bubabar

wtorek, 4 stycznia 2022

Zimowe wycieczki nadodrzańskie (2021)

Większość wycieczek nad Odrą odbywamy w okresie późnojesienno - zimowo - wiosennym. Głównie z tej racji, że letnią porą busz nadrzeczny staje się trudny do pokonania bez meczety, a komary, meszki czy inne kleszcze próbują intruzów pożreć żywcem ;) Zimą chaszcz nadbrzeżny nadal jest gęsty, pokręcony i malowniczy, ale można dogodnie wbić w jego labirynty i cieszyć się ciekawą wędrówką.

Poniżej zbiorcza relacja z kilku różnych wycieczek w zimowych okresach, w warunkach krańcowo odmiennych. Bo zimowe dni przybierają najróżniejsze formy i kolory.

Pierwsza z nich upłynęła pod hasłem szadzi. Śnieg był, ale mało. Zmrożona wilgoć udekorowała za to wszystko wokół w malownicze, trzeszczące igiełki. Z daleka wygląda jakby wszystko osiwiało!












W niektórych miejscach ciekawe jest połączenie częściowo oszronionych traw i gałęzi z ciepłymi, wręcz letnimi kolorami reszty krajobrazu. Żółcie, rudości i brązy w całkiem sporej ilości przezierają spomiędzy szarych połaci zimy.












Najbardziej niesamowicie tego dnia wyglądają chaszcze z bliska! Bo każda najmniejsza, najbardziej zwyczajna trawka, gałązka, listek, baldach czy inna chmielowa rosochata szyszka, wszystko jest udekorowane dziesiątkami połyskujących w słońcu igiełek! :)




















Struktura jak firanki czy wydzierganej na szydełku koronkowej serwetki!







Na naszej trasie nie brakuje również ptaków. Ptactwo jednak prezentują się normalnie, nie ma na nich kryształków szadzi ;)





A i sam lód, porastający nadrzeczne kamienie, ma od czasu do czasu ciekawe formy.

Wieczór idzie.. Wracamy do zamglonego miasta..



Nieraz bywają zimy całkowicie bezśnieżne - takie chyba lubię najbardziej! Drzewa i krzaki czasem zadziwiają rosochatością, a siano wisi na wysokości kilku metrów. Tak malowniczo bywa tylko po powodziach. W niektórych miejscach te chochoły przyjmują kształty jakiś przedziwnych stworów - i co najgorsze cały czas się ruszają na wietrze! I nawet trochę śpiewają, cienkim furkoczącym głosem...








Wieka woda przynosi też inne skarby - okna, drzwi, skrzynie...


A tak się prezentuje mój ulubiony sektor najgęstszych wiatrołomów, zawalisk popowodziowych i błoto-bagien z gatunku zasysających :) Plan tego dnia zakłada wędrówkę jak najbliżej lustra wody - niezależnie od okoliczności towarzyszących. Tempo zapewne mamy gdzieś 500 metrów na godzinę, ale za to ile radochy!














Czasami robi się trudniej niż zazwyczaj ;)



A potem w nagrodę urokliwe, piaszczyste mierzeje!




Ciekawa konstrukcja - huba przebita patykiem. A patyk solidnie wrośnięty.


Chaszczowy popas.


I hamaczek na ulubionym drzewie o 20 pniach! :)



Są dni, gdy uda się trafić na dywany z kaczek! Acz takie zagęszczenie to napotkaliśmy chyba tylko raz! Grzały się w słońcu, nie uciekały na nasz widok i radosny gęgot setek dziobów niósł się polami wokół!






A potem kaczuchy postanowiły zmienić lokalizację - znów decyzja była zbiorowa.


I tylko czasem w cieniu można sobie przypomnieć, że jednak wciąż mamy grudzień. Zima jest, tylko się nieco przyczaiła!







Uroki niskiego stanu wody - czasem pojawi się na rzece nowa wyspa.


Albo plątanina półwyspów!



Wesoły ponton walczy z prądem! Silniczek rzęzi a trzech panów z pieśnią na ustach kontunuuje swój spływ. A my zazdrościmy! :)


Tu kiedyś pomieszkiwał bezdomny. No ale potem przyszła powódź…


Wędrujemy dalej, śladem miejsc, które zazwyczaj siedzą głęboko schowane pod wodą.





Zły brzeg wybraliśmy na wędrowanie… U nas jest zima, a tam nie!



Nie ma chaszcza nie ma wycieczki! :)





Był sobie ambitny bóbr! Ale chyba w końcu jednak się poddał? Czy to akcja zaplanowana i teraz czeka cierpliwie aż drzewo uschnie albo się samo obwali?


Naturalny szałas!



Atak grzankowych piromanów! Mini ognisko z popowodziowego sianka!



Wyspy, piaszczyste łachy… Jak nie nad Odrą!





Czasem jakieś wielkie drzewo chlupnie do rzeki!



A czasem zasypie solidnie śniegiem i nadrzeczne okolice…






Na samiuśkim końcu wyspy odkrywamy przyczułki dla barek, podobne jak te u nas, ale dodatkowo z mostkami!






Zawsze jakaś atrakcja, acz po oblodzonych nie łazi się zbyt dobrze… I jak tu lubić zimę? Z której strony nie spojrzysz to tylko przysparza kłopotów!

Konkurs na najbardziej zajemiolone drzewo chyba rozstrzygnięty! ;)


Woda opadła, lód został! Fajnie to wygląda!


Cały czas płynie kra. Dziwny dźwięk ma taka lodowa rzeka, tak jakoś szeleści i trzaska.


W zatoczkach i przy brzegach zaczyna coraz solidniej podmarzać.





Olodzone trawy.


Przerwa na herbatkę i ciasteczka! Niedługa - coby kupry do żerdzi nie przymarzły ;)


A to ciekawe miejsce, nie wiem dokładnie jakiego przeznaczenia. Raczej już nieużywane… Jakby dawna śluza? Na jakiejś rzecznej odnodze, której już nie ma?







W inny śnieżny weekend pizga tak przeokrutnie, że wyłazimy na krótko - głównie wyprowadzić sanki na spacer. I Krecika.



W okolicach naszego plaskatego miasta pozjeżdżać to można tylko z wału nad Odrą.



Ptactwo się wysypało na niebo!


Klimaty nadbrzeżne.





Budujemy bałwana!


Bałwany zazwyczaj są mniej kudłate, ale co poradzę, że mi się podobają bujne czupryny :)


Tu go przytulamy, bo ponoć powiedział, że mu zimno!


Rozpalamy też małe ognisko, wprawdzie nie wzieliśmy nic do pieczenia, ale przynajmniej trochę ręce ogrzejemy!




2 komentarze: