bubabar

środa, 12 stycznia 2022

Wrześniowa włóczęga cz.4 - Brzeźnica i Łobzów - opuszczone wioski (2021)

Pierwsze co nas tu uderza to cisza… Wieś, która nie wita nas wyciem kosiarek i ujadaniem psów. Jest tak cicho, że słychać szum opadających liści i nasze kroki na brukowanej drodze. Domy utopione są w łanach nawłoci a zewsząd zawiewa zapachem jesiennego sadu. Tak… W ten sposób może obecnie wyglądać jedynie wieś, skąd zniknęli ludzie. Cisza i bujna roślinność jakoś nie idą w parze z tym gatunkiem…

Dotarliśmy do Brzeźnicy, wioski gdzie z żadnej strony nie podchodzi asfalt. Nie była to duża wieś. Domów jest kilka i są już raczej tylko skorupkami dawnej świetności. We wnętrzach nie za bardzo jest co oglądać, bo wszystko zostało dość skutecznie wypatroszone. A może po prostu cały czas porównujemy to miejsce z Raduchowem, gdzie byliśmy w kwietniu, a tam stan zachowania był naprawdę rewelacyjny?

Główna droga przez wieś. W “centrum” jest brukowana.







Potem w jedną i drugą stronę bruk zanika, przyjmując nawierzchnię ziemną.


Jeden z domów otoczony był ceglanymi murkami.



Kiedyś ktoś tu zamurował okna, więc mimo słonecznego dnia wnętrza są ciemne i czasem trzeba użyć latarki, żeby se pyska nie rozbić.





Tu jakby cegły i inne budulce przygotowane do wywiezienia? Równo ułożone w stosiki…


W wielu wnętrzach już zupełnie nie ma co oglądać…




Ale zawsze atrakcją pozostają schody. Mają różne kształty i co najważniejsze - są drewniane i skrzypią. Tego nie mamy na codzień żyjąc w domach z betonu.



Nie wiem co mieściło się w tym budynku. Trochę kojarzy mi się ze sklepem. Tak jakby nad drzwiami był kiedyś jakiś szyld?


I nawłoć! Wszędzie nawłoć!



To był chyba najlepiej zachowany budynek. W środku zostały nawet jeszcze meble, takie w miarę w całości. Ale dachy już fest dziurawe…





Przydrożne artefakty…


Dom z luksferami.


Do tego budynku jakby bomba wpadła. Wszystkie sprzęty wywalone na zewnątrz i rozwłóczone.


W środku można się poczuć obserwowanym! Na 150% ;)


A przepraszam! Są jednak mieszkańcy!


Gdzieś na boki odchodzą wijące się drogi…


Najciekawszym miejscem wioski jest kościół.


Położony na pagórku, w otoczeniu starych drzew - tak jak zazwyczaj wyglądało otoczenie wiejskich kościółków, zanim w ostatnich latach również księża dostali amoku wycinania i obsesyjnej nienawiści do zieleni…


W środku można jeszcze zasiąść w ławce i zadumać się nad tym, kto ostatnio w niej siedział użytkując to miejsce zgodnie z przeznaczeniem.






Można wypatrzeć resztki niemieckich napisów…



…albo i inne ciekawe detale.


Wieża od spodu. Drabina niestety zbyt zdekompletowana, abyśmy próbowali z niej skorzystać.


Ostatni mieszkaniec zniknął z tej wsi w 2015 roku. Potwierdza to dokument znaleziony w jednym z domów i spotkany w pobliskim lesie drwal, z którym oczywiście wdajemy się w pogawędkę.


Idziemy jeszcze do równie opuszczonego przysiółka zwanego Łobzów. Prowadzi tam pylista droga wijąca się wzdłuż linii kolejowej.



Mój ulubiony rodzaj słupa!



Przy części słupów wiszą jeszcze kable.



Z tej strony też widać kościół, acz można go łatwo przeoczyć ;)


Między Brzeźnicą a Łobzowem przepływa sobie niewielka rzeczka o nazwie Brzeźnicka Węgorza.



W przysiółku zachowały się resztki dwóch budynków z pustaków. Sprawiają one wrażenie jakby nigdy niedokończonych? Albo zabudowań gospodarczych?









Cały teren jest zarośnięty nawłocią, taką po szyję! Nie… dużo wyżej! A owe łany całe trzęsą się od bzyku pszczół. Kabak każdej z nich się przygląda czy to przypadkiem nie jest to Maja, Gucio albo pani Klementyna.






Napotykamy tu też dziwną skarpę. Częściowo jakby wzmacnianą kamieniami? A może to też są resztki jakiegoś budynku? Być może jesienią, gdy busz podwiędnie, można tu odnaleźć coś więcej?



cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz