bubabar

środa, 5 stycznia 2022

Wrześniowa włóczęga cz.1 - Głogów, Nowy Tomyśl (2021)

Przyszedł czas na najdłuższy nasz wyjazd w tym roku. Jaki mamy plan? Ano dojechać nad polskie morze i wrócić. I mamy na to 3 tygodnie ;)

Pierwszego dnia głównie jedziemy, coby się wydostać z zasięgu wycieczek weekendowych i odepchnąć się w tereny nam bardziej nieznane i nieosiągalne przy małej ilości czasu. Dopiero w Głogowie zjeżdżamy w krzaki i dajemy się nieść fali przygody. Idziemy wzdłuż Odry, oddalając się od miejsc zabudowanych.

Najpierw mijamy most kolejowy, którego jedna nitka jest nieużywana, więc możemy sobie po niej połazić. Czynne torowisko oddziela od nas kolorowa rura.






W oddali widać most drogowy. Kabaczę jest zachwycone kolorem ;)


Po drugiej stronie rzeki widać ławki. Siedząc na nich można swobodnie moczyć nogi. Podlało trochę lokalny park.

Prawie jak w Sztabinie. Ciągle widać wieżę kościoła ;)


Teraz to dzikie łąki, ale kiedyś mieli tu utwardzone drogi.




Dalej jest fort. Jest duży, okragły, opatulony łanami nawłoci.



Obok fortu ktoś biwakuje w zaroślach, acz to raczej wygląda na dłuższy i bardziej stacjonarny pobyt. Słowo “pomieszkuje” jakoś bardziej się nasuwa.


Fort zaskakuje nas pozytywnie. Myślałam, że wnętrze jest puste, a jest tam bardzo ciekawy jakby “trzpień” z okienkami. Można chodzić w kółko wokół niego. Cudne miejsce na imprezy, a podświetlone ogniskiem to już w ogóle musi być bajka!








Na biwak zajeżdżamy nad jezioro koło Babimostu. Pusta plaża, spadające żołędzie, sosnowy las szumi i pachnie. Miło :)







Życie przeniosło się na wodę. Przepływa kilka kajaków, motorówki, łodzie wędkarzy. Najciekawsze są dwie motorówki, które sobie płyną obok siebie, a siedzący w nich ludzie rzucają do siebie piłką. Oczywiście rzadko komuś się udaje tą piłkę złapać. Więc trzeba ją łowić z wody. Łowiąc czasem ktoś się za bardzo przechyli i wpada z głową do jeziora. Nie muszę chyba wspominać jakie dzikie kwiki, okrzyki i salwy śmiechu temu towarzyszą. My kibicujemy z pomostu. Chyba bardzo ich to cieszy. A! Ich piłka w końcu się zgubiła. Była i nie ma. Wszyscy jej szukają. Nie wiem czy zatonęła czy ją ryby zjadły? To była taka duża piłka z łatek skórzanych, jak do kopania. Jak taka piłka może się nagle zdematerializować na środku jeziora? Aż mi się przypomniał jeden dowcip:
“Diabeł zamknął Ruska, Niemca i Polaka w pomieszczeniu, gdzie są same ściany. Każdemu z nich wręczył po dwie duże metalowe kule i dał im tydzień, aby zrobili z nimi coś, co go najbardziej zadziwi. Po tygodniu diabeł zagląda do Ruska co tam on zrobił z kulami - a on nauczył się je podrzucać.
Zagląda do Niemca - a on je wyglancował, że lśnią jak psu jajca.
Zagląda do Polaka - a Polak jedną zgubił, a drugą zepsuł…” ;)

Nie wiem jak z diabelskimi kulami, ale z tego co wiem to piłka się nie znalazła ;)

Tak to kipi życiem jezioro Chobienieckie. Na brzegu jesteśmy tylko my. Czas mija jak zwykle przy ognisku.


Kubek pełen lasu! :)

Krecik oczywiście zaraz gdzieś wpycha nosek!


Późnym wieczorem słychać zza lasu przedziwną muzykę. Repertuar mają biesiadno - religijny i oba te formaty przeplatają się w zaskakujących konfiguracjach. Początkowo myśleliśmy, że to wieczorna msza leci z głośnika, bo “O dobry Jezu” czy “Już teraz we mnie kwitną twe ogrody,” ale zaraz potem ni z tego ni z owego kolejny utwór: “ Widać ci to widać, która dziewka daje bo jej lewa noga od prawej odstaje. Hej hop!” . Co to u licha jest? Głośność i czystość dźwięków wskazuje, że raczej nie pijana zgraja śpiewa przy ognisku. Jakby ktoś śpiewał do mikrofonu? Ni to odgłosy koncertu, ni oficjalnej imprezy. Próbujemy nawet iść w tamtą stronę, ale wygląda na to, że jest to dosyć daleko, tylko tak dobrze się niesie.

Kolejnego dnia, w Nowym Tomyślu rzuca się nam w oczy gigantyczny, wyplatany kosz!


A zaraz potem stragany z koszykami! I z miodem! Festyn! Ogromny! Nie omieszkamy zajrzeć, bo uwielbiamy festyny.





Kabak od razu wypatrzył animacje dla dzieci, gdzie Marszal organizuje zawody, pociągi, pełzanie na brzuchu po chodniku. To mamy godzinę z głowy… Ale przecież nam się nigdzie nie śpieszy.


Pożeramy też gofry. Jak to na festynie.


Kupujemy też miód. Toperz mówi, żebyśmy zaczęli robić zakłady kiedy słoik się rozbije na wertepach i zaleje całego busia.

W ryneczku sobie stoi jeszcze taki kamienny pomnik.



A dalej stan dróg sugeruje, że zmierzamy w zdecydowanie dobrą stronę! :)



cdn

1 komentarz: