juz na spokojnie, szutrami, wśród chmury pyłu, suniemy ku miasteczku Paldiski...

cdn

1 komentarz: