bubabar

czwartek, 19 stycznia 2023

Wrześniowe Czechy cz.7 (2022) - Boreń

Z miasteczka Bilina idziemy na Boreń. Wyboista droga mija ogródki działkowe i tam wchodzi w pola przetykane zaroślami. Tam też wyłania się nasza skałka.


Górka jest niewielka, bo coś trochę ponad 500 m, ale sporo wystaje nad okolicę, no i skalista forma nadaje jej klimat wręcz wysokogórski.


Droga w kierunku szczytu długo kluczy łąkami i zagajnikami, obchodząc wzgórze dookoła. Z bardziej odkrytych fragmentów trasy mamy widok na miasto u podnóża - rozsiane po wzgórzach blokowiska, sprawiające wrażenie otoczonych gęstym kożuchem lasów.




Na leśnej ścieżce można napotkać różne niezbędne dla turystów przedmioty. Tu np. można wziąć prysznic.


Samo główne podejście jest dosyć pionowe i prowadzi skalnymi urwiskami lub wąwozami, pełnymi korzeniastych drzew i uciekających spod nóg kamulców.










Skała jest tu przeważnie czarna lub zielona - gdy omszeje.



Są też stromo opadające gołoborza, a gdzieś tam w dole właśnie śmiga pociąg.



Miło kwitnąca roślinność naskalna.


U podnóża Borenia przebiega straszliwie wyjąca autostrada. Górka, którą widać na zachód to chyba Zelenycky Vrch (częsciowo solidnie wygryziony przez kamieniołom), a jeszcze dalej Zlatnik.



Zdjęcie na szczycie musi być! :)


Krajobrazy mocno już zapodają jesienią.




Z góry można dogodnie zajrzeć do wielkich jam kopalni odkrywkowych, które rozciągają sie od Biliny po Sokolov. Największe wrażenie robią na mnie te maszyny, te różniste glebogryzarki, zwłaszcza jak zwrócić uwagę na stojace przy nich ciężarówki czy baraki. To są jakieś monstra! większe chyba niż dwa wieżowce jeden na drugim! Długo więc wślipiam się w okienko aparatu, które od dawna traktuje jako lunetę, obserwując jak urobek jeździ taśmociągami, machają łapy dźwigów, a nawet z dużej wysokości upada jakiś spory kamień, co chyba nie było planowane, bo widać konsternację robotnków - biegają w kółko jak mrówki w mrowisku po wsadzeniu patyka.








Tu też coś ryją i jakieś taśmociągi przecinają przestrzeń.


Jeśli ktoś lubi krajobraz pełen dymiących elektrowni, to widok z Borenia zapewne go nie rozczaruje :) Najbliższą widzimy w miasteczku poniżej, w Bilinie.


Możemy pozaglądać w różne zaułki zakładu czy w plątaniny torowisk na jego obrzeżach.



Inne dymiące okazy w bliższych i nieco dalszych okolicach.



Fabryka chmur ;) I to takich specjalnych - podświetlonych od środka.


Pozyskiwanie energii - tradycja kontra nowoczesność ;)


Chyba od dzieciństwa nie widziałam nigdzie naraz tylu porządnie dymiących kominów! :) Daje to do myślenia... że u nas na każdym kroku kwik, łapanie się za odwłok i manie prześladowcze jaki to węgiel zły i jak trzeba go przestać używać, a tuż za miedzą kominów jak grzybów po deszczu. I ponoć ta sama "Europa" na nich łapę trzyma... Acz może te porównania to kwestia mojego niedoinformowania - może Czesi fiołkami palą?

A odnośnie pozosykiwania fiołków - na dno wyrobisk są chyba organizowane wycieczki, aby połazić wśród krajobrazu księżycowego w cieniu gigantycznych maszyn. Przynajmnienej niektóre zdjęcia z googlemaps nasuwają takowe przypuszczenia.


Ze szczytu widać też zamek Kostomlaty, gdzie byliśmy wczoraj. Jest więc wielce prawdopodobne, że z wieży zamkowej było widać i Boreń. Może więc gdyby robotnicy nie byli złośliwi i puścili nas na basztę - to i z tej górki byśmy mieli jakiśkolwiek widoczek, a więc i lepsze wspomnienia.


Można wypatrzeć też takowe cudo. Radar nie radar - nie wiem co to za licho!


A tu coś bulastego ze wzgórza sterczy...


Krajobrazy pełne polnych dróg.


Na zejściu mijamy chyba jakieś praktyki studenckie z geologii, bo kują młotkami w skały próbując zagłuszyć wycie autostrady. Najstarszy z nich z lubością obraca w ręce każdy kamyk coś tłumacząc, a potem chowają je do worków. Część kamieni trafia do kuferka - chyba te najcenniejsze okazy, bo każdy z nich jest wcześniej owijany w szmatkę. Studenci mają na stanie dwóch czarnoskórych, zawiniętych szczelnie w szaliki i wełniane czapki, którzy wyglądają jakby dujący, lodowaty wiatr znosili jeszcze gorzej ode mnie ;)

Gdy schodzimy chmury gęstnieją. Wygląda na to, że pogoda znad ostrzyc jednak i tutaj dotarła. Ledwo zdążamy do busia, tylko trochę nam dolało na ostatnich 200 metrach.


Na nocleg zatrzymujemy się przy wiatce na rozdrożu, na terenach wsi Hetov.



Wsi tam nie ma. Jest tylko nazwa, kapliczka i droga prowadząca w pola, gdzie według wiszącej przy wiacie mapy są jeziorka. Znad pagórka unoszą się dymy wyziewane przez elektrownie.


Chcieliśmy przejść się do owych jeziorek, za widoczny na zdjęciu pagór...


...ale kolejna fala deszczu niweczy nasze zamiary.


Siedzimy więc w wiacie. Na stole, bo na ławy zacina. Mamy gulasz węgierski z puszki i nalewkę. Jedna z lepszych ziołowych nalewek jakie piłam. Kupiliśmy w Bilinie na stacji benzynowej. Potem już nigdzie nie widziałam takowej...



cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz