bubabar

piątek, 4 marca 2022

Wrześniowa włóczęga cz.26 - wyrobiska koło Sompolna i Turka (2021)

Nie pierwszy raz zawijamy w te okolice. Kilka lat temu odwiedziliśmy lazurowe jezioro, które odżywia się butami turystów. Tym razem był plan więcej pokręcić się po okolicy i nasycić oczy industrialnym krajobrazem.

W wyrobiskowe okolice Sompolna trafiamy akurat przypadkiem. Jadąc ze Ślesina w stronę Sompolna jakoś nas nachodzi, aby ominąć miasto i obczaić sobie boczne drogi. Skręcamy więc na Police, Lubstów. W moim atlasie samochodowym Police są znaczone jako zwykła wieś. A okazuje się, że już jej nie ma! Wychodzi na to, że w jej miejscu szumią teraz wody zbiornika - zalanego wyrobiska pokopalnianego. Mijamy nawet pomnik upamiętniający wydobycie w "odkrywce Lubstów" w latach 1979-2009.


Mamy okazję przejeżdżać pod ciekawą konstrukcją - taśmociągiem przeładunkowym węgla brunatnego. Węgiel trafa tu obecnie z kopalni Tomisławice koło Boguszyc (położonej nieco na północ stąd) i potem jest transportowany koleją do elektrowni w Pątnowie.




Wspomniana linia kolejowa o bardzo ciekawych słupach.



Napotykamy tu sympatyczną lokomotywkę! Wygląda jakby była bardzo wiekowa! Później, z komentarzy pod relacją dowiedziałam się, że to "krokodyl" zwany też EL-2


Na mapie satelitarnej kilka miejsc wydawało się wyglądać dosyć spektakularnie np. wieś Janiszew, z kościołem i cmentarzem z 3 stron otoczonych wyrobiskami.


Na miejscu jednak nie wygląda to jakoś bardzo ciekawie. Normalne zabudowania, a gdzieś w tle majaczą jeziorka. Bo obecnie owe wyrobiska są już wypełnione wodą.

Jedziemy jakąś boczną drogą między wyrobiskami.



A potem ona nagle okazuje się być drogą wewnątrz zakładową, gdzie wszędzie patrzą na nas kamery. Droga jest za wąska, aby sprawnie zawrócić. Mamy nadzieję, że uda się ten zakład "przeciąć" i wyjechać z drugiej strony. Udaje się. Brama jest otwarta, a siedzący w budce cieć ma bardzo głupią minę. Napewno by nas nie wpuścił. No ale jak nie wypuścić?

Wyjeżdżamy na normalne drogi w okolicach takiego napisu :)


Biwak zapodajemy w okolicy wsi Radyczyny nad zbiornikiem Przykona. On też był niegdyś wyrobiskiem kopalni węgla brunatnego "Adamów". Malownicze miejsce. Ognisko palimy na samym brzegu, więc pełgające płomienie odbijają się w tafli wody. W tle, w promieniach zachodu, majaczy górka. W nocy błyskają nieopodal czerwone "oczy" wiatraków. Sine światło księżyca przeziera przez chmurki z gatunku "kwaśne mleko".







Rano fale jak na morzu. Przywiewa skądeś duże ilości piany. Świetna atrakcja do zabawy!


Zwiewa nam też z kanapek salami. Jeden plasterek wiruje w powietrzu jak piórko. Bardzo to śmiesznie wygląda! Śniadanie musimy więc zjeść w zamkniętym busiu.


Jakby toperz jeszcze nie miał przezwiska - to byśmy go nazwali ananas! :P


A jeszcze z innej beczki - dziś zaobserwowaliśmy pierwszą wadę bocznych dróg. Jadący z przeciwka traktor oblewa nas gównem. Taki duży traktor, co ledwo mieści się na drodze, a ładunek ma na przyczepie. Wszystko podskakuje, więc na każdym wyboju jest rozbryzg. No a jakoś tak wychodzi, że mijamy się przy tym najwiekszym HOP! Czyścimy więc biednego busia chusteczkami dla niemowląt, bo cały lewy bok jest w kropki i wali jak szambo... Dobrze, że to był chłodny dzień więc okno było zamknięte... Bo strach w ogóle pomyśleć, że ono mogło być otwarte... ;)

Gdzieś na trasie spotykamy taką sympatyczną kapliczkę w dziupli starego drzewa.

cdn


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz