bubabar

środa, 14 sierpnia 2019

Litwa (2019) Suvainiskis - opuszczona nadgraniczna osada








Nie wiem czemu, ale od zawsze uwielbiałam klimat pogranicza. Tereny przytykające do państwowych granic często wydawały mi sie bardziej opustoszałe, odludne, jakby zawieszone w jakiejś niepewności. Tak jakby ludzie niechętnie sie tam osiedlali (a dawniej tez często z takich terenów byli usuwani siłą). Kwestia wyznaczonej, wijacej sie linii, ktorej nie wolno przekroczyć i zupełnie innego świata położonego za słupkami - nadawały tym terenom jakiejś magiczności. Kolejna odsłona moich fascynacji granicami - to przejścia. Miejsca pełne wojska, przemytników, łapówek i ciemnych interesów. Miejsca przesiąknięte z jednej strony nerwowością i niepokojem, a z drugiej - wymuszonym spokojem, bezczynnością i stagnacją. Uczące cierpliwości - bo nieraz na czekanie w kolejce nie masz wpływu. Połączenie tak sprzecznych emocji, często w oparach benzyny, pyłu i tytoniowego dymu powodowały, ze klimat ten mozna albo pokochac albo znienawidzieć. Ja zakwalifikowałam sie do pierwszej grupy…

Pojawienie sie Unii Europejskiej i tymczasowe zniesienie granic na sporym obszarze naszego kontynentu, w duzym stopniu anulowało tak lubianą przeze mnie atmosfere rozdrganego pogranicza. Przemierzając wiec takie tereny, umownie pozbawione granic, na głownych drogach cieżko nieraz wychwycić nawet moment zmiany kraju. Ot mignie jakas tablica i koniec… Staramy sie więc owe granice przekraczać w miejscach zupelnie nietypowych i nieuczęszczanych (niech choc raz ta UE sie do czegos przyda ;) ) i poprzyglądac sie jak tam, wśród zabitej na głucho prowincji, wygląda świat po obu stronach słupków…

Jednym z takich miejsc jest granica litewsko - łotewska przebiegająca między wioskami Suvainiskis oraz Neretaslauki. Miedzy wioskami rzeczka i mały mostek. I ruch praktycznie zerowy. Rok temu wpadło nam w oko to miejsce, tzn. głownie litewska strona mocy ;) Ale ulewa była taka, ze ciezko bylo w ogole pomyślec o wysiadaniu z auta. Postanowiliśmy więc wrócic tam jeszcze raz.

Przy samej granicy jest spory plac/parking/rondo/zawracalnia? W tle majaczy kościółek z duzych szarych głazów.


Dla kogo i po co tyle asfaltu tu wylali?



I obok stoi wychodek. W szambie duzo siana - i taki zapach panuje w srodku przybytku. Jak w stodole po sianokosach! :)


Do samej granicy przytyka przysiółek drewnianych zabudowan, praktycznie całkowicie opuszczony. Część domów to wiejskie chałupy - inne przypominają wręcz dwory lub kamienice.

Najciekawsze wydaje sie ostatni dom, ktorego ściany prawie opierają sie o słupek. Czy to jakas dawna strażnica? Zdjęcie sprzed roku, gdy z chmur lały sie potoki wody..


I z tegorocznego, pełnego ciepłego światła wieczoru. Rzeźbione zdobienia, werandy, balkoniki, podcienia. Wejście do środka bezproblemowe, pod warunkiem, że ktoś ma nieco wiecej odwagi ode mnie… Wszystko skrzypi, pęka, a ściany i dachy zdają sie śpiewać - jak to w zwyczaju mają domy niedługo przed zawaleniem.






Drewniane chatki prezentują rózny stan zachowania, zarośniecia i ażurowości dachu..








Wnętrza zwykle są już solidnie nadgyzione zębem czasu.. Wygląda jakby stropy miały nie przetrzymać kolejnej zimy..





Meble i inne sprzety dawnego uzytku rozwłóczone są wszędzie…



Piece raczej też już niedziałające…



W rece wpada mi też kilka notatników.. Czy to szkolny zeszyt, pamiętnik czy może przepis na zupe? A może opis dojścia do bursztynowej komnaty? ;)




Staje mi przed oczami scenka sprzed wielu lat.. Połowa lat 80 tych. A ja mam 4 latka. Spędzam wakacje z rodzicami w Skomielnej, w wynajętej chatce, która obecnie nie jest już zamieszkana. Jej ostatni mieszkaniec, stareńka babula, zmarła w ostatnich miesiącach. Obecny właściciel domu, chyba babulowy syn, wynajmuje ją “letnikom” - czyli m.in. nam. W chacie nic sie nie zmieniło od czasu gdy staruszka tam jeszcze mieszkala. Meble, sprzety, strych pełen bambetli. I wypchane dokumentami biurko. To biurko to świat moich marzeń. To wyśnione miejsce eksploracji czterolatka. Kilka razy udaje mi sie niepostrzeżenie zniknąć z oczu dorosłym i dobrać do jego szafeczek. Przekręcam wiec kluczyk i w moje małe łapki wpadają pożółkłe papiery, pełne zdjęć, pieczątek i… wpisów. Najczęściej odręcznych. Niby znam juz literki, ale to znajomość pozwalająca z dumą odczytac “Ursus” na traktorze, ale szlaczki nabazgrane piórem to raczej nie mój poziom.. Gapie się wiec w pliki dokumentów i ciekawość mnie zżera od środka.. Raz postanawiam spytać dorosłych. Ale niestety jedynie dostaje bure za grzebanie w cudzych rzeczach, dokumenty lądują na powrót w biurku, a ja muszę iść umyc ręce.. Wiec kolejnymi razy ściśle trzymam w tajemnicy moje odwiedziny w biurku. I tylko się patrze w kartki, starając sie odgadnąć tajemnicze szlaczki…
Dziś, trzydziesci kilka lat później, napada mnie to samo odczucie. Bo tak samo jak tamten czterolatek nie potrafie nic kompletnie zrozumieć z pliku kartek, które mam przed oczami. Jak łatwo stać sie analfabetą, a pismo w mgnieniu oka przemienia sie w nic nie znaczące mazaje.. Wystarczy sie tylko nieco przemieścić i cała nauka psu w d.. ;)

Zapytałam w internetach. Znalezli sie pomocni ludzie znający nietypowe języki :) Zapiski to ponoc instrukcja obsługi kotłów cieplnych ;) Wiec akurat nic tajemniczego i potęgującego klimat pustej osady na koncu swiata ;)

Jeden z domów, taki piętrowy, otacza wyjątkowo bujna roślinność.



W łopuchy nurkuje z głową.






Nagle spomiędzy wielkich, zielonych parasoli wyskakuje na mnie siedem kotów! Można dostac zawału! Chyba matka z nieco juz podrośnietymi kociętami. Chyba rzadko je tu ktoś niepokoi…

Do wnetrza budynku jest dogodne wejscie - ale tylko dla kota. Cała siódemka włazi. Ostatni sie odwraca i przed zanurkowaniem w szpare ..pokazuje mi język.. Nie powiem, dziwnie sie poczułam..

Mi sie tylko ręka z aparatem mieści..


A dalej krok, mały szus busiowy i jestesmy na Łotwie… Tam gęsta zabudowa nie przytyka do granicy. Wioska jest sporo dalej...

cdn


3 komentarze:

  1. Buba, jesteś mim Idolem, czy jakośtak. Trzymaj ten styl do końca świata i 3 dni dłużej. Gdy kiedyś zahaczycie o Rzeszów, wbijajcie do mnie. Oprócz domu którym zapewne wzgardzisz mam wiatę, nadaje się do spania :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki za mile slowa!

      Nigdy nie wzgardzam domami, w ktorych mieszkaja sympatyczni ludzie! :) Własna wiata przy domu? Kurcze, jak bym taka miala to chyba latem bym codziennie w niej spała! :) Zazdroszcze!

      Usuń
  2. Kiedyś, jak byłam autobusem na wycieczce we Lwowie, to (podczas drogi powrotnej) przy granicy okazało się, że wszyscy muszą wyjść z autobusu i wejść do budynku obok. Musieliśmy pokazać paszporty i nasze torby. Ktoś z nas zauważył, że drzwi były zamknięte na klucz i byliśmy uwięzieni. Po oględnym sprawdzaniu naszych rzeczy jednak zdecydowali się nas uwolnić :)
    Przy przejeździe z Polski do Ukrainy nie było rzadnych utrudnień.

    OdpowiedzUsuń