Idziemy połazić przy zatoczkach i skarpach od strony zalewu. Tafla wody jest nieruchoma, nieco zielonkawa i pachnie z lekka nadpsutą rybą. Rozłożone gęsto sieci świadczą jednak, że żywej ryby również tutaj nie brakuje.
W oddali majączą zabudowania Fromborka, przywołując wspomnienia sprzed równo 5 lat, gdy imprezowaliśmy na tamtejszym kempingu z uczestnikami zlotu motocyklistów. Powietrze jest stojące i chyba po raz pierwszy na tym wyjeździe - upalne. Slońce jest jednak przyćmione, za dziwną mgłą, a w powietrzu unosi się duchota. Bardzo szybko jesteśmy cali obklejeni piaskiem. Jak to się dzieje skoro nie ma wiatru? Tak jakby tym piaskiem było przesiane całe powietrze. Może więc od tego jest ono takie gęste, lepkie i zamglone?
Piaszczyste klifo - zatoczki są malownicze. Ta część wybrzeża jest dużo ciekawsza niż nudny morski brzeg po drugiej stronie mierzei. Dzikie róże bujnie porastają skarpy. Korzenie sosen sterczą w powietrzu, bo piach, w którym tkwiły, wybrał wolność i się osunął, ruszając na spotkanie z zalewem.
Za nogi łapią nas pęki jeżyn, wynagradzając podrapania słodkim jeszcze owocem.
Rosochate bele drzew zdobią niewielkie rybacze plażki porosłe nieraz gęstym sitowiem.
Zieloności nie zachęcają do kąpieli, ale bardzo urozmaicają krajobraz przy gapieniu się w wode!
Lato wyraźnie ma się ku końcowi... Nie można odmówić wybrzeżom barw wybitnie już jesiennych... Czas płynie nieubłagalnie...
Zjazdy na kuprach z klifów na długo pozostaną w naszej pamięci!
Czasem trafi się drzewo w iście helskim stylu!
Gdzieś tu, na widokowej skarpie, wieszamy hamak i cieszymy się magią chwili...
Wybraliśmy na hamak chyba najbardziej apetyczne drzewo w okolicy. Bo akurat centralnie nad nami pracowicie odżywia się dzięcioł. Wali dziobem aż drzazgi lecą. Oprócz skóry oklejonej piaskiem, i nawbijanych wszędzie kolców jeżyn - dołączamy do zestawu czupryny pełne rozdrobnionej kory - powoli acz konsekwentnie stajemy się fragmentem otaczajacego lasu. ;)
Gdybyśmy w tym momencie zakończyli wycieczkę po nadzalewowych urwiskach - wrażenie pozostałoby by jedynie ciche, pachnące i przesiane atmosferą sielanki. Niestety... Zachciało się nam jeszcze jednej zatoczki...
Miejsce to zwane jest na mapach Zatoką Dzikiej Róży. Znajomy mi o niej opowiadał, że to jest wyjątkowo piękne i zaciszne miejsce. To znaczy było... Zatoczka została właśnie rozorana przez ciężki sprzęt... Co oni tam robią? Drugi alternatywny przekop mierzei, jakby się pierwszy nie udał? Kopalnie bursztynu? Fabrykę błota? Łowienie ryb metodą odkrywkową? Jedno jest pewne - zatoczka z opowieśc przestała istnieć... Koparka ryje, szlam wrzuca na wywrotkę, a ona grzęznąc w bagnie jedzie wysypać "urobek" w grząską toń, która niegdyś była wodą...
Tak... Jakby w takiej zatoczce turysta rozbił namiot, albo co gorsza rozpalił ognisko - wszyscy by się łapali za d... z oburzenia. A jakby wjechał autem? Aj! Oj! Kryminał! Niszczenie bezcennych wydm! Brak odpowiedzialności za planetę, przyszłe pokolenia i fioletowe robaki zagrożone wyginięciem. Ale jakoś dziwnie ochrona "bezcenności krajobrazu" zwykle natychmiast się kończy jak się pojawia "inwestycja". I w miejscu, gdzie jeszcze pół roku temu biwak byłby zbrodnią - wjeżdżają buldożery - i już jest ok. Wszyscy piewcy nieskażonej natury nabierają wody w usta. Ot... kwintesencja polskich klimatów...
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj, jak dobrze przemieść się z Tobą w takie pozne lato.. Szczególnie gdy zimowy luty za oknem..
OdpowiedzUsuń" - powoli acz konsekwentnie stajemy się fragmentem otaczajacego lasu. ;)" - to spodobało mi się bardzo! :)
Mi tez w czasie pisania bylo milo to powspominac... Cieplo, slonce, brak sniegu.. ech.. Nie lubie zimy!
Usuń