W latach trzydziestych utworzono tu warzelnię soli. Po II wojnie światowej zakład został rozbudowany, zatrudniał kilkuset pracowników i był jednym z ważniejszych dostawców soli na terenie byłej Jugosławii. Woda morska była pompowana kanałem do specjalnie utworzonych niecek, parowała pod wpływem słońca i wiatru, sól pozostawała na dnie i była zbierana ręcznie. Miejsce upodobały sobie również ptaki, które przywędrowały tu skuszone nową, nietypową dietą. Ryby, kraby i inne żyjątka, które przypływały tu kanałem razem z morską wodą - moczyły się w solance, nabierając nowego smaku i aromatu. Teren został sprywatyzowany w 2005 roku. Produkcję soli przerwano w 2013 roku, bo pojawiły się pomysły, aby teren sprzedać i wybudować tu kompleks luksusowych hoteli. Ostatecznie szczęśliwie do tego nie doszło, a w 2019 roku okoliczne bagna i jeziorka zostały uznane za obszar chroniony i rezerwat ptaków, głównie wędrownych. Solniskami jarają się więc głównie ornitolodzy, bo można tu spotkać kilkaset gatunków, z czego wiele rzadkich i zagrożonych wyginięciem. A i przypadkowi turyści nieraz też chętnie popatrzą na flaminga czy pelikana. My również byśmy nie pogardzili takim widokiem, acz skłamałabym twierdząc, że to ptactwo jest głównym powodem, który nas tu sprowadził.
Oprócz zarastających niecek dawnych solanek i bytujących przy nich okresowo pierzastych - znajdują się tu również ruiny dawnego zakładu zajmującego się przetwórstwem i pakowaniem soli. Z informacji znalezionych w internecie wynikało, że miejsce jest udostępnione dla turystów, płaci się za wstęp, jest jakieś małe muzeum. Co nas głównie zainteresowało - ponoć można wypożyczyć rowery, aby objechać cały teren, który jest dość duży i łażenie z buta po dość monotonnych bagnach raczej nie jest pożądanym pomysłem. Widziałam też w internecie zdjęcia wystających gdzieniegdzie z bagien porzuconych wagoników.
Miejsce okazało się być totalnie inne od tego, którego się spodziewaliśmy. Niestety nie było ani wagoników ani wypożyczalni rowerów. Ale nie było również biletów czy tłumu turystów. Nie było kompletnie nikogo. Tylko my i ogromny, pusty, wyprażony słońcem obszar pełen ruin.
No ale po kolei :)
Teren dawnych solnisk położony jest spory kawałek za miastem. Zmierzając tam pylistymi drogami, mijamy jakieś ogrody. No i wszędzie towarzyszą nam tereny bagienne, o dosyć intensywnym zapachu. Mocno podsychają, ale mimo wszystko coś tam się chyba topi, bo co rusz zapodaje padliną.
Przechodzimy też przez teren ogromnej budowy. Na plakatach było coś o apartamentach i ekskluzywności, ale na oko wygląda to jak klasyczne blokowisko z wielkiej płyty i to takie dosyć klaustrofobiczne. Może poczucia luksusu dodają bagienne wyziewy?
Wśród budowlańców dominują osoby o dość ciemnej karnacji, które na nasz widok automatycznie porzucają swoją pracę i zaczynają się gapić jak wół na malowane wrota. Nie czujemy się zbyt komfortowo w zaistniałej sytuacji, więc mocno wyciągamy nogi. Jest to jedno z najbardziej gorących miejsc, jakie odwiedziliśmy w Czarnogórze. Do tego tutejszy upał nie jest zbyt przyjemny - jakiś taki duszny, lepki i przytłaczający. Może to kwestia tych bagien i wszechobecnego pyłu? A może naszego szaleńczego biegu, by jak najszybciej opuścić to miejsce? Języki przysychają nam do podniebienia - mamy wodę, ale napijemy się później. Śmiejemy się, że czuć w tym Ulcinj bliskość Albanii - jakoś drastycznie pogorszyło się nasze poczucie bezpieczeństwa a okolica stała nieco robaczywa. Może jest jakaś inna droga do solanek, bo ta którą wybraliśmy była oględnie mówiąc mało sympatyczna.
Na wejściu na teren zakładu wita nas różowy, pałacykopodobny budynek, zapewne siedziba zarządu. Na chwilę obecną jest wypatroszony, totalna wydmuszka. Drzwi zabite, a przez okno nie chciało nam się włazić - skoro zaglądaliśmy i tylko goły mur.
Krzesełko na balkonie jakby całkiem nowe i wyraźnie nieraz używane. Ktoś tu widać czasem siada i podziwia widoki.
Przed budynkiem stoi pomnik. Popiersie bohatera jugosławiańskiego zwanego Bajo Sekulić, od którego imienia nazwano te solniska.
Drugim ciekawym budynkiem, który rzuca się w oczy, jest ogromna hala z metalowym, ażurowym obecnie dachem. Miejsce zdecydowanie o przemysłowym charakterze. Część dachu się obwaliło i upadło na jakieś resztki maszyn, więc ciężko w tej plątaninie żelastwa się teraz wyznać co dach, a co inne konstrukcje.
Są tu również pryzmy jakiś materiałów sypkich, które leżą już od dawna i zaczęły się zbrylać oraz porastać soplami. Podejrzewamy, że może to być sól.
Podążamy dalej wzdłuż kanału. Pojawiały się pomysły, aby się w nim wykąpać. Niby dawniej płynęła nim woda morska, ale co płynie teraz, skoro po zamknięciu zakładu przestały działać pompy? Nie mamy pewności co kanał co po drodze zbiera, więc ostatecznie wstrzymujemy się z przekąpkami do morza i póki co prażymy się wyłącznie na sucho ;)
Wszędzie w okolicy pełno jest różnych niecek, baseników, odstojników i innych betonowych umocnień służących przechowywaniu cieczy.
Zaglądamy do wielu ogromnych hal.
Czasem można się natknąć na coś niespodziewaniego - co nie wygląda na porzuony sprzęt pochodzący z czasów działania solnisk.
Wagoników nie udaje się namierzyć. Źle szukaliśmy albo ich już nie ma? Odnajdujemy jednak fragmenty starych torowisk.
Odpoczynek na wygrzanym betonie, pod latarnią zastygłą w pół-locie.
Dekielek. Znam gościa, który zbiera takie pokrywy - w Czarnogórze miałby używanie ;)
Wielokrotnie włazimy też do pomieszczeń o przeznaczeniu biurowym czy magazynowym, gdzie zachowały się krzesła, stoły z szufladami, a nieraz i jakieś fragmenty starych komputerów.
![]() |
![]() |
|---|
Co w takim miejscu najbardziej cieszy chyba każdego miłośnika opuszczonych miejsc? Rycie w papierach! :) Przeglądanie starych dokumentacji, archiwów, kalendarzy, tabliczek BHP, dyplomów, świadectw, pieczątek, rysunków. Istny raj, który przenosi cię choć trochę w historię tego miejsca, umożliwia jakby muśnięcie czasów, które minęły.
![]() |
![]() |
|---|
![]() |
![]() |
|---|
![]() |
![]() |
|---|
Fragment jugosławiańskiego banknotu.
W tym pokoju kalendarz zatrzymał się w roku 2009.
Największe wrażenie robią na nas jednak ogromne rysunki techniczne różnych maszyn. Kurde, ale czasu ktoś na to poświecił, żeby tak ładnie i równo wymalować - a teraz tak się wala nikomu niepotrzebne... Tak jakoś szkoda...
Stacja pomp albo tam jaka inna rurownia.
Bardzo solidny kawał stołu!
Droga ze starego asfaltu oddala się od ruin i wpełza pomiędzy trawy. Kanał wciąż towarzyszy nam po prawej stronie. Idziemy, idziemy a widok się nie zmienia. Tatarak, płowe trawy i góry zamykające horyzont gdzieś w dali. Jeziorka są jakieś mocno podeschnięte. Robi się trochę nudnawo... Tak iść, iść i jakby taśma się spod nóg zwijała, bo po bokach nie za wiele się zmienia. Co innego jakbyśmy mieli te rowery! No te, co tam stały w zamkniętej szopie ze sflaczałymi oponami.
Nie wiem ile przeszliśmy, gdy podejmujemy decyzję o odwrocie. W sumie to nie ma znaczenia czy to było 2 km czy 500 m. Nie ma raczej zbyt dużej szansy, że na owej patelni bez wody będą stały stada flamingów i pozowały nam do zdjęć ;)
Wracając odwiedzamy jeszcze jeden budynek, który nie wiem czemu wcześniej przegapiliśmy. Drewniany domek. W środku wyjątkowo dobrze zachowany.
Nieco wyblakły ścienny portret. Wygląda na Tito, bo i z gęby podobny, i taki medalami obwieszony ;)
Zeszyt z 1980 roku. Ja cię kręce - starszy ode mnie a w takim rewelacyjnym stanie!
Bardzo a to bardzo mnie zaciekawiło o czym te opisy traktują, bo jakby pisane w formie pamiętnika? Z druku może coś by się udało zrozumieć, ale z ręcznie postawionych wywijasów nie ma szans. Robię więc tylko zdjęcie. Z pomocą przychodzi mi AI (już po powrocie, w domu, w czasie pisania relacji)
"To ręcznie pisany dziennik z lipca 1980 roku, w języku serbsko-chorwackim (pisownia z epoki jugosłowiańskiej). Pismo jest dość trudne do pełnego odczytania - zapis jest techniczny i miejscami nieczytelny. Całość wygląda jak inżynierski dziennik budowy lub melioracji wodnych."
Pojawiają się powtarzające motywy:
-kopanie kanałów (odvodni kanal, iskop, proširenje)
-czyszczenie i utrzymanie potoku
-mostek lub przepust („most”, „propust”)
-pomiary odcinków (np. 1500 m, 4,40 m szerokości)
-zużycie materiałów, robocizna, teren
-spisywanie kosztów i ilości (np. „1.975.957,00”)
-notatki logistyczne: transport, radovi, mašine"
Niedokładne - ale w sumie nic więcej nie potrzeba. W pełni zaspokoiło to moją ciekawość, a i idealnie pasuje do miejsca, w którym zostało znalezione.
Nieco nowsze zapiski, bo z 2000 roku. Jakaś lista obecności?
Plakat na ścianie. Niestety już bardzo zniszczony i częściowo zatarty.
Wykresy przedstawiające produkcję soli rozłozoną w czasie.
Część budynków na terenie jest zdecydowanie nowsza, zachowana w dobrym stanie i na pewno była użytkowana po zaprzestaniu działalności zakładu. Ich wygląd raczej świadczy o turystycznym przeznaczeniu.
Tu np. budka, gdzie znajdują się rowery - te co je ponoć można wypożyczyć.
Sklepik z pamiątkami.
Muzeum. W środku stoi samochodzik, wyraźnie do wożenia zwiedzających.
Wnętrza jednego z zamkniętych budynków też sprawiają wrażenie nie całkiem opuszczonych.
W kilku miejscach spotykamy ozdoby - ważki zrobione ze starych parasoli! Kapitalny pomysł! :)
Czy te obiekty są pozostałością po czymś co działało rok czy dwa temu, ale może było nierentowne i je zamknięto? Czy walą tu tłumy zwiedzających, ale wyłącznie w sezonie? Nie znamy odpowiedzi na te pytania. Wiemy jednak jedno - nam się udało zwiedzić to miejsce w takiej formie, jaką lubimy najbardziej :)
cdn











































































Brak komentarzy:
Prześlij komentarz